Rozdział 81 Ostatnie godziny

77 9 1
                                    


Rozpoczął się szaleńczy wyścig z czasem. Old Lady od rana biegają w tę i w tamtą szykując dekorację, ponieważ zdecydowaliśmy się na ślub w plenerze, gdyż on najlepiej wpasowuję się w stylistykę wikingów. Kobiety musiały się trochę natrudzić, żeby połączyć motocyklowe klimaty z nordyckimi. Lecz sprytnie, to wymyśliły, wybrały miejsce nawiązujące do wiosek wikingów z parkingiem nieopodal lasku dla gości. Sceneria wśród zieleni świerków - drzew północy, ozdobiona, zostało dodatkowo hiacyntami gwiaździstymi, natomiast łuk ślubny zdobiły liliowe wrzosy oraz błękitny anemon. Zamiast zwykłych krzeseł ozdobionych białymi wstążkami, kobiety postawiły na naturalne drewno - drewniane ławki wyłożone delikatnym brązowym futrem. Nie zabrakło oczywiście świec, których świeczniki ozdobione zostały mchem. Nie brakło dekoracji z piór, kryształów, ziół, suszonych kwiatów, czerwonej jarzębiny, szyszek, migoczących światełek nad głowami oraz kamieni, które według skandynawskich wierzeń, są symbolem trwałości związku.
Przyznam, zachowałam się w tej scenerii, kiedy zabrały mnie tam, by upewnić się, że nie mam żadnych zastrzeżeń oraz upewnić się moimi oczami, czy czegoś jeszcze nie brakuje. Powiedziałam im, że jestem idealnie i nie kłamałam. 
Następnie pojechałyśmy na Clubhouse, gdyż tam odbędzie się wesele. Wykorzystałam moment, że Nils siedzi w domu z młodzikami.
Zakochałam się znów, gdy ujrzałam, jak wraz z wikingami przyozdobiły budynek. Chociaż jeszcze nie skończyli i co jakiś czas przebiegał mi przed oczami któryś z wikingów. Ustawiali stoły, szykowali wszystko na jutrzejszy dzień. Niesamowite, jak się wszyscy zaangażowali. Uwielbiam tych ludzi. I najlepsze w tym wszystkim jest, to, że sprawiało im frajdę takie zajęcie. 
Drewniane stoły ozdobione gałęziami połączonymi z kwiatami, korą drzew, szyszkami oraz słojami ze świeczkami, a nad stołami zawieszone gałązki, listki oraz zioła. Dowiedziałam się, że jutro na tych stołach staną również typowe dla nordyckiego stylu potrawy na przykład półmisek z dziczyzną i owocami runa leśnego, a do tego oczywiście nie może zabraknąć miodu pitnego oraz wielu, wielu innych trunków do obfitych toastów. 
Dobrze, skoro mamy motywy nordyckie, to nie mogło zabraknąć motocyklowych motywów. Niestandardowe wazony, kaski służące jako wisząca ozdoba, lampy oliwne, łańcuchy, tort z przytupem wyglądający jak opryskany błotem i niebanalną figurką, rockowa muzyka i pokazowy chopper w rogu sali, a przed salą będzie stał rząd zaparkowanych klubowych motocykli, ale to jak wrócimy.
Kobiety również odebrały kurtkę cudo - krótka, luźna z paskiem u dołu, natomiast nadruk na plecach był połączeniem czerwonych róż z wikingiem, lecącym nad nim orłem oraz motocyklem w oddali na baku, którego widniał miniaturowy napis Harlee. Połączyły wszystkie symbole, ważnych dla mnie rzeczy w jedną całość. Niesamowite. Dlatego uznały, że do takiej kurtki nie wystarczą same ciężkie buty i do białej sukni dorzucą mi jeszcze dwa dodatki - podwiązkę czarną oraz skórzane rękawiczki, jak będę jechać motocyklem do ślubu. Dodatkowo dorwały się do mojego motocykla i przywiązały mu przy kierownicy czerwoną różę, a do maszyny Nils'a powiedziały, że dorwą się jutro, jak nie będzie spoglądał i też przyczepią mu róże, ponieważ to taki mój znak rozpoznawczy i nie ma opcji, żeby nie był obecny.
Może już to mówiłam wielokrotnie, ale naprawdę uwielbiam tych wszystkich ludzi.

Kiedy już mi wszystko pokazały, wróciłam do domu. Sprawdzi, czy mój przyszły mąż jeszcze się trzyma. Okazało się, że całkiem dobrze się ma. Dzieci nakarmione, przewinięte i teraz sobie drzemkę ucinają. 

-Zadziwiasz mnie - powiedziałam z uśmiechem, widząc go siedzące na ziemi w salonie i opierającego się plecami o kanapę z zamkniętymi oczami. -Żyjesz? - podeszłam do niego i ukucnęłam obok. -Narzeczony mi się popsuł - zażartowałam, całując go w policzek na dzień dobry.

-Te dzieci, będą okropne, jak dorosną -westchnął. -My zwariujemy z nimi, to są małe osły, a z grzecznością nie mają nic wspólnego - zaśmiałam się, widząc go tak wykończonego. -Prawie 40 minut walczyłem, żeby zjadły, potem 15 minut, żeby je przewinąć, kolejne 30 minut, żeby je uspokoić i następne 35 minut, żeby je uśpić -  westchnął ciężko. -Poległem dziś - odwrócił głowę w prawo i spojrzał na mnie. 

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz