Rozdział 28 Co dalej?

116 13 6
                                    


Początkowo nie czułam się najlepiej na corocznym zjeździe wikingów, ale po dwóch i kilku rozmowach, zaaklimatyzowałam się. Nie uwierzycie, ale znalazłam nawet 4 normalnie panie, trzy bez kamizelek i jedna z naszywką Property of...Nie jest jeszcze super, lecz na pewno mogę spojrzeć na to z innej strony, niż kiedyś. Dobrze, że dałam się namówić Nils'owi, bo chyba pomogło mi się to zmierzyć z bolesną przeszłością. Rozumiem, że nie powinniśmy żyć wspomnieniami, bo nigdy nie ruszymy naprzód, jednak czasem naprawdę ciężko się od tego odciąć. Szczególnie jeśli próbujesz w samotności. Mając w kimś oparcie, jest łatwiej. Ja niestety nigdy go nie miałam, a jeśli ktoś twierdzi inaczej z moich bliskich osób, to z przykrością stwierdzam, że musiało być tak nikłe, że nie odczuwalne dla mnie. Natomiast nie mam żalu, albo odrobinkę. Może z tym też kiedyś wygram. Na chwilę obecną jestem osobą skrytą, ciężko okazywać mi emocję, ale się staram, duszę w sobie problemy i nie chętnie się nimi dzielę, bo ciężko mi przyjąć od kogoś pomoc. Wszystkie te cechy uzyskałam na przestrzeni lat. Za dzieciaka byłam inna. Radosna, optymistycznie patrzyłam na świat. Empatia przychodziła mi z łatwością i chętnie pomagałam. Jednak mijały dni, miesiące, lata, a kolejne emocje wygaszały się, aż dotarłam do momentu wyjątkowej obojętności. Nie mówiłam o tym nikomu, nie chciałam niepotrzebnie martwić wujka problemami, których nabawiłam się po części dzięki rodzinie. Nocna rozmowa z Roger'em i późniejsza zaistniała sytuacja dała mi do myślenia. Zrozumiałam, że nigdy nie wybaczyłam mamie opuszczenia mnie. Dla każdego z nas był to ciężki czas, ale wspierając się, łatwiej byśmy go przeżyli. Tak niepotrzebnie wywiązały się emocjonalne spory między nami. Życie jest kruche, jak domek z kart. W każdym momencie może się skończyć, dlatego powinnam wziąć sprawy w swoje ręce. Bez sensu jest czekać, gdy wskazówki zegara mkną nieubłaganie szybko po tarczy zegara. Zrobię coś wbrew sobie. I szczerze nie wiem, jak tego dokonam, gdyż jest to wbrew mnie. Wyjawienie na światło dzienne swojego prawdziwego ja, które skrywam już tyle lat, wymagało będzie od mojej osoby sporego wysiłku. Czy się opłaci, nie mam pojęcia, a czy warto? Też ciężko określić. Mówią, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Jednak wyście poza swoją strefę komfortu dla nikogo nie jest łatwe. Zatem nie można od kogoś oczekiwać jego nagłej zmiany. Wszystko przyjdzie o określonej porze, pod warunkiem że spróbujemy. Ja spróbować chciałam wiele razy, ale kiedy łapałam do ręki mój dziennik, który jako jedyny wie, jak wielki ból oraz żal noszę w sobie i szłam do mamy wyznać, jak się czuję, na ostatnim etapie przegrywałam walkę z sobą. Prób było wiele, żadna nieodniesiona z sukcesem. Jednak tym razem postaram się, aby było inaczej. Nie obiecuję, że nie polegnę w ostatnich przedbiegach. Lecz obiecuję, że spróbuję. Po raz kolejny. Pojadę do Arizony, gdzie dziadkowie mają ranczo. Postawię rodzicielkę przed faktem dokonanym. Ponieważ gdybym się zapowiedziała jeszcze zostałabym zbyta, jak kiedyś. Wiadomo, że dziecko potrzebuje rodziców i naturalne jest, że będzie zabiegało o kontakt, nawet kiedy będzie odrzucane. Taka dziecięca naiwność. Wiesz, że jesteś problem, a i tak zabiegasz o uwagę, głupio łudząc się, że nagle zmienią zdanie. Zaczną Cię słuchać, nie unikać. Rozmawiać, gdy nawiązujesz kontakt, nie zbywać, bądź wychodzić z pomieszczeń, w których Ty przebywasz. Interesować się Tobą, kiedy coś pokazujesz, lub czymś się chwalić, bo cieszy Cię ta rzecz i chcesz się z kimś tym podzielić. Niestety są to złudne nadzieję. Nie zmienisz czegoś, co nie istniało od początku. Zastanawia mnie jedynie skąd, to się wzięło. Myślałam, że jestem dzieckiem, jak każde inne i mam kochającą mnie rodzinę. Tymczasem z każdymi kolejnymi urodzinami docierało do mnie, że nie jestem dzieckiem takim, jak inne, a odtrąconym na bok. Wcześniej tego nie widziałam, teraz przejrzałam na oczy, zwyczajnie mama była zapatrzona w mojego brata. On był jej pierworodnym numer jeden. Można rzec, że podzielili się rodzice dziećmi. Mama wzięła braciszka, który nawet nie potrafi do siostry się odezwać, a tata wziął mnie. Wiem, że zaraz ktoś powie stereotyp synuś mamusi, córeczka tatusia. Jednak nie oznacza on, że nie można kochać po równo. I nie omieszkam jej tego wypomnieć. Nie interesuje mnie, jak się poczuję. Chcę, by wiedziała, ile krzywdy jej zachowanie wyrządziło mi na przestrzeni lat. I z czym pomimo dorosłego wieku muszę się zmagać. Pamiętajmy, że nikt nie rodzi się potworem, potwory tworzymy sami. Nie pojadę jednak sama do Arizony. Towarzyszył będzie mi Roger. Obcy w teorii człowiek, bo był jedynie przyjacielem taty oraz domu. W praktyce człowiek bliższy mi, niż moja rodzina. Niech zobaczy na własne oczy, że istnieją ludzie, którzy mimo braku więzów krwi życie za Ciebie oddadzą. Nie musiał obdarzać mnie bezgraniczną miłością. Nie kazał mu nikt sprawować nade mną opieki. Raz padła taka prośba z ust taty, gdyby coś mu się stało. Jednak Roger miał swoje życie i nie musiał się godzić na wpuszczenie do niego nastolatki. On potrafił stać się ojcem z dnia na dzień, choć tę funkcję szkolił każdego dnia i mam wrażenie, że do dziś całkowicie jej nie opanował, ale próbował. Natomiast kobieta, która mnie urodziła i miała wystarczająco lat, by obdarzyć uczuciem, zawiodła na całej linii. Ja naprawdę nie oczekiwałam dużo. Jedynie miłości, zainteresowania i czasem głupiej, nawet 2-minutowej rozmowy. Dlatego zamierzam stanąć z nią twarzą w twarz, powiedzieć swoje bolączki i wskazać jej moją prawdziwą rodzinę. Okłamywałam się, że pogodziłam się z tymi uczuciami. Okłamywałam się też, z tym że rozumiem jej decyzji. Nie pogodziłam się z niczym takim. Dość krycia żalu. Doszłam do momentu, gdzie wszystko mi obojętne, zatem mamusia spodziewaj się mnie w niedługim czasie. Ciekaw jestem, jak będziesz się tłumaczyć.

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz