Rozdział 61 Odwyk

66 9 3
                                    


Od samego rana szykowałam się, jak oszalała. Niby nic takiego, ale z jakiegoś powodu uznałam ten dzień za ważny. Ważny dla Sheila'i, dlatego nie chcę zawieść. Liczę na pozytywne skutki po tym odwyku, więc to naturalne, że się denerwuję. Najgorzej, że nie czuję się dzisiaj najlepiej. W ogóle mam wrażenie, że jakoś źle znoszę te ciążę. Już się boję, co będzie potem, jeśli teraz jest trzeci tydzień, a mi objawy czasami żyć nie dają. Czy z początku nie powinny być one przypadkiem subtelne? Tymczasem u mnie od samego początku coś. Jak nie palący ból w podbrzuszu i okolicach miednicy, to w dole pleców. Do tego non stop podwyższona temperatura, a gdy to ustało to nadeszła pora na mdłości, zmęczenie, wahania nastrojów, które czasem i mnie dobijają i ten przeklęty smak metaliczny w ustach, który psuje mi czasem moje ulubione posiłki, a już przemilczę, to drażniące napięcie w piersiach, bo z tym to już w ogóle oszaleję. Ja rozumiem, że ciało się zmienia itp. Ale musi w tak chamsko-bolący sposób? O jezu...właśnie sobie coś uświadomiłam. Coś bardzo, bardzo okropnego, a jakże oczywistego sobie uświadomiłam. Nie, żebym o tym nie wiedziała wcześniej, ale dopiero do mnie dotarło, jak się tego boję.

-O cholera przecież ja muszę jeszcze urodzić - wymamrotałam pod nosem przerażona na samą myśl o tym i zamarłam schylona nad tym plecakiem z portfelem w ręku.

-Wypadałoby, samo na świat nie przyjdzie - odwróciłam się do Nils'a, który przypadkiem usłyszał, co mówiłam do siebie. 

-Przecież ja tam umrę! - stwierdziłam, łapiąc się za głowę.

-Wolałbym, żebyś nie umierała - podszedł do mnie.

-Tak? - uniosłam brwi do góry, kładąc ręce na biodrach. -To sobie przeciskaj cwaniaczku arbuza przez dziurkę od klucza - załamałam się, a ten się zaczął ze mnie śmiać. -O nie, nie - pokiwałam na boki głową. -Jeśli myślisz, że cię to ominie, to się mylisz! - wskazałam na niego palcem. -Idziesz na ze mną -mężczyzna jedynie westchnął. -Twoja wina, będziesz cierpiał razem ze mną - odgrażałam się wymachując palcem przed jego twarzą.

-Moja? - zaprotestował. -A ciebie przy tym nie było? - złapał mnie za palec.

-Igrasz z ogniem - skwitowałam z poważną miną. -Twoja i koniec, a poczekaj, jaka twoja wina będzie na sali porodowej - wyszczerzyłam się, wyrywając palec z jego uścisku. -I wiesz, co jest dla ciebie w tym najgorsze? - uniósł pytająco brew. -Że nie możesz się z tego wymigać, bo ja bardzo się boję i będziesz mi potrzebny - odwróciłam się, spuszczając głowę.

-Będę przy tobie - objął mnie od tyłu, całując w czubek głowy. -Ale jest opcja, że to przeżyję? - spytał żartobliwie.

-Zależy, jak bardzo będę miała myśli mordercze, za to co przez ciebie będę przechodzić - zaśmiałam się, odwracając do niego. -Nie zaczynaj - wtrąciłam, kiedy otworzył usta, żeby coś powiedzieć. -I tak będzie to twoja wina, nie walcz z tym - wyszczerzyłam się zadowolona z siebie, gdy ten już się poddał w tej rozmowie do końca.

Teraz sobie z tego żartuję, bo co innego pozostało mi w obecnej sytuacji. I tak tego nie uniknę, choć bardzo bym chciała. Wszystko wszystkim, ale ostatni etap mnie przeraża i to tak bardzo, że podejrzewam, iż obecność narzeczonego nawet na duchu mnie nie podniesie, a jeszcze faktycznie będę chciała go ukatrupić za te bóle i męki.
Schowałam portfel, który wyjęłam wcześniej z plecaka do torebki, ponieważ dziś pojedziemy samochodem. Mieliśmy jechać motocyklami, ale z powodu złego samopoczucia, Nils rano pojechał do warsztatu po swojego mercedesa. Wiking z początku zaproponował, abym może przeprosiła Sheila'e i została w domu, lecz nie. Uparłam się, nie mogę jej zawieść na tym etapie leczenia, bo jeszcze podupadłaby na duchu i po opuszczeniu kliniki wróciła do nałogu. Zatem takim oto sposobem byliśmy w połowie drogi do Sparks. 
Zajechaliśmy pod ośrodek. Zaparkowaliśmy po drugiej stronie ulicy. W recepcji wypytano nas, kim jesteśmy i do kogo przyjechaliśmy, po czym z grupką osób udaliśmy się na pierwsze miejsce do sali, gdzie właśnie odbywała się terapia dla uzależnionych. Weszliśmy razem z innymi do środka. Każdy stanął z tyłu za osobą, do której przyjechał i zaczęło się godzinne rozmawianie o zadanych sobie nawzajem bólach. Za co osoby uzależnione chciałyby przeprosić swoje rodziny. Za co znów rodziny mają do nich żal. Zauważyłam, że niektórych dużo kosztowało mówienie o sobie. Innym przychodziło, to z niezwykłą lekkością. Dla Sheila'i najcięższym okazał się mój temat. Oddanie mnie i późniejsze wyrzuty sumienia, że nawet przez sekundę nie zainteresowała się moim życiem. Wręcz przeciwnie, cieszyła się, że pozbyła się tak zwanego problemu. Znów mogła, robić co chce i kiedy chce. Uważała, że jeśli potem razem z Axel'em na jakiś pokręcony sposób zabezpieczyli moją przyszłość, to tym bardziej może, to olać i zająć się rzeczami, które rzeczywiście sprawiały jej przyjemność, czyli imprezy, sex i dragi. O dziwo dla niej problemem nie było rozwiązłe życie, jakie prowadziła, przez które jak się dziś dowiedziałam dwukrotnie jeszcze zaszła w ciążę, bo jak to ujęła klient, nie chciał się do zasad zastosować. Czułam zażenowanie, słuchając tego, ale wiedziałam, że muszę wytrwać i wysłuchać wszystko ma do powiedzenia, nieważne jak niesmaczne by to było. Jedną ciążę usunęła przy pomocy tabletek, a drugiej nie zdążyła usunąć samodzielnie, ponieważ dragi załatwiły to za nią, poroniła. Z rodziną kontakt urwała, gdy zaszła w ciążę z Axel'em i od tej pory nawet nie próbowała się z nimi kontaktować. Natomiast swoją przygodę z narkotykami zaczęła już w wieku 18, gdy kiedyś na jednej z imprez znajomy jej zaproponował. Od tamtego momentu kombinowała z coraz mocniejszymi narkotykami, aż popadła w stan krytyczny, gdzie zadowalało ją nawet najgorszej jakości gówno. Czy z perspektywy czasu, że mi jej? Sama nie wiem. Na pewno nie przyjemnie słucha mi się jej wyznań, ale prawda jest taka, że sama sobie zgotowała taki los. Nikt jej nie zmuszał, nie kazał, robiła to, bo chciała. Sprawiało jej to swego rodzaju przyjemność. Zażywanie jak i sprzedawanie ciała.
Zostało mi zadane pytanie, czy odczuwam do niej wstręt przez to, że kolokwialnie mówiąc, mam matkę byłą prostytutkę. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że ta część razi mnie bardziej, niż jej uzależnienie. Bo o ile mogę zrozumieć nieodpartą chęć sięgnięcia po działkę, a tak ciężko mi zrozumieć wystawianie własnego ciała na sprzedaż, bo w tym przypadku nie kierowało uzależnienie, a zapewne chęć łatwego zarobku. I czasem, jak gdzieś idę, bądź jadę i widzę te wystawione, jak rzecz dziewczyny na ulicach i pomyślę sobie wtedy, że moja matka zapewne też  znajdowała się w takich sytuacja, to aż krew się we mnie gotuje i łapie mnie swego rodzaju obrzydzenie. Sheila spuściła głowę, ale przecież o to chodzi w tej terapi - o prawdę. 
Następne pytanie, jakie zostało skierowane do mnie, tyczyło się bezpośrednio jej uzależnienia i tego, jak odbieram chęć jej zmiany, wyjścia na lepsze. Przyznałam, że skrycie podziwiam jej chęć walki i cieszę się, że dnia kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy, coś się w niej przemogło, przez co posłała mi ukryte wołanie o pomoc. Zawiodłam się przez chwilę, gdy potem ujrzałam ją z tym samym facetem, ale jakoś to sobie wytłumaczyłam i znów wyciągnęłam do niej rękę. I liczę, że wciąż będzie chciała o siebie walczyć, szczególnie że ma dość solidnego do tego powodu. 

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz