Rozdział 2 Nowa praca

260 25 0
                                    


Obudziłam się z uśmiechem na twarzy, mozolnie przeciągnęłam, po czym dosłownie zrzuciłam sama siebie z łóżka, by iść wziąć szybki, poranny prysznic. Wstałam godzinę wcześniej, niż powinnam, aby przypadkiem się nie spóźnić. Zależy mi na pracy w tawernie Orłów. Ubrałam się we wczorajszą stylówkę, ale zmieniłam w niej jedynie koszulkę z Nirvany na czachę. 

-Dam radę staruszku - powiedziałam pod nosem, rozplątując łańcuszek, który zaczepił się o koszulkę, po czym wzięłam w palce przywieszkę krzyża, chwilę ją przetrzymując i wpatrując się w nią. Po chwili wypuściłam naszyjnik z dłoni, nie chowając go pod T-shirt, jak mam to w zwyczaju, a zostawiając go na, aby był widoczny.

Zarzuciłam na siebie kurtkę, plecak, po drodze zgarnęłam rękawiczki, kask i kluczyk od motelowego pokoju. Wybiegłam podekscytowana, zamykając za sobą w pośpiechu drzwi, po czym usiadłam na motocykl.

-Harlee, nie zawiedź, dziś ważny dzień - pogładził, bok wymalowanego baku, szczerząc się sama do siebie. 

Ponieważ jak się okazało, wyszykowałam się szybciej, niż podejrzewałam, miałam jeszcze trochę czasu do zaczęcia pracy, dlatego po drodze zajechałem do malutkiego baru Road66 utrzymanego w typowo amerykańskim stylu lat 60.
Miła, starsza pani, która jak się okazało była nie tylko kelnerką, ale również właścicielką restauracji od ponad 40 lat, zaserwowała mi śniadaniowy specjał o nazwie śniadanie farmera, na który składała się jajecznica, pieczarki, ser cheddar, boczek + tosty. Za całość zapłaciłam 13 dolarów. 
Wypoczęta, najedzona i zadowolona pojechałam prosto do tawerny. Zaparkowałam harleya jak dzień wcześniej na parkingu dla gości, po czym weszłam do środka, witając się z obecnymi w środku gośćmi oraz członkami klubu.
Roza szybko podbiegła do mnie. Witając się, widocznie szczęśliwa. Zostałam pokrótce oprowadzona przez dziewczynę po lokalu. W międzyczasie zostawiłam swoje rzeczy osobiste na zapleczu. Następnie opowiedziała mi więcej o serwowanym tutaj menu, przedstawiła ceny, pokazała jak podawać alkohole oraz jak przyrządzać potrawy. Najcięższe okazały się dla mnie steki, ponieważ nie do końca rozróżniałam stopnie wysmażenia, dodatkowo mieli kilka sposób na ich przyrządzenie- z rozmarynem, z czosnkiem oraz klasyczny z solą. Na szczęście Roza uspokoiła mnie, gdy powiedziała, że będzie pomagać mi w ich przyrządzaniu, póki nie nabiorę wprawy. Zostałam również poinformowana, że od członków klubu mam nie pobierać opłaty za posiłki. Wyjątkiem jest support oraz prospect, bądź jeśli jakiś member z własnej woli usilnie się uprze, by uregulować rachunek, to mam przyjąć zapłatę, gdyż nie ma sensu negować. Ponieważ raz, że to ich biznes, a dwa ośli upór dobrze im znany i przez nich uwielbiany. 

-I jak znalazłaś nocleg? - spytał motocyklista, który wczoraj mnie zatrudniał.

-Zatrzymałam się w motelu Central na razie na 4 dni. Podać coś panu? - spytałam.

-Rudą na kamieniu - usiadł na stołku barowym, po czym skrzyżował ręce, opierając je wcześniej o dębowy blat. -Kasy brak? - zapytał po chwili.

-Bywało lepiej - podsumowałam, nalewając whisky do szklanki. -Ale daję radę - wrzuciłam kostki lodu. -Proszę - postawiłam szklane naczynie przed mężczyzną.

-Wszystkie otrzymane napiwki, idą dla Ciebie - upił łyka. -A jak się dobrze spiszesz, może coś ci wcześniej wypłacimy - wstał. -I nie pan, a Ethan - odszedł, zabierając bursztynowy trunek ze sobą.

Później od Rozy dowiedziałam się, że Ethan jest tutaj kierownikiem, więc wszystkie braki w towarze, czy inne skargi i zażalenia mamy składać prosto do niego, a że z powodu swojej funkcji bywa tutaj dość często, nie powinno sprawiać problemu porozumienie się z nim w danej kwestii.

Dzień powoli mijał, wieczór przemienił w noc, tym samym pozwalając mojej zmianie dobiec końca. Cały dzień obsługiwałam gości, podając głównie naprzemiennie whisky oraz steki. Jak na pierwszy dzień pracy narzekać nie mogę, zarobiłam nawet 20 dolarów z napiwków, a mój domowy budżet wzrósł właśnie z 80 dolarów na 100 dolarów. Nocleg zapewniony mam jeszcze na 3 dni.  Jednak, jak tak dalej pójdzie, będę w stanie przedłużyć pobyt w motelu o jeszcze 4 dni, ponieważ wtedy zapłacę 105 dolarów, ale trzeba jeszcze odłożyć troszkę na jedzenie oraz zarobić na benzynę, gdyż niestety obecne rumaki lubią sporo jej pożerać. 
Gdyby tylko ktoś wiedział, że ledwo wiąże koniec z końcem, to padłby śmiechem, patrząc na zaparkowanego obok tawerny, Harleya-Davidsona za ponad 29 000 dolarów. Zajebisty paradoks tworzę, aż sama czasem nie dowierzam. Tylko że ja tak naprawdę go nie kupiłam. Po Californii jeździłam typowym dla lat 60 chopperem, zawsze takowy był moim marzeniem, a mało tego nie był on kupny, był customowy - własnoręcznie składany z różnych modyfikowanych części. Niestety ten model chopperów został wycofany ze sprzedaży lata temu ze względu na niebezpieczną konstrukcję spowodowaną mocno wysuniętym widelcem oraz mocno krojoną bryłą, aby osiągał jak największe prędkości. Dlatego jedynym sposobem, by posiadać go, w obecnych czasach jest modyfikacja. Składałam go z ojczulkiem w wolnym czasie, ale nie zdążyliśmy dokończyć wymarzonego projektu. Ja sama nie zamierzam go kontynuować, a przynajmniej na razie, gdyż to już nie będzie to samo. Z tego względu pozostawiłam go w garażu rodzinnego domu w Reno pod pokrowcem, by czekał na lepsze czasy, o ile nastaną. 
Czarno-chromowany Harlee, był oczkiem w głowie staruszka. Dbał o niego, lepiej niż o własną rodzinę, najmniejsza ryska nie miała prawa się na nim pojawić. Potrafił godzinami siedzieć w garażu, popijając piwo i dłubiąc przy nim, udoskonalając, czyszcząc, czy polerując chromy, by przyciągał swym błyskiem spojrzenia miłośników i nie tylko. 
Zawsze też powtarzał, że kiedyś ze względu na wiek będzie musiał przesiąść się na coś innego, lżejszego, a wtedy Harlee trafi w moje ręce, ale jeśli spróbuję go zarysować, to łeb mi urwie przy samej dupie i na to jeszcze będzie miał siłę. Często się z tego śmialiśmy wraz z wujkami. 
I rzeczywiście cudeńko ojczulka dziś należy do mnie, lecz, prawdę mówiąc, wolałabym, bym nigdy go nie odziedziczyć, bądź nie w takich okolicznościach, w jakich do tego doszło. Długi czas stał w garażu, kurząc się pod pokrowcem tuż obok mojego choppera, zanim ponownie wyjechał na drogę. Ciężko było zasiąść za kierą rumaka, który zgubił swojego jeźdźca, ale jedno przyznam, wujkowie perfekcyjnie spisali się, doprowadzając go do stanu sprzed feralnego dnia. Wygląda, jak w dniu zakupy, kiedy staruszek pojechał odebrać go z salonu. Pamiętny dzień, gdzie zapomniał o meczu syna, córki egzaminie na prawko i odwiedzinach dziadków, bo żył tylko tą chwilą. Mimo wszystko nigdy nie gniewaliśmy się za jego zapominalstwo, wręcz przeciwnie, śmieliśmy się z tych sytuacji, tłumacząc je jednym krótkim zdaniem "Oho Harlee ". Wystarczyło, by każdy od razu wiedział, że przegraliśmy z pasją, którą każdy rozumiał, choć nie podzielał.  Dwayne, preferował sport, niż motocykle. Mamę zawsze przerażały. Dziadek uwielbiał, bo sam jeździł za młodu, babcia zachwycała się z bezpiecznej odległości, a ja zostałam przez nie pochłonięta. Kochałam kiedy tata zabierał mnie, jako plecaczek na przejażdżki, a jeszcze bardziej ubóstwiałam, gdy przyjeżdżał motocyklem odebrać mnie ze szkoły. Wszystkie koleżanki zazdrościły mi staruszka, a w jednym z wujków chyba nawet podkochiwała się moja nauczycielka od wychowania fizycznego, przynajmniej tak mi się wydaję, ponieważ nigdy nie mogła oderwać od niego wzroku, jak widziała czekającą na Ann motocyklową rodzinę.
Piękne czasy. Gdy dorosłam, zamarzyłam, o czymś swoim. Mamuśka odradzała, tatusiek zachęcał, powtarzając zadowolony, że jego spuścizna nie przepadnie. 

-I nie przepadła - powiedziałam pod nosem, siedząc na Harleyu z przymkniętymi oczami, opierając dłonie o jego bak. -Jedziemy do domu Harlee - klępnęłam go, zakładając rękawiczki, gdy dostrzegłam kątem oka, że jestem obserwowana przez jednego z Orłów Wolności.

Odpaliłam ponad 300 kilowego rumaka, radującego duszę brzmieniem silnika, po czym ruszyłam ścigać horyzont, zakańczając dzisiejszy dzień.


Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz