Ubierali się w ciszy. Alec po jednej stronie łóżka, Magnus po drugiej. Alexander wkładał to, w czym przyszedł poprzedniego dnia, nie przejmując się tym, że jego ubranie nie nadaje się na spotkanie z jakimkolwiek demonem. Nawet tym najmniejszym. Wiedział, że za chwilę i tak znajdą się w Instytucie i tam przygotuje się odpowiednio.
Magnus natomiast w magiczny sposób co chwilę zmieniał na sobie ubranie. To nie pasowała mu koszula, to dodatki, to znowu do całości nie pasowały spodnie, albo buty. Alec stał, już w pełni ubrany i z założonymi na piersiach rękami obserwował poczynania czarownika.
- Dawno nie widziałem cię tak zdenerwowanego... - Powiedział cicho, okrążając łóżko i podchodząc do Magnusa.
-Dziwisz mi się? - Zapytał, pochylając się nad łóżkiem, na którym położył sporych rozmiarów szkatułkę, grzebiąc w niej w poszukiwaniu rodowego sygnetu. Dostał go niegdyś od ojca jako symbol jego przynależności do jego linii krwi. Tym gestem Asmodeusz potwierdził, że jest jego synem i że przyznaje się do niego. Na co dzień nie nosił go, bo nie chciał, zawsze kojarzył mu się z pewnego rodzaju kajdanami, ale teraz wiedział, że jeśli nie będzie miał go na palcu, ojciec na pewno to zauważy i będzie niezadowolony. A nie chciał stwarzać niepotrzebnych sytuacji. Znalazł go w końcu i ściągając jeden ze swoich ulubionych pierścieni, założył na palec ten od ojca, wrzucając poprzedni do szkatuły. Wyprostował się i odwrócił do Aleca. - No co?
- Jaki założysz płaszcz? - Zapytał Alec, czym wprawił Magnusa w spore zdziwienie. Nie spodziewał się takiego pytania.
- Myślałem o tym czarnym, z wytłaczanymi wzorami, z czerwonymi akcentami. Jest dobrze skrojony i dość ciepły a tam będzie zimno. Bardzo zimno.
- W takim razie zmień koszulę na tę bordową. Będzie lepiej pasowała niż ta, którą teraz masz na sobie.
Magnus spuścił wzrok i stwierdził, że Alec ma rację. Błękit, choć idealnie pasował do oczu łowcy, do płaszcza pasować nie będzie... Machnięciem ręki zmienił kolor koszuli i podniósłszy głowę, uśmiechnął się do Aleca. Złapał go w pasie i przyciągnął do siebie.
- Od kiedy tak dobrze znasz się na modzie? Coś mi umknęło? Odkąd dostrzegasz inne kolory, niż czerń?
- Zastanówmy się... - Alec postukał się po nosie, udając, że nad tym myśli... - Od kiedy się znamy? To będzie coś tak około... - Powiedział i zaśmiał się, kiedy Magnus pocałował go w czubek nosa. - Jesteś najbarwniejszą osobą jaką znam. I bardzo cię proszę, potraktuj to jako komplement.
-Tak to traktuję. - Odpowiedział i wtulił się w Aleca. Potrzebował jego bliskości i obecności. Alec to wyczuwał i dlatego zagarnął go bardziej, zamykając w swoich ramionach i gładząc uspokajająco jego plecy. Stali tak, napawając się swoją obecnością, upajając zapachem, wsłuchując się w bicie swoich serc. Nie spieszyli się.
Po jakimś czasie Magnus podniósł głowę.
- Musimy się zbierać, jeśli mamy zdążyć. Przeniosę nas do Instytutu. Dałeś im znać, tak?
Alec kiwnął głową i wypuścił Magnusa z ramion.
-W takim razie chodźmy, bo ja tez muszę odpowiednio ubrać się na powitanie twojego ojca. Zabrać łuk, kilka noży...
Magnus zatrzymał się w pół ruchu, kiedy dotarły do niego słowa Aleca.
- Alexandrze.... Musisz mi coś obiecać, dobrze? Bardzo cię proszę, nie zrób nic głupiego... W tym konkretnym momencie bądź po prostu łowcą... Nie moim chłopakiem... Być może zobaczysz mnie w sytuacjach do mnie nie podobnych, być może nie zachowam się tak, jak do tego przywykłeś... Nie reaguj. Ale nade wszystko nie rób nic prowokującego. Obiecaj mi to, Alexandrze.
CZYTASZ
Magnus Bane I Dziwne Jego Przypadki
FanfictionMagnus Bane to Wielki Czarownik Brooklynu. Ekscentryk jakich mało, gdzie się nie pojawi, wzbudza ogólne zainteresowanie. Niebanalny, kolorowy, chodzący własnymi drogami buntownik. Tak postrzegany jest przez ogół. Tylko jego nieliczni najbliżsi wi...