Rozdział 8 Życie bywa przewrotne

164 22 2
                                    


,,Wiesz gdy jest bardzo smutno, to kocha się zachody słońca"

- Antoine Marie Roger de Saint-Exupéry

Kochałam i ja, lecz jeszcze bardziej uwielbiałam wschody, ponieważ każdy z nich był przypomnieniem, aby żyć pełnią życia. Którą żyłam, lecz dziś znów kocham zachody, zapominając o wschodach. 

Ciepłe, wiosenne, piątkowe popołudnie. Szkolny dzwonek zabił głośno, informując o końcu lekcji. Tłumy, rozgadanych dzieciaków opuściło budynek, udając się do samochodów swoich rodziców, którzy czekali, by odebrać swoje pociechy i ja - Ann, dziewczyna, której zazdrościła nie jedna nastolatka, a w domowym zakątku wzdychająca w tajemnicy przed rodzicami do dobrze starszych o kilka lat wujków. 
W towarzystwie przyjaciółki Emily oraz przyjaciela Danny'ego udałam się na parking przed budynkiem szkoły, na którym czeka grupa motocyklistów, będąca obiektem westchnień nawet nauczycielek. Swoją drogą nie wiem, jak czułam się z faktem, że ktoś podkochuje się w moim staruszku. Jednak zazwyczaj odbierałam, to w sposób żartobliwy, śmiejąc się z tego i nie raz przygryzając tym faktem  tacie w najmniej oczekiwanych momentach. 

-Witaj skarbie - podbiegłam do motocykla, pozostawiając przyjaciół w tyle. -Dobrze się dziś bawiłaś? - powiedział z uśmiechem na twarzy ojczulek, podając mi drugi kask.

-Pewnie - objęłam go za szyję, przytulając  go w locie, po czym pośpiesznie ubrałam czarny kask i wskoczyłam na miejsce pasażera, obejmując motocyklistę w pasie. -A w ogóle to cześć! - odwróciłam się w kierunku wujków, wołając do nich wesoło oraz machając lewą dłonią w ich kierunku. -Witaj również Harlee - wyszeptałam pod nosem, ponownie oplatając pas wikinga rękoma.

-Gdyby każdy się tak cieszył na nasz widok, jak ona - powtarzał zawsze wujek Kylie, kręcąc głową na boki z niedowierzaniem.

-Bo ona już jest nasza - dopowiadł wuj Mack. 

-Córa, jak nic musisz w przyszłości na nich uważać - mówił tata żartobliwym tonem. -A wy żadnego podrywania, bo was do prospectów zdegraduje - dopowiadał poważnym tonem, po czym wszyscy wybuchaliśmy głośnym śmiechem, łącznie ze staruszkiem. 

Powrót do domu zawsze odbywał się w formacji naprzemiennej, aby mieć wystarczająco miejsca do manewrowania na boki, lub uniknięcia rozdzielenia przez nadpobudliwego kierowcę puszki. Na jej czele, jako Ride Leader, jechał Harlee, prowadzony przez mojego tatę. Za nim jechali mniej doświadczeni motocykliści, choć, prawdę mówiąc, tacy tam nie bywali. Kolumnę zamykał Tail Gunner , czyli tylny strzelec, będący tak zwanym trzecim okiem Ride Leadera. Obserwuje formację, a w razie ewentualnych problemów informuje o tym prowadzącego. Jego zadaniem jest też jako pierwszym zmieniać pas jazdy i „zamykać" go dla nadjeżdżających pojazdów, aby umożliwić bezpieczną zmianę pasa pozostałym członkom formacji. Jednak bardziej wykorzystywano pozycję Tail Gunner'a, kiedy jechali gdzieś większą grupą, a niżeli odbierali mnie ze szkoły, ponieważ zazwyczaj grupa liczyła wtedy od 3 do 6 osób w zależności od tego, kto akurat chciał się wybrać na przejażdżkę w dany dzień oraz kto aktualnie był dostępny, by w takową się udać i wyrażał na nią chęć. O dziwo, dużo chętnych się znajdowało.

Kilka metrów przed domem, tata dostał wiadomość, której treści nie zdradził, lecz była na tyle ważna, że czym prędzej odstawił mnie pod dom. Nie pierwszy raz zdarzyła się takowa sytuacja, jednak ta różniła się od pozostałych, ponieważ złożona w pośpiechu obietnica o niedługim powrocie, nie została dotrzymana. 

Kilka godzin później, Szpital w Reno

-Ann! Uspokój się! - potrząsał mną delikatnie za ramiona wujek Roger. 

Raz jeszcze rozejrzałam się dookoła na pełną osób poczekalnie szpitalną. Dziadkowie wspierający zapłakaną mamę oraz siebie nawzajem. Krzątający się po korytarzach wujkowie, nie wiedzący, jak właściwie zareagować na otrzymaną wiadomość. Załamany brat oparty o ścianę ze spuszczoną głową, niereagujący na jakiekolwiek próby kontaktu ze strony rodziny, czy wujków oraz ja - rozstrzęsiona, szlochająca w głos, rozhisteryzowana, zagubiona nastolatka. 

-Nie, nie, nie - powtarzałam wciąż pod nosem ledwie słyszalnie.

-Ej! - opadłam na ziemię, Roger wciąż trzymając mnie, przykucnął przede mną. -Młoda, wszystko się ułoży - wtulił mnie w swoją klatkę piersiową, mocno obejmując.

-Ułoży? - powtórzyłam zrezygnowanym głosem. -Zwrócisz mi go? Oczywiście, że nie! - ponownie zalałam się łzami. -Nie dotrzymał obietnicy! Rozumiesz?! - Uwolniłam się na chwilę z objęć wujka, aby spojrzeć mu w oczy. 

-Rozumiem! - odpowiedział podniesionym głosem -A ty rozumiesz, że my dotrzymamy złożonej mu obietnicy? - spojrzałam pytająco na Roger'a oraz Nils'a, który właśnie dołączył do naszej rozmowy -Zadbamy o Was - skinęłam bezradnie głową, po czym ponownie wtuliłam się w wujka.

-A Tobie nie pozwolimy się zagubić -dodał Nils, kucając obok mnie i głaszcząc delikatnie po plecach. -Wszyscy dzisiaj kogoś straciliśmy, ale wciąż mamy siebie nawzajem. Straciłaś ojca, ale nadal masz kilkunastu wujków, którzy jak tylko będziesz potrzebowała ojcowskiej rady, bez wahania na ten czas przejmą tę rolę, więc  nie płacz - dodał spokojnym głosem, wręcz przepełnionym czułością. Najwidoczniej potrzebowałam tego, gdyż po jego słowach, mój oddech spowolnił, a łzy przestały płynąć. -Nie będziesz już płakać? - pokiwałam głową na boki. -Dzielna dziewczyna - poczułam, jak składa delikatny pocałunek na czubku mojej głowy, powodując minimalny uśmiech na mej twarzy.

Kilka dni później

Pogrzeb okazał się ciężkim czasem dla nas wszystkich, dlatego zaraz po nim dziadkowie spakowali najpotrzebniejsze rzeczy mamy i zabrali ją do siebie na wieś, na następne kilka miesięcy, aby doszła do siebie. Moja mama świata nie widziałam poza swoim mężem, więc najciężej z nas wszystkich, to zniosła. Zresztą nigdy do końca nie wybaczyła sobie tej straty, uważa, że po części jest tego winna, jednak nie podzieliła się z nikim swoimi przemyśleniami i zapewne nigdy nie dowiem się, czemu tak uznała. Brat natomiast zaraz po nieszczęsnej uroczystości zabrał swoje spakowane już ponad tydzień wcześniej bagaże i bez pożegnania z kimkolwiek, w tajemnicy przed nami wsiadł do czarnego SUV-a i pojechał do akademika przynależącego do jego wymarzonej sportowej uczelni. Natomiast jeśli chodzi o mnie - zostałam sama. Choć właściwie nie do końca. Bo gdy stałam na podjeździe domu ze sportową torbą w dłoni i ze szklanymi oczami wpatrywałam się w opustoszały dom, wspominając, jak to zawsze tętnił życiem. Zza moich pleców dobiegł charakterystyczny dźwięk w postaci ryku silników. Nie miałam siły nawet się odwrócić, spuściłam jedynie głowę w dół, biorąc przy tym głęboki wdech i wydech. Po chwili nastała cisza, silniki zgasły, a obok mnie po dwóch stronach stanęli wujkowie. Po lewej Roger, po prawej Nils.

-Już czas - powiedział jeden z nich, gdy oboje położyli dłonie na moich ramionach. -Jedźmy -Nils odebrał ode mnie torbę, po czym skinęłam bezradnie głową.

Od tej pory mieszkałam w domu u wujka Roger'a, a wolne chwile spędzałam z nim oraz pozostałymi snując się bezczynnie po terenie Clubhouse'u. Raz w tygodniu rozmawiałam z dziadkami odnośnie sytuacji mamy, ale nigdy nie dzwoniłam pierwsza, ponieważ nie chciałam, aby mama wiedziała, że dzwonię. Jeszcze obarczyłaby się kolejnym poczuciem winy w związku z porzuceniem dzieci, co oczywiście nic takiego miejsca nie miało, lecz wiadomo, jak ona by to zinterpretowała. W rzeczywistości każde z nas dobrze sobie radziło w samodzielnym życiu.

Axell Sveen, uwielbiany przez wszystkich wiking, V-ce president w klubie MC Sons of Odin, nie dotrzymał złożonej córce obietnicy. 

-Ann! Ann! - do moich uszu dobiegł stłumiony męski głos. -Ann! Trzeba donieść rzeczy do grilla - potrząsnęłam głową na boki. -Ann -spojrzałam na Mike'a obok mnie, a następnie na tace z jedzeniem w moich dłoniach. -Wszystko w porządku? - spytał z lekkim przejęciem w głosie.

-Tak, wybacz zamyśliłam się - odpowiedziałam bez zastanowienia, pośpiesznie odwracając wzrok od budynku Clubhouse'u The Liberty Eagles, w środku którego tętniło życie. -Znajomy widok - wyszeptałam niemo pod nosem, uśmiechając się ledwie zauważalnie kącikiem ust, po czym ochoczo pognałam uzupełnić grillowe zapasy.


Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz