Rozdział 15 Nie zbaczaj z drogi

155 17 2
                                    


Wychodząc z cmentarza, minęłam się z mężczyzną, który spowodował wypadek. Przystanęłam na chwilę, po czym zamieniłam z nim kilka słów i pośpiesznie wróciłam do wuja, który z oddali już karcił mnie spojrzeniem. Zabraniał mi wszelkich kontaktów z tą częścią społeczeństwa. Zapewne wiedział więcej, niż ja, stąd jego zakaz. Oczywiście mogłabym go nie posłuchać, jak zbuntowana nastolatką, którą swoją drogą nie byłam już od dobrych kilku lat. Lecz nie jednokrotnie przekonałam się, że Roger nie robił nic bez powodu, a wszelkie zakazy i nakazy zawsze były podparte godnymi uwagi argumentami, które aż wstyd byłoby podważać. Dodatkowo nie chciałam robić niepotrzebnych problemów, bądź raczej być dla niego problem. Niby wiele razy udowadniał mi, że tak nie jest, ale mimo wszystko jego opinia cierpiała, zwłaszcza w okresie mojego niesławnego zamiłowania do wszelakich używek. Stałam się wtedy niewdzięczną smarkulą. Gówniarą, która zburzyła spokojne, poukładane życie ich Presidenta. Jednak w tamtym czasie wszyscy klubowicze wiedzieli o zaistniałej sytuacji i po części rozumieli moje postępowanie. Niektórzy mnie usprawiedliwiali, inni starali się tłumaczyć, a jeszcze inni zwyczajnie podrzucali słodkości na poprawę humoru, bo wtedy nie byli przypadkowymi ludźmi na mojej drodze, byli wujkami. Każdy kolejny otrzymywał tę samą rolę i wszyscy spisywali się w niej zaskakująco dobrze. Zdarzało się, że pojawiali się śmiałkowie, którzy starali się uchronić mnie przed gniewem Roger'a, kiedy coś przeskrobałam, ale nie zawsze uchodziło mi to na sucho. Szczególnie w czasie ucieczki od bólu z pomocą używek. Żaden z nich nie osądzał mych czynów, starali się pomagać i nie obarczać swojego Presidenta pretensjami z ich strony, że przypadkiem mało czasu poświęca na klub, ponieważ musi się uganiać znów po jakiś podejrzanych kątach za zapijaczoną, czy przećpaną małolatą. Jednak dziś nieco lista członków klubu uległa małej zmianie. Część starych klubowiczów stała się nomadami*, inni zmienili chaptery*, a jeszcze pozostała część opuściła klub otrzymując status good standing*. Jako ciekawostkę zdradzę Wam, że nikt w klubie The Sons of Odin nie otrzymał nigdy statusu bad standing*

Po wszystkim wróciliśmy do Clubhouse'u, gdzie powoli zjeżdżali się już zaproszeni przez nas wcześniej goście, by wspólnie z nami uczcić pamięć mojego taty, a ich przyjaciela. Większość z nich podchodziła do mnie po raz kolejny złożyć wyrazy współczucia, jakby to w jakimś stopniu miało uśmierzyć coroczny ból. Potakiwałam jedynie z przyklejonym do twarzy sztucznym dziękczynnym uśmiechem. Zjechali się przyjaciele taty z jego pracy. Znajomi, których gdzieś, kiedyś przypadkowo poznał w przelocie i tak nawiązali znajomość. Nomadzi. Wikingowie z innych chapterów. Supporci oraz osoby ze statusem good standing. Wszyscy byli życzliwi względem siebie, choć nie każdy z obecnych pałał do siebie przysłowiową miłością, to wszelkie zawisłości zgasili w zarodku, by okazać szacunek zmarłemu. Wujkowie również mocno się zaangażowali, aby wszystko dopiąć na ostatni guzik i nawet teraz zagajali rozmowy z gośćmi, pilnowali, by na stołach niczego nie zabrakło, dbali o komfort przybyłych, a także bezpieczeństwo, gdyby jakiś nieproszony delikwent ośmielił się przerwać uroczystość. Jestem pełna podziwu ich wyrozumiałości, ponieważ podobnie jak pozostali zapomnieli o prawdopodobnych zatargach i nie patrzyli na ludzi przez pryzmat zaistniałych z nimi nie snacków. W tę sobotnie popołudnie każdy był sobie równy. To się nazywa gościnność, empatia i przede wszystkim wyrozumiałość. I za to ich uwielbiam, bo choć idealni nie są, to potrafią stanąć na wysokości zdania i godnie się zachować, gdy wymaga tego sytuacja. Natomiast stereotyp wytatuowanego mięśniaka w skórzanej kamizelce zadufanego w sobie, zapatrzonego jedynie w swój motocykl i będące skurwysynem dla wszystkich spoza jego hermetycznego środowiska idealnie się przekłamuje w tym momencie. Zresztą podobnie jest z Orłami Sprawiedliwości z Californii, bo choć jak Wikingowie swoje zasady mają, to nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak ciepłymi osobami, jak oni. Wręcz powiedziałabym, że ich bezinteresowna dobroduszność, bywa czasami martwiąca. Z tego względu, że wiele osób nie potrafi docenić dobroci innych ludzi. Krzywdzące, ale niestety prawdziwe. Rzadko kto pozna i dopiero oceni. Najprościej ocenić z góry kierując się narzuconymi przez społeczeństwo stereotypami, które najczęściej wymyślają osoby zawistne, zazdrosne, egoistyczne, czy zwyczajnie w świecie wyrachowane, widzące jedynie czubek własnego nosa. I właśnie tak samo bywa z pomocą - dasz palec, a wezmą całą rękę. Potem dziwić się, że coraz mniej dobrych duszyczek, kiedy bycie dobrym, staje się problemem. Sama idealna nie jestem. Kiedyś bardziej skoro do pomocy byłam, lecz życie nauczyło mnie, by w pierwszej kolejności patrzeć na siebie. Chyba sama upodobniłam się do tych, których teraz potępiam. Hipokryzja? Być może. Dlatego podziwiam wszystkich, którym chce się jeszcze czynić uśmiech na twarzach nieznajomych, po to tylko by choć na sekundę ich dzień stał się lepszym. Hm, może z tego powodu uciekłam, aż do Californii i z tego samego powodu, postanowiłam pozostać przy klubie The Liberty Eagles. Bo powiem Wam tak szczerze w tajemnicy przed wujkami, że nie byłam pewna powrotu. Co prawda zostawiałam u nich Harlee, ale przecież niekoniecznie ja musiałam odebrać go osobiście. Mogłam poprosić, któregoś z The Sons of Odin. Nie byłam pewna swojej decyzji, gdyż w głowie miałam cholerny mętlik, ale wydaje mi się, że w końcu zaczyna się sam rozplątywać. Utwierdził mnie w tym przekonaniu Roger oraz dzień kiedy podjęłam decyzję odnośnie niedokończonego z tatą projektu mojego custom'owego* choppera. Zrozumiałam wtedy parę rzeczy, rozwiałam męczące wątpliwości, podejmując decyzję o powrocie do miejsca, gdzie nie mam nic. To chyba jest w tym najpiękniejsze, zaczynam od zera i to dosłownie - brak kasy, znajomych, domu, kupy zbędnych rzeczy, ubrań. Żyję chwilą, ucząc nowych aspektów życia. Może dzięki orłom i mi uda się odzyskać zatraconą wiarę w ludzkość, zdobywając nowy poziom empatii.

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz