Rozdział 54 Proszę nie...

64 9 2
                                    


Dzisiaj ważny dzień dla Sheila'i. Podejmuje walkę o swoje życie. Po tylu latach, w końcu robi coś dobrego dla siebie. Dlatego postanowiłam odwieźć ją do Sparks razem z wujkiem. Widziałam już, zanim wsiadła do samochodu, że się stresuje, ale nie powiedziała tego na głos. Nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby teraz się wycofać. Nie kłamała, chciała walczyć. Zatem póki wola walki w niej płynie, może liczyć na nasze wsparcie. Ponieważ w tym wszystkim nie chodzi o zmuszenie jej pójścia na odwyk, to ona ma sama tego chcieć. Inaczej wszelkie działania nie mają sensu, bo prędzej czy później uzależniony wróci do nałogu. Nie ma pewności, czy 3 miesiące wystarczą, gdyż uzależnienie od twardych narkotyków jest najcięższym do wyleczenia i czasami odzwyczajanie człowieka może potrwać do 8 lat. Sheila długo zażywała, to świństwo. Zdecydowanie za długo, ale lepsze 3 miesiące i wcale.

-Dasz radę - uśmiechnęłam się do niej, kiedy zatrzymaliśmy się przed ośrodkiem, a Roger wypakowywał jej bagaże z samochodu. -Pamiętaj, tylko by się nie poddawać - odwazajemniła uśmiech.

-Czytałam, że oni tu mają czasem terapie rodzinne w grupie i... - przerwałam jej w połowie zdania.

-Przyjadę - objęłam ją, a jej oczy w tym momencie się zaszkliły.

-Proszę - wujek podał kobiecie walizkę z jej najpotrzebniejszymi rzeczami. -Masz walczyć - zwrócił się do niej. -Jak nie dla siebie, to dla niej - wskazał głową na mnie. -Masz szansę odzyskać rodzinę, ale nie możesz nawalić - położył rękę na jej ramieniu. 

-Będę - odrzekła, ocierając wierzchem dłoni, pojedynczą łzę, która spłynęła po policzku. 

-Idź już, zanim się tutaj rozpłaczesz, bo jeszcze pomyślą, że to na nich widok - zażartował wiking, powodując u kobiety uśmiech. 

-Będziemy na ciebie wszyscy czekać! - zawołałam za nią, kiedy odwróciła się i ruszyła w kierunku głównego wejścia. -Za nową, lepszą Sheila'ą - przystanęła na chwilę, by do nas pomachać. -Za szczęśliwą - dodałam pod nosem, odmachując kobiecie, która po chwili zniknęła za drzwiami kliniki.

Trzy miesiące w zamknięciu nie będą dla niej łatwą, tym bardziej przyjemną sprawą. Lecz na pewno wartą tego poświęcenia. W końcu nic takiego nie traci, a może wiele zyskać. Znacznie więcej, niż obecnie poświęci.
Po wszystkim wróciliśmy do samochodu. Wujek zaproponował, że skoro już jesteśmy w Sparks, to może pójdziemy coś zjeść do ich najpopularniejszej knajpki, która słynie z wielokrotnie nagradzanych piw oraz najlepszych soczystych burgerów w stanie Nevada, oraz równie słynnej zupy z serem piwnym. Chętnie przystanęłam na tę propozycję, bo byłam trochę głodna, a przy okazji to dobra okazja do opowiedzenia o zaginionym znalezisku, odnalezionym zaledwie kilka godzin temu.
Zamówiliśmy burgery, a także coca-colę. I ze szczegółami opowiedziałam wujkowi o wczorajszym dniu. Przez chwilę miałam wrażenie, jakby mi nie wierzył. Lecz kiedy zszokowanie minęło, spytał jedynie jak to możliwe i czemu nikt wcześniej się nie zorientował, że auto zniknęło z dnia na dzień. Dobre pytanie. Tylko kto się miał zainteresować. Mnie w tamtym czasie obchodziły inne rzeczy. Dorosłe życie było jeszcze dla mnie odległe. Jayden widział tylko sport, a Marry? Może i się zainteresowała, ale nie miała dużo do powiedzenia w tej kwestii. Właśnie, teraz wpadła mi do głowy pewna teoria. Co jeśli Marry podejrzewała, że tata mógł cały swój dobytek przepisać na mnie? Jakby się nad tym zastanowić, to było oczywiste, że tak postąpi. Nie zostawiłby majątku żonie, która tylko czeka, by pozbyć się jego córki. Miał jeszcze syna, ale pewnie z powodu silniejszej relacji z matką, niż ojcem odpadł w przedbiegach. Może ona planowała zagarnąć wszystko dla siebie, ale jej się nie udało. Po mojej wizycie zadzwoniła do Jayden'a poinformować go, że ją odwiedziłam. On natomiast specjalnie przemierzył tyle kilometrów, by oddać mi trzy nieznaczące dla niego drobiazgi. I skąd on był w ich posiadaniu, jeśli one były przeznaczone dla mnie. Czemu żadna z rzeczy taty nie trafiła bezpośrednio do mnie? On też miał jakiś interes w tym, że wolał zaufać kochance, z którą przez lata się nie kontaktował, niż żonie, z którą mieszkał.  I teraz tak pomyślałam sobie, co jeśli brat powiedział matce, że oddał mi rzeczy ojca, a ona podejrzewając, że mogą być istotną częścią do dobrania się do jego zagubionego majątku, kazała synowi w jakiś sposób to odzyskać? Może ktoś powie, że jestem przewrażliwiona i dorabiam sobie jakieś chore teorię, ale czy to wszystko się ze sobą nie klei? Marry wygląda na taką, która lubi pieniądze. Zresztą jej rodzice na nich śpią. Widać, to po ich willi, ubiorze, stylu bycia. Niczym zarozumiała arystokracja. Aż w szoku jestem, jak Marry przez 21 lat mogła żyć tak skromnie podłóg jej obecnego wystawnego życia. 

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz