Rozdział 4/72

469 43 9
                                    

- Jeszcze raz ciebie przepraszam... na serio jest mi bardzo głupio - powtórzyłem po raz któryś tego wieczora, patrząc prosto w oczy Klaudii. Zobaczyłem też po raz któryś na jej ustach mimowolny, gdzieś skrywany uśmieszek, nie był to uśmiech, ale taki mini, mini uśmieszek. Widać, że o ile w pracy, przy stojakach była w swoim żywiole, zachęcając potencjalnych kupców do zakupu okularów, tutaj, podczas kolacji, w moim towarzystwie zmieniła się nie do poznania. Była skrępowana i skryta, tak jakby czegoś się wstydziła, bała się spojrzeć w oczy, była małomówna. Miałem nadzieję, że może niewielka ilość alkoholu pod postacią chociażby piwa troszkę ją rozluźni, ale odmówiła tłumacząc się braniem leków i zamawiając herbatę. Nie, nie czuła się źle w mym towarzystwie, po prostu odsłoniła swoje inne oblicze.

- Nie przepraszaj już... wyjaśniliśmy to sobie ... jutro też jedziemy do Kazimierza? - odpowiedziała, przy okazji zmieniając temat.

- Jutro rano zaczynam dniówki - odpowiedziałem. Rzeczywiście pracowałem pomimo niedzieli.

- Szkoda ... fajnie dziś było - usłyszałem.

- No niestety ... po drugie, sprzedałaś wszystkie najfajniejsze okulary. Nie mam więcej. W poniedziałek po południu muszę pojechać do Lublina do hurtowni i kupić nowe. Chciałabyś pojechać ze mną? ... Szczerze mówiąc ... liczę na twój gust. -

- A rano ... też pracujesz? - usłyszałem pytanie, na które odpowiedziałem twierdząco. Pracowałem na trzy zmiany w systemie czterobrygadowym, więc miałem po kolei cztery dniówki.

- Dobrze, pojadę z tobą - odpowiedziała po chwili. Podziękowałem, nie bardzo wiedząc o czym dalej mam rozmawiać. Na szczęście to ona przejęła inicjatywę.

- W sierpniu też chcesz bym u ciebie pracowała? -

- Tak, jeśli tylko chcesz. Może nie przez cały miesiąc, ale dopóki dobrze będą się sprzedawać okulary, chciałbym żebyś u mnie pracowała. - odpowiedziałem, patrząc ponownie w oczy mojej rozmówczyni. Zgodziła się chętnie, wyjaśniając, że przecież i tak nie ma zajęcia, więc to jest jej jedyna możliwość przebywania po za domem.

- Idziesz gdzieś dalej do szkoły? - zapytałem, lecz zaprzeczyła. Nie chciałem się za bardzo wypytywać jakie ma plany na przyszłość, wspomniałem więc jej o swoim zamiarze dalszej edukacji. Wyjaśniłem, dlaczego poszedłem do zawodówki, wspominając też o podjęciu nauki w liceum.

- Będziesz pracował i się uczył? Ciężko ci będzie - usłyszałem.

- Wiem. Niestety. Chciałem szybko zdobyć zawód, by móc iść zaraz po szkole do pracy. Kończąc szkołę zawodową, nie wiedziałem, że uda mi się ją znaleźć i to w naszych azotach ... więc już w czerwcu, nim ją dostałem, zapisałem się do szkoły wieczorowej i zdałem egzaminy wstępne. Zobaczę ... jeśli się uda ... to pociągnę i pracę ... i szkołę. - odpowiedziałem

- Ja ... też poszłam do zawodówki ... żeby mieć zawód. Będąc w pierwszej klasie ... zachorowałam, dlatego mam rentę - odpowiedziała Klaudia. Nie pytałem o szczegóły, ani na co zachorowała, ani jakim cudem ma rentę, uznałem, że sama mi może o tym kiedyś opowie.

- Rozumiem - odpowiedziałem uśmiechając się po raz nie wiem który tego wieczora i kładąc swoją rękę na jej dłoni, która jak dotąd spoczywała na stole, centralnie, naprzeciwko mnie. Przez moment miałem wrażenie, że ucieknie przed mym dotykiem, ale tak się nie stało. Miała bardzo malutką i delikatną dłoń, bardzo miłą w dotyku. Jej paznokcie pomalowane były w jej ulubionym kolorze, niebieskim. Gładziłem ją przez moment swoją ręką, patrząc w jej twarz i niebieskie tęczówki, które w tym momencie chyba z zawstydzenia nie patrzyły na mnie, ale gdzieś obok, skierowane w dół.

- Idziemy? - zapytałem, nadal trzymając swą rękę na jej dłoni. Przytaknęła, wiedziałem już wcześniej, że wieczorem musi wziąć leki , których nie miała przy sobie z uwagi, że nie spodziewała się przecież wieczornej kolacji, więc po uregulowaniu rachunku wyszliśmy z pizzerii. Było już ciemno. Skierowałem się w kierunku samochodu.

- Jakub ... przejdźmy się ... proszę . Wiem, będziesz się wracał po samochód ... ale tylko kawałeczek - usłyszałem niemalże szept Klaudii. Zgodziłem się.

***** Andrzej *****

W mieszkaniu Łukasza byłem moment, czekał już na mnie z wypchanym plecakiem, zapewne z zapakowaną wałówką dla brata i szwagierki . Wyszliśmy więc kierując się w kierunku osiedla na którym mieszkał Bartek z żoną i małym synkiem. Na miejsce dotarliśmy po dwóch, może trzech kwadransach rozmawiając cały czas ze sobą. Nie chciałem wchodzić pomimo namowy Łukasza do domu jego brata, nie miałem ochoty spotkać się z Beatą, z którą od jakiegoś czasu, podobnie jak i z jej starszą siostrą nie miałem kontaktu. Zostałem więc na dole, przed blokiem, w którym mieszkała niegdyś babcia Łukasza, a teraz Bartek z rodziną. Chwilę to trwało nim ponownie ujrzałem w drzwiach wejściowych Lukiego. Uśmiechnął się do mnie mamrocząc pod nosem jakieś przeprosiny. Skierowaliśmy się w kierunku centrum, w stronę skąd niedawno przyszliśmy. Ruchów Łukasza nie krępował już plecak, który zostawił u Bartka, szliśmy więc nieco szybciej rozmawiając i gestykulując, czasem śmiejąc się, gdy któryś z nas powiedział coś zabawnego. Zbliżał się wieczór, na dworze stawało się coraz ciemniej.

Po drodze mijaliśmy park w którym na moment przystanęliśmy, za sprawą Łukasza, który nagle chwyciwszy mnie za rękę i odwróciwszy się do mnie, złapał mnie drugą, wolną ręką za tył głowy i przysuwając do siebie namiętnie pocałował w usta. Trwało to chwilę. Nasze nosy dotykały siebie, czując na przemian na naszych twarzach wydychane powietrze, jego język wędrował w mych ustach na boki, wsuwając się w nie i wysuwając. Przez moment ssał moją dolną wargę lekko ją też przygryzając. Ale tylko przez moment, gdyż po chwili jego język przesuwał się delikatnie po moich wargach zwilżając moje w tym momencie wysuszone usta. To było cudowne. Jak zwykle swym nagłym, niespodziewanym zbliżeniem, Łukasz znów mnie zaskoczył. To co ze mną robił ponownie - jak już wielokrotnie się zdarzało - sparaliżował mnie, tak iż stałem jak kołek poddając się jego czułym zabiegom. Niestety, musieliśmy przerwać ... ktoś zbliżał się w naszym kierunku, jakaś parka, pewnie zakochanych.

- Do później - usłyszałem ciepły szept Łukasza tuż przy moim uchu, gdy oderwał swe usta od mych warg. Ruszyliśmy w kierunku zbliżającej się pary, szli z naprzeciwka. Nadal drżałem, rozmiękczony namiętnym pocałunkiem Łukasza, który nie tylko sparaliżował me ciało, ale doprowadził też do autentycznego paraliżu mego członka, który stał się duży i twardy, wypychając w tym momencie cienki materiał krótkich spodenek. Czułem się naprawdę zakręcony. Gdyby ktoś znajomy spotkał mnie w tej chwili, pomyślałby, że jestem zamroczony lub odurzony jakimiś używkami. I problem w tym, że w zbliżającej parze rozpoznałem twarz Jakuba i ... jakiejś dziewczyny, którą trzymał za rękę. Miałem w tym momencie chęć zapaść się pod ziemię.

Live 3Where stories live. Discover now