episode 42: happy new year

180 20 6
                                    

Drewniana barierka na Eungbong-san całkowicie pokryła się śniegiem. Seungmin ułożył obie dłonie na odgrodzeniu, przez co momentalnie poczuł jak jego brązowe rękawiczki przesiąkają wodą. Mimo tego wcale nie było mu zimno, ani przez otaczający go zewsząd biały puch, ani przez panującą niską temperaturę. W tamtej chwili nic mu nie przeszkadzało, zupełnie jakby nie istniała siła, która mogłaby odciągnąć jego uwagę od podziwiania miasta zimą. Popularny punkt widokowy niemal o każdej porze dnia i nocy pełen był ludzi, jednak tym razem poza brunetem wokół nikogo nie było. Chłopak naciągnął czapkę na uszy i oparł się łokciami o barierkę, wychylając się do przodu. Dopiero wtedy poczuł ciepło innego ciała, ciała które prawdopodobnie rozpoznałby wszędzie. Czarnowłosy splótł dłonie na brzuchu Kima i wtulił się w jego plecy. Młodszy uśmiechnął się pod nosem na ten gest i odwrócił się przodem do Seo, w milczeniu przyglądając się jego twarzy. Jego ciemne kosmyki niechlujnie opadające mu na czoło pełne były maleńkich, błyszczących płatków śniegu. Nos chłopaka zaczerwienił się od mrozu, dodając mu jeszcze więcej uroku. Bo kiedy wszyscy widzieli w Changbinie tylko jego zimną, zewnętrzną skorupę brunet zawsze dostrzegał w starszym te delikatność i łagodność. Nigdy nie chciał i nigdy nikogo by nie skrzywdził, i nie zasługiwał na żadne zło tego świata. Nie odzywali się do siebie, nie czuli takiej potrzeby. Wraz z wybiciem północy niebo nad całym Seulem zabłysnęło kolorowymi światełkami. Fajerwerki mnożyły się co chwila prezentując nowsze, jaśniejsze i wyrazistsze barwy. Jednak Seungmin nie odwrócił wzroku ani na moment. Widział wszystkie odcienie sztucznych ogni odbijające się w oczach starszego. Błyszczały jeszcze przez chwile, dopóki niebo znowu nie stało się czarne. A zanim Kim zdążył go pocałować, Seo zniknął pozostawiając po sobie tylko tańczące płatki śniegu.

- Długo jeszcze? - krzyknął Seungmin uderzając w drzwi do łazienki tak mocno, że czuł już pieczenie w dłoni

- Chwila! - odpowiedział blondyn po raz kolejny

- To samo mówiłeś dziesięć minut temu - burknął Kim - I dwadzieścia też

Brunet po kolejnej minucie opierania czoła o drewniane odgrodzenie i wystukiwania hymnu Korei za pomocą dłoni uznał, że czekanie na przyjaciela nie ma sensu. Przeniósł się do kuchni i zaczął przekładać przygotowane wcześniej przekąski z blatu na stolik kawowy w salonie. Kiedy wszystko z wyjątkiem napojów i szampana czekało już na swoim miejscu, Hwang w końcu wyszedł z łazienki.

Jego długie, niesamowicie zniszczone od ciągłego farbowania włosy zaczesane były do tyłu i utrwalone żelem, jednak na tyle niechlujnie, że sprawiały wrażenie jakby Hyunjin dopiero co wyszedł spod prysznica, i nie zdążył jeszcze zająć się fryzurą. Jedynie dwa cienkie pasemka zwisały po obu stronach jego twarzy, dodające temu złudzeniu jeszcze więcej sensu. Blondyn podkreślił powieki ciemnym brązowym cieniem, prawdopodobnie tym samym którego używał by przygotować przyjaciela na randkę z Seo. Natomiast pod oczami i w kącikach z daleka mienił się złoty brokat. Usta też wydawały się młodszemu bardziej podkreślone, prawdopodobnie bordowym tintem i bezbarwnym błyszczykiem. Hwang miał tę niesamowitą zdolność, że poza wyglądaniem jak syn Afrodyty w każdym momencie swojego życia (bez względu na to czy obudził się dziesięć minut temu, zarwał całą noc czy przemoknął do suchej nitki wracając do domu), był w stanie sprawić że dosłownie każdy na jego widok tracił zdolność mowy. I chociaż Kim był do jego uroku przyzwyczajony, nadal nie uodpornił się na takie momenty jak ten, kiedy w ruch szła kolekcja kosmetyków Hyunjina. I chociaż sam gustował raczej w przypakowanych, czarnowłosych krasnalach które wzbudzają lęk u każdego kto tylko na nie spojrzy, to nie dziwił się ani trochę dziewczynom ze szkoły które przy każdej możliwej okazji na kontakt z Seungminem wypytywały go o numer do starszego.

the art of patience || seungbinTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang