Rozdział 21

1.3K 30 4
                                    

- Mówiłam ci, że jestem dobra w negocjacjach. – Mruczę, zatapiając usta w zimnej lemoniadzie w celu ukrycia uśmiechu, gdy wspomnienia z moich „negocjacji" z Masonem uderzają mi do głowy. Jednak nie umknie to uwadze sam. Dziewczyna podnosi się, rzucając mi spojrzenie, które świadczy o jej podejrzliwości.

- Jego nie da się w niczym przekonać. Jak udobruchałaś mojego ojca?

Odpowiedź mogłaby być prosta – szybko.

Biorę kilka kolejnych łyków, próbując zyskać na czasie w szukaniu odpowiedzi. Sam jednak wbija we mnie wzrok, czekając na odpowiedź. Oblizuję wargi z słodko-cytrusowego posmaku lemoniady.

- Powiedziałam, że któregoś dnia zostanę po godzinach. – Szybkie kłamstwo spływa mi po języku bez najmniejszego problemu.

Sam marszczy brwi, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku. Spogląda na mnie od stóp do głów oceniającym wzrokiem, przez co mój puls automatycznie przyśpiesza.

- Musisz mnie tego nauczyć. - Mówi Sam.

- Czego? – Podnoszę brew, udając, że nie wiem co ma na myśli. Jeśli zorientowała się, że kłamie to mam lekko mówiąc – przejebane.

- No jak to „czego"? Przekonywania go głuptasie. – Cichy chichot opuszcza jej usta. Jednak mi nie jest do śmiechu. – W ogóle jak wyglądają negocjacje z nim? Jako ktoś znajomy. – Sam marszczy nos w zamyśleniu. – Są one jak w pracy? Z klientami?

- Wybuchowe. – Odpowiadam automatycznie, bez zastanowienia, za co gryzę się w język.

- Wybuchowe? W sensie? – Wciąż drąży żywnie temat, podczas gdy ja wciąż nurkuję do lemoniady, aby unikać odpowiedzi.

- Wiesz jaki jest twój ojciec. – Odpowiadam dość sucho. Za sucho.

Spoglądam w stronę Sam, która przewraca oczami na moją odpowiedź.

- Wiedziałam, że praca z nim nie będzie ci się podobać. Nie ukrywam jednak, że dobrze zrobił wypierdalając tamtą sekretarkę. Jak ona miała? Charlie?

- Charlotte. – Wtrącam się w jej nieustający monolog.

- Jeden chuj. – Wzrusza ramionami, na co parskam śmiechem. – No co? Wkurwiała mnie jak tu przychodziła.

Usta zatrzymują mi się przy krawędzi szklanki.

- Przychodziła tu? – Pytam.

- Dwa...może trzy razy. Nie pamiętam.

Prycham.

- Widząc twoją reakcję wnioskuje, że już ją poznałaś. – Mruczy Sam wyciągając standardowo paczkę papierosów z kieszeni.

Nie poznałam i nie chcę poznać. Wyrwałabym jej wszystkie kudły.

- Tak poznałam. Była strasznie oburzona, że Mason ją zwalnia. – Mruczę chwytając odpalonego już papierosa.

- Jak to będzie wyglądać? W sensie, jak połączysz szkołę i prace?

Pociągam wdech trzymając papierosa pomiędzy wargami. Uczucie ukłucia w płucach towarzyszy mi podczas zaciągnięcia wdechu.

- W tym tygodniu przychodziłam do biura po zajęciach i zapewne tak zostanie. Może czasem będę wpadać do was.

- Wiedziałam, że ta zmiana będzie mieć same plusy. – Mówi z uśmiechem Sam, co mnie bardzo rozczula.

***

Wieczorem po spotkaniu Sam wykonuję to, co w każdy wieczór niedzieli. Siedzę w parku na tej samej ławce, co za pierwszym razem i każdym kolejnym, aż do dziś. Czekam na tą samą osobę, która przychodzi tu za każdym razem o tej godzinie.

- Dobry wieczór Olivio. – Znajomy głos dochodzi z lewej strony, gdzie przenoszę wzrok. Zerkam na wyświetlacz mojego telefonu, gdzie widnieje godzina 22:30. Jak zwykle niezawodnie punktualny. Mężczyzna podchodzi do mnie podając mi rękę, którą ściskam.

- Dzień dobry, panie Miller. Proszę usiąść. – Informuję go, wskazując mu na miejsce obok mnie.

- Dziękuję, ale dziś mam mało czasu. Coś nowego?

Głęboki wdech uspokaja moje spięte mięśnie. Opieram się wygodnie o ławkę, wsadzając ręce do kieszeni, aby ukryć ich lekkie drżenie. Z wszystkich kłamstw i okrucieństw, jakie wykonuję, tego nie cierpię najbardziej.

- W zasadzie to nic. Miałam dostęp do archiwum oraz innych dokumentów w jego kancelarii. Nie ma tam nic niepokojącego. – Informuję.

- Rozmawiałaś z nim na temat Lindy? – Detektyw wbija we mnie mocny wzrok, sprawiając, że wciskam mocniej plecy w oparcie ławki.

- To wciąż zakazany temat. Jednak mam też inną informację. – Mówię, oglądając się dla pewności, że nikt tego nie usłyszy. Jednak o tej godzinie nie ma tu praktycznie ludzi. – Charlotte Johnson. Była asystentka Masona. Zwolnił ją, aby zatrudnić mnie. Jednak nie..

- ...Nie wydaje ci się to jedynym powodem? – Kiwam potwierdzająco głową. Dosłownie detektyw wyjął mi to z ust.

- Podczas dzisiejszej rozmowy z Sam dowiedziałam się, że przychodziła kilka razy do nich. – Ukłucie żalu sprawia, że czuje się żałośnie wspominając o tym. Głupi by się domyślił po co do niego przychodziła.

- Nie znasz powodu jej wizyt? – Pyta detektyw. Tym razem kiwam przecząco głową. – W porządku, ja się temu przyjrzę. Coś jeszcze?

- To wszystko. – Odpowiadam.

- W takim razie widzimy się za tydzień. Dobranoc.

Ciche „dobranoc" ucieka mi z ust. Jednak jest ono na tyle ciche, że nie dosięga do uszu mężczyzny.

Pan Miller obrócił się plecami i ruszył w tą samą stronę, z której zawsze przychodził. Natomiast ja, tak jak zawsze, zostaję siedząc samotnie na ławce, gdzie gryzę się z wyrzutami sumienia, tak, jak w każdy wieczór weekendowej niedzieli.

Sweet Secrets [18+}Where stories live. Discover now