Rozdział 22 Czas...Sprzymierzeńcem?

110 18 13
                                    


Tydzień później

Jak  co dzień rano zwlekłam się z łóżka, lecz z tą różnicą, że nie do pracy i nie w moim, obskurnym pokoiku w motelu, który był zupełną przeciwnością tego, w którym aktualnie pomieszkuję. Pokój na Clubhouse'ie Orłów urządzony jest w dość surową stylu, ale nie spodziewajmy się przytulnych wnętrz wypełnionych pastelowymi kolorami w świecie spalin, skórzanych kurtek, ryków motocykli i twardzieli w jupach. Przeważało drewno na podłodze, ścianach, meblach. Motywy motocyklowe w postaci figurek, obrazów, plakatów, ale były miłym akcentem dla mnie. Bo choć pomieszczenie w typowo męskim stylu, czułam się w nim  dobrze - znajomo, ale ciii, to nasza tajemnica. 
Wzięłam szybki prysznic na orzeźwienie z rana. Zarzuciłam na siebie jeansy i pierwszą lepszą bluzę, jaka wpadła mi w ręce. W tym przypadku trafiło na czarną bluzę typu kangurek z logiem Harley Davidson na plecach, a wilgotne jeszcze od wody włosy związałam w niedbały kok. Wychodząc z pokoju, zgarnęłam z szafki pod telewizor telefon. 
Nils wyjechał zaraz po porwaniu bez żadnego słowa. Noc spędziliśmy w wynajętym pokoju, nad ranem odwiózł mnie na Clubhouse The Liberty Eagles. Wtedy widziałam go ostatni raz. Spojrzałam na wyświetlacz. Prób kontaktu z jego strony też zero. Jedyna osoba, jaka do mnie wypisuje, to Roger ze wzmożoną kontrolą rodzicielską. Zastanawia mnie, co spowodowało taki obrót spraw. Czy to moja  wina? Rozumiem, że dużo wydarzyło się przez ostatnie dni, ale czy naprawdę te czynniki były prowodyrem utraty kontaktu? Zresztą, dlaczego mnie to interesuje? Zawsze mieliśmy ograniczony kontakt. Nie rozmawiałam z nim często, ale jak już się pojawiał to z przytupem, a gdy miałam problem, śpieszył z pomocą. To był ten rodzaj wujka, który ma swój świat, najważniejsza dla niego jest wolność, niezależność. I bliżej mu do Twojego kumpla, niż faktycznego wujka. 
Odpisałam na wiadomość tacie i pośpiesznie wcisnęłam telefon do kieszeni w bluzie. Wyszłam do głównego holu, gdzie przy barze siedziało kilku członków klubu, popijając ranną kawę i wesoło dyskutując ze sobą i stanowczo przy tym gestykulując. Stałam w chwilę w bezruchu z uśmiechem na twarzy, przyglądając się obecnemu obrazkowi. Brakuje mi trochę tych czasów, kiedy koczowałam na klubie w oczekiwaniu na wujka. Często spędzaliśmy tam noce z różnych powodów, a rano gdy wszyscy jeszcze marzyli o ponownym powrocie do łóżek, lecz ja jak z procy wystrzelona ruszałam na myszkowanie po zakamarkach klubu. Przy okazji zasypując ogromem słów moich zaspanych wujków. Jedni mnie pogonili, drudzy dawali zadania nie do rozwiązania, by zyskać na czasie, trzeci kazali sobie kawę donosić, a jeszcze inni zabierali na poranne przejażdżki motocyklem po mieście i przy okazji zabierając mnie do różnych barów, abym zjadła coś bardziej pożywnego na śniadanie, niż batona czekoladowego. Piękne czasy, które już nie wrócę, ale chociaż wspomnienia pozostały. Niektórzy pewnie uznaliby mnie za biedne dziecko, bo wychowywałam się w takich warunkach, ale nie ze szczęśliwą, zwyczajną z pozoru rodzinką w pięknym przytulnym domku z ogrodem, gdzie co rano mama serwuje pyszne śniadania, a tata zawozi mnie do szkoły, po drodze śpiesząc się do pracy. Każdy ma inną definicję szczęścia, to co dla innych wydaję się smutne, dla pozostałych wcale takie nie musi być. Wręcz przeciwnie dla nich, ich idealne życia sprawiają wrażenie smutnych, żyjących wyznaczonymi normami przez świat. Zamiast tak, jak ma się ochotę.

-Dzieńdobry - z zamyślenia, wyrwał mnie głos Arthur'a.

-Cześć - odpowiedziałam, zerkając na niego.

-Idziesz napić się kawy? - spytałam, a ja przytaknęłam.

Usiedliśmy na krzesłach barowych, a sprawujący aktualnie zmianę za barem prospect bez żadnych słów postawił przed nami jeszcze parujące dwie czarne. Zaciągnęłam się unoszącym nad filiżanką aromatem. Uwielbiam zapach świeżo parzonej kawy, rzecz jasna zaraz po zapachu benzyny. 

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz