Rozdział 79 Rodzina

88 9 8
                                    


Przed południem wyjechaliśmy z Reno do Sparks odebrać Sheila'e z kliniki. Dziś oficjalnie kończy swój odwyk, ale tak naprawdę dopiero w życiu codziennym, kiedy przyjdzie mierzyć jej się z przeciwnościami losu, przekonamy się, czy te wszystkie terapie, spotkania oraz rozmowy rodzinne w półrocznym odizolowaniu od świata faktycznie coś dały. Na pewno stała się silniejsza, pewniejsza siebie, zdyscyplinowana. Pożegnała się z egoizmem, naiwnością, hipokryzją oraz lekkomyślnością. Jeszcze tylko brakuję, żeby stała się bardziej odpowiedzialna, troskliwa oraz sumienna i mamy komplet. 
Czekaliśmy przed głównym wejściem do budynku na moją biologiczną matkę. Wyszła po 10 minutach oczekiwania na nią, wesoła z uśmiechem na twarzy i doznała niemałego zdziwienia, kiedy ujrzała mnie w nieco innej postaci. Nie widziała mnie od czasu rodzinnej terapii, a wtedy brzuch był jeszcze niewidoczny. Dziś już jest całkiem spory. Zapewne, gdyby nie była, to ciąża bliźniacza nie zmagałabym się teraz z problem zbyt dużego brzucha, a niestety jest to na razie 6 miesiąc, więc już się obawiam, jaki będzie w 8, czy 9 miesiące. Wcale się nie zdziwię, jak nie będę w stanie się ruszać w ogóle, gdyż już mam zbyt drobne problemy i czasem muszę korzystać z pomocy Nils'a, bądź wujków, żeby przemieścić się z samochodu do domu, lub ze zwykłej kanapy do kuchni. Czuję się jak kaleka momentami i wstyd mi jest tak ich wykorzystać. Chociaż wiem, że oni tak tego nie widzą, dla nich to normalna pomoc, ale ja nie jestem przyzwyczajona do takich gestów i ciężko mi się z tym oswaja, gdyż nie wiem nawet, w jaki sposób powinnam dziękować.
Kobieta zaraz wejściu do samochodu zaczęła opowiadać nam wszystko o swojej terapii, cieszyłam się, widząc ją taką szczęśliwą, lecz na wspólny dzień umówiłyśmy się na jutro, ponieważ chciała odpocząć, wyspać się nareszcie. Dlatego odstawiliśmy ją do domu i wspólnie z Nils'em pojechaliśmy na klub. Miał zaplanowany stół, więc zapytał się, czy nie odwieść mnie do domu, gdyż długo może on potrwać. Jednak zaprzeczyłam. Na klubie zapewne będą kręciły się kobiety motocyklistów, a ja z miłą chęcią spędzę z  kimś czas. 
Jednak, zamiast spędzić ten czas z Old Lady, gdy wszyscy panowie udali się na zebranie, ja poświęciłam go na snuciu motocyklowych opowieści chłopcu, który potajemnie obserwował motocykle zza klubowej bramy. 
Początkowo bał się przekroczyć bezpiecznej strefy, gdy zaprosiłam go, żeby obejrzał motocykle z bliska, lecz przekonał się, kiedy zobaczył, że jestem w ciąży. Młody chłopak około 12 lat, ciemnoskóry, krótkie czarne włosy, ciemne bystre oczy, ubrany w koszulkę z logo ulubionego klubu piłkarskie oraz krótkie spodenki.

-A nie zrobię pani problemów? - spytał lekko przestraszony. -Nie chcę sprawiać kłopotów - spuścił wzrok.

-Chodź, nie bój się - wyciągnęłam do niego rękę, szczerze się uśmiechając. -Do tego klubu należy mój narzeczony, tata oraz pełno wujków, nie będą się gniewać, ucieszą się z kolejnego miłośnika motocykli - chłopiec odwzajemnił uśmiech i nieco się rozchmurzył. Podał mi rękę i wspólnie ruszyliśmy w kierunku rzędu motocykli. 

Chłopcu na widok dostojnych, lśniących maszyn, oczy rozbłysnęły, niczym klejnoty. 

-Wiesz, jak na nas nazywają? - spojrzał na mnie zaciekawiony. -Szaleńcy, buntownicy, marzyciele -wyszeptałam.

-To pani też należy do klubu? - otworzył szeroko oczy ze zdumienia.

-Nie, ale jestem motocyklistką, mam swojego ukochanego harleya, jestem bardzo blisko klubu, a mój przyszły mąż jest jego presidentem - młody spojrzał na mnie z fascynacją. 

-Zna się pani na motocyklach? - przytaknęłam. -A zna pani o jakieś ciekawe historię? - spytał z nadzieją w głosie. 

-Znam - odpowiedziałam ze stoickim spokojem. -Spójrz - wskazałam palcem na motocykl Kevin'a, który za piórnik wytknięte miał pióra orła. -Wiesz, co oznacza ten element? - zaprzeczył.

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz