Rozdział 75 Przepraszam

60 7 3
                                    


Głowa mi pęka, światło razi, ciało boli, a myśli zbłądziły. Odzyskuję powoli świadomość, ktoś stoi nade mną, świecąc mi małą latarką w oczy, by sprawdzić reakcję źrenic. Pełno kabelków pode mnie popodłączali, a ja czuje się jak pijana. Błądzę wzrokiem po białym suficie, zastanawiając się, gdzie jestem, ktoś coś do mnie mówi, lecz bardzo niewyraźnie, jakby mówił z dalekiej odległości. Chcę się poruszyć, ale nie mogę. Nie mam siły. Jestem wyczerpana, nawet wyduszenie z siebie słowa wydaję się niewykonalnym. Umarłam, przegrałam walkę i teraz to wszystko mi się wydaję? Czy żyję i próbują przywrócić mnie do rzeczywistości? Nie czuję gniewu, złości, ani nawet żalu, bo i te emocje wydają mi się zbyt ciężkie, przytłaczające. Czuję się stłamszona, a jedynie, na co mam ochotę, to zalać się łzami. Nie wiem nawet, czy straciłam ciąże, boję się zapytać. Pamiętam jednak, że nim zemdlałam, zaczęłam odczuwać silne bóle w dole brzucha, a następnie wystąpiło krwawienie. Starałam się, uważać, lecz to był krytyczny moment, musiałam ryzykować. W tym starciu nie było miejsca na remis. On, albo ja. Wiedziałam, że zaraz zabraknie mi sił, po tym co mi podał. Czas kończył się dla mnie zbyt szybko. Zaczęłam tracić równowagę, serce przyśpieszyło, tętno się podwyższyło, po dłuższej chwili miałam wrażenie, jakbym widziała za mgłą. Przez chwilę myślałam, że to koniec. Gdy siły mi opadły, a Jeylen usiadła na mnie w rozkroku i zacisnął dłonie na szyi. Pamiętam jeszcze, że zdążyłam ranić go nożem, który wypadł mu zza paska, gdy się pochylił nade mną. Później już tylko zobaczyłam jakąś postać w drzwiach, która chyba obezwładniła Jeylen'a, a następnie ukucnęła przy mnie, podając mi jakiś kolejny zastrzyk, po którym zasnęłam. Obudziłam się dopiero teraz ze świadomością, że tak naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje.

-Budzimy się - ktoś delikatnie potrząsnął moim ramieniem. -Nie śpimy - głos stawał się coraz wyraźniejszy. -Otwieramy oczka, halo, proszę się budzić - z trudem otworzyłam ciężkie powieki, spoglądając obojętnym wzrokiem na mężczyznę w kitlu po mojej lewej.

-Gdzie jestem? - spytałam cicho, rozglądając się po szpitalnej sali.

-Szpital w Wyoming, niedługo będzie pani transportowana do Nevady na prośbę Sierżanta Darren'a  Moore'a, ale wpierw ustabilizujemy pani stan - skinęłam ledwie zauważalnie. 

Nie odwdzięczę mu się nigdy za tę jego pomoc, ponieważ niedługo to urośnie do takich rozmiarów, że nie zdołam. Przecież on co chwila w czymś mi pomaga.
Wyoming od Reno oddalone jest o prawie 890 mil (1431.39 km), czyli około 14 godzin jazdy. Dlatego zdecydowano, że tę odległość pokonamy helikopterem medycznym, a razem w nim poleci ze mną Oficer Daryl Stone, który podczas lotu zbierze ode mnie zeznania i które będę musiała znów powtórzyć zapewne Darren'owi oraz innym funkcjonariuszom, zamieszanych w sprawę mojego porwania.
Zatem zagłębmy się raz jeszcze w dzień, który mógł być moim ostatnim dniem w życiu.

Późnym wieczorem Jeylen wpadł do sypialni, w której miałam odpoczywać. Dlaczego miałam? Ponieważ już dawno mnie w niej nie było. Wymknęłam się po cichu, gdy wyszedł przed dom. Skąd wiedziałam, że akurat nie ma go wewnątrz? A stąd, że zamaskowany pan dał mi znać, pukając najciszej, jak się da w drzwi pokoju. Podejrzewam, że noc może być dniem, gdy Jeylen zechce się mnie pozbyć. Musiałam być przygotowana. Tej nocy miała się odbyć walka na śmierć i życie, ponieważ nie zamierzał ulec mu i pozwolić się wywieść do innego miejsca. Gdyż to mogłoby spowodować, że już nie zostałabym odnaleziona nigdy. Nie mogłam, do tego dopuść. Żyć życiem Judy całe swoje życie, nie było czymś rozsądnym, gdyż w pewnym momencie jej życie się kończyło. Zbyt ryzykowna gra, na którą nie mogłam sobie pozwolić w obecnym stanie. Zwinęłam z kuchni nóż. Tak na wszelki wypadek, nie zdążyłam z nim jednak wrócić do sypialni, więc zamknęłam się w łazience, pod pretekstem ciążowych mdłości. Oczywiście Jeylen swoje musiał się wykrzyczeć podobnie, jak musiał mnie uderzyć, a wszystko z wytłumaczeniem, że na pewno coś kombinuję i miał rację, kombinowałam. Uznałam, że sytuację w łazience wykorzystam do jego przeprosin, jak zawsze robiła Judy. Musiałam się trochę poświęcić i nie zwymiotować przy tym, ale warto było. Jeylen siedział na kanapie w salonie, rozmawiając z zamaskowanym nieznajomym. Podeszłam do niego bliżej z miną zbitego psa i przystąpił do prób przeprosin. Popchnęłam go delikatnie do tyłu, by oparł się o oparcie kanapy, następnie usiadłam na nim okrakiem. 

Podróżując stalowym rumakiemWhere stories live. Discover now