Rozdział 55 W grupie siła

68 9 5
                                    


Gdy obudziłam się rano Nils'a nie było obok. Przeciągnęłam się mozolnie, ziewając przy tym. Praktycznie całą noc zastanawiałam się co zrobić dalej, ale tak naprawdę nie zrobię nic. Mleko się rozlało i temu nie zaradzę. Powinnam porozmawiać z wikingiem, jestem mu to chyba winna po wczoraj. Wygramoliłam się leniwie z łóżka, zgarnęłam po drodze z fotela szarą bluzę mężczyzny, która przeszła zapachem jego perfum - drzewna nuta cedru w połączeniu z aromatem tytoniu oraz whisky, tworzyły niesamowite połączenie. Uwielbiałam ten zapach, dodatkowo idealnie do niego pasował. Zarzuciałam materiał na gołe ramiona i boso pomaszerowałam do salonu. Nie zastałam tam chłopaka, sprawdziłam kuchnię, też nic. W garażu pusto został mi do sprawdzenia ogród. Siedział na tarasie i palił papierosa. Wzięłam głęboki wdech i wydech, po czym otworzyłam drzwi i nieśmiało wyszłam na dwór. 

-Zmarzniesz - stwierdził zerkając kątem oka na mój strój. 

-Powinniśmy porozmawiać - podeszłam bliżej do niego. -Przepraszam - powiedziałam cicho. -Słabą dziewczynę sobie wybrałeś - parsknęłam, nerwowo się uśmiechając i wzruszając ramionami.

-Co ty za głupoty gadasz? - zgasił papierosa, po czym wyciągnął dłoń w moim kierunku. Podałam mu rękę, a on przyciągnął mnie bliżej, usiadłam mu na kolanach. -W żadnym momencie nie uważałem, że jesteś beznadziejna - objął mnie w talii. -Wręcz przeciwnie, rozumiem, że wszystko cię przytłoczyło - spuściłam głowę i trzymając dłonie na uda, splotłam ze sobą palce, starając się nie dać po sobie poznać, że się denerwuję. -Będziesz musiała odnaleźć się w nowej roli, ale nie będziesz sama -czułam, jak szklą mi się oczy. 

-Ja po prostu się boję - spojrzałam na niego. -Boję się przyszłości i tego, że będę musiała ze wszystkiego zrezygnować, poświęcić się dla dziecka, rozumiesz? - przytaknął. -Nikt nie pytał, czy chcę cokolwiek poświęcać, a uwierz mi nie chcę - po policzku popłynęła łza.

-Skarbie - westchnął. -Jeśli chcesz, możesz usunąć ciąże - spojrzałam na niego zaskoczona. Nie spodziewałam się takiego zdania z jego ust.

-Ale to by było samolubne wobec ciebie - zaprotestowałam z jakiegoś powodu, choć wizja usunięcia przemawiała do mnie. 

-To działa w dwie strony - powiedział z wymalowaną powagą na twarzy. -Gdybym kazał Ci urodzić, to byłoby samolubne wobec ciebie - uniósł brew pytajaco. -Nie ważne, jaką podejmiesz decyzję, będę cię w niej wspierał - słuchałam z uwagą, podziwiając w głębi duszy jego postawę. -Zdecydujesz usunąć, wspólnie znajdziemy klinikę i pojadę tam z tobą. Zdecydujesz urodzić, zadbam o was najlepiej, jak będę mógł - rozczuliłam się. Przeklęte wahania nastrojów. -Nie jesteś sama, rozumiesz? - skinęłam przytakująco.

-Ale nie zabronisz mi jeździć motocyklem? - spytałam żartobliwie, gdy humor troszkę mi się poprawił, dzięki niemu.

-Zależy co wybierzesz - puścił mi oczko. -Jeśli opcję drugą, to nie zabronię do pewnego momentu - westchnęłam. -Spokojnie, byle byś w zaawansowanej nie wsiadała - zaśmiał się. -Ann, nie zamknę cię przecież w domu. Ja nie chcę kury domowej, chcę, żebyś żyła życiem, jakie do tej pory prowadziłaś i nie daj sobie wmówić, że to niemożliwe, zrobimy tak, żeby było to możliwe - pocałował mnie.

-Nie kłamałam, że cię kocham - uśmiechnęłam się, chyba udało mu się, podnieść mnie odrobinę na duchu.

-A ja nie zwątpiłem w to - odwzajemnił uśmiech. -Też cię kocham - powiedział to, od razu ciepłej mi się na serduszko zrobiło. -A właśnie, chcesz jechać ze mną do warsztatu, zobaczyć jak auto odnawiają? - zmienił nagle temat. Przytaknęłam, wstając. -To idź się szykować - klepnął mnie w tyłek pośpieszając. -I nawet nie myśl, że wpakujesz się do mnie, jedziesz swoim - dodał, udając groźnego.

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz