Rozdział 46 Ups...

91 11 0
                                    


Na złamanie karku pędziłam drogą stanową numer 6 w kierunku Reno. Czas się kurczył, a ja potrzebowałam być chwilę przed Nils'em, żeby zrobić jeszcze kolację, która miała być moim alibi, skoro faktycznie o niej wspomniałam. Zraniona pod rękawiczką dłoń piekła mnie, a dociskanie jej do manetki i przekręcanie jej co jakiś czas w dół, sprawiały większy dyskomfort. Dodatkowo czułam, że rękawiczka zaczyna być coraz bardziej wilgotna, czyli już dobrze musiała nasiąknąć krwią, ale nic dziwnego, skoro ciągle drażnię nieopatrzone rany. Jutro miałam iść na ściągnięcie szwów z przedramienia, a jeszcze się okażę, że zdejmą mi jedne na poczet drugich.
Gdy wjeżdżałam do garażu i nie zobaczyłam zaparkowanego motocykla Nils'a, odetchnęłam z ulgą. Pośpiesznie ustaliłam Harlee, ściągnęłam kask, rękawiczki, zabrałam plecak z sakwy i pobiegłam do środka.

-Nils?! - zawołałam, ale nikt się nie odezwał. -Nils?! - dla pewności krzyknęłam raz jeszcze. Cisza. Teraz kamień spadł mi z serca.

Nie zwlekając, ani minuty dłużej, zdążyłam zdjąć tylko buty i nie rozbierając się z kurtki z plecakiem w lewej dłoni, pognałam czym prędzej do łazienki na piętrze obok sypialni. Dopiero w niej się rozebrałam. Z grymasem bólu zdjęłam skórę, następnie bluzkę, uważając na dłoń z zaschniętą już krwią. Odwróciłam się do lustra. Pięknie. Załamałam się. Jak ja mam ukryć praktycznie całe sine plecy? Dobrze, jeszcze o wygląd, jeśli chodzi, mogę odpowiednią odzieżą zakryć sińce, ale jest jeden problem - ból przy dotykaniu. Jeśli zacznę stronić od dotyku Nils'a połapię się, że coś jest nie tak. Trudno coś wymyślę, albo jakoś to zniosę. Obiecałam mu, że nie będę go okłamywać, szczególnie jeśli coś będzie się działo, ale ja nigdzie nie wspomniałam, że zamierzam mu o tym nie powiedzieć. Po prostu nie teraz potem gdy nadejdzie odpowiednia chwila. 
Ubrałam z powrotem bluzkę i zajęłam się dłonią. Wpierw przemyłam wodą z zaschniętej krwi, potem odkaziłam, przyłożyłam kilka gazików jałowych i zawinęłam, to wszystko bandażem. Na tę rękę też coś wymyślę.
W pośpiechu odłożyłam przedmioty pierwszej pomocy na swoje miejsce, biegnąc na dół, po drodze wrzuciłam plecak do sypialni koło drzwi. I w tempie światła wpadłam do kuchni, spojrzałam na zegarek 19:45. Zaraz wróci wiking. Piętnaście minut to mały okres czasu na przygotowanie posiłku, ale na szczęście rano przygotowałam sobie już kilka składników, teraz wystarczyło wszystko ze sobą połączyć. Przygotowałam sałatkę z kurczakiem fajita, którą zaserwowałam z guacamole, lub sosem ranczerskim do wyboru, wedle gustu każdego. Odstawiłam ją na blat i teraz przyszło walić przysłowiowego głupa na kanapie w salonie z telefonem w ręku, że niby coś przeglądam, bo tak wymęczyła mnie przejażdżka Harusiem. W tej kwestii przynajmniej nie skłamię. Faktycznie mnie zmęczyła, lecz nie z przyjemności jazdy, jak miało być w rzeczywistości, a z niedorzeczności wszystkich zdarzeń.
Nils do domu wrócił 20:20. W międzyczasie zadzwoniła jeszcze Roza, aby zaprosić mnie  wraz z Orłami Sprawiedliwości na organizowany przez nich meksykański tydzień. Zapraszają również bardzo serdecznie sprawcę mojej ucieczki z  Californii, bo chętnie wszyscy poznają tajemniczego kierowcę z mercedesa. Podziękowałam dziewczynie za zaproszenie i powiedziałam jej, że chętnie się zjawię, a co do tajemniczego pana dam znać, ponieważ najpierw muszę do zapytać o zdanie. 

-Dobrze się bawiłaś? - spytał od wejścia, idąc powoli w moim kierunku.

-Wyśmienicie, żebyś tylko wiedział - pomyślałam sobie. -Dobrze, miałam delikatny wypadek - wstałam z kanapy, podchodząc do mężczyzny i pokazując zabandażowaną dłoń. 

-Co się stało? - spojrzał z przejęciem, spoglądając na rękę. 

-Spadłam z motocykla przez własną nie uwagę - uniósł brew. -Nie będę ukrywać, że pokonało mnie prawie ponad 200 kilo - uśmiechnęłam się sztucznie. 

Podróżując stalowym rumakiemWhere stories live. Discover now