Rozdział 27

896 35 8
                                    


Nic nie jest pewne.

Niby proste zdanie, które każdy uzna za oczywistość. Jednak analizując głębie tych czterech sklepionych wyrazów jesteśmy w stanie wyciągnąć spore wnioski.

Ludzie pod wpływem radości sądzą, że to uczucie jest pewne. Stałe. Napełnia ich euforia. Przez większość czasu spędzonego w szczęściu, nie myślimy kiedy ono sie skończy. Bynajmniej nie cały czas. Nawet, gdy na chwile zadamy sobie pytanie "jak długo to potrwa?". Po chwili stwierdzamy, że po co się tym przejmować, skoro mamy ten gram szczęścia, więc się nim rozkoszujemy.

Każdy z nas ma takie chwile. Niektórzy nie wiedząc jaką drogę obrać w życiu. Boją się, że ich przyszłość nie będzie stabilna. Nawet, gdy obiorą tą drogę, to wciąż nie mają pewności powodzenia.

Biznesmeni podejmują przeróżne decyzje każdego dnia, o różnym stopniu ryzyka. Jeden zły ruch może zaważyć na całym ich dobytku. Nie mają żadnej pewności.

Równie dobrze planując ślub marzeń możesz wpaść pod samochód na głupim przejściu dla pieszych.

I więcej już nic nie zaplanujesz.

Skoro wszystko co wybieramy nie ma pewności, bo nie wiemy co sie nam przydarzy, to znaczy, że nie ma to największego znaczenia.

Na pewno stąd się wzięło powiedzenie "Żyj chwilą".

Doszłam do tego wniosku podczas powrotu do domu. Jak na "dorosłych" przystało nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem, oprócz mojego "zajedziemy na stacje?". Mason odpowiedział mi jedynie skinięciem głowy, nie odrywając wzroku od drogi za przednią szybą.

Nie potrzebowałam żadnej, cholernej rzeczy z tej stacji, jednak musiałam jak najszybciej wydostać się z tego samochodu. Co prawda, większość drogi przebyłam w głębokim śnie. 

Jednak uczucie duszności spowodowane napiętą atmosferą nie dawało mi spokoju. Potrzebowałam choć chwilę zaczerpnąć oddechu. Ten jednak sprawił wrażenie, jakbym wydostała się na powierzchnie wody po długim tonięciu.

I tak również czuję się teraz - po dotarciu pod drzwi mojego mieszkania. Szczególnie, gdy dostrzegam paczkę pod drzwiami, opatrzoną moim imieniem. Czyżby tatuś się stęsknił?

Prycham pod nosem na ten głupi pomysł.

Nie zastanawiając sie nad tym dłużej wchodzę do mieszkania.

Od wejścia czuję niepokój. Nie mam pojęcia czym jest to spowodowane. Może tym, że po powrocie nikt tu na mnie nie czeka? Mama jak zwykle poświęca się pracy, czego nie mam jej za złe. Na jej barkach ciąży odpowiedzialność obowiązku. Jednak nie ukrywam, że tęsknie za wieczorami, gdy wspólnie oglądałyśmy kiepskie seriale. Choć tak naprawdę jakość serialu nigdy nie miała znaczenia. Chodziło mi tylko i wyłącznie o jej bliskość.

Wzdycham, podchodząc do blatu kuchennego gdzie stawiam paczkę nawet na nią nie zerkając. Spoglądam na okno. Grymas wkrada mi się na twarz, gdy widzę, że pogoda za oknem zgrała się z moim samopoczuciem.

Pierdolić to.

Zgarniam paczkę z chęcią odpakowania jej. Ciekawość przezwyciężyła nad pychą. Może jego marne starania choć trochę rozweselą mój humor. I tak się też dzieje gdy rozrywając opakowanie dostrzegam...bukiet kwiatów. Pomijając fakt, że wysłał mi kwiaty w jebanym kartonie, to jednak lekki uśmiech rozciąga moje usta.

Mieszanka zapachów różnych rodzajów roślin, sprawia, że przeciągam je do siebie wciągając zapach.

Gdy chcę odłożyć je z powrotem spomiędzy kwiatów wypada mała karteczka. Szybko podnoszę ją z podłogi odczytując pochyłe, eleganckie pismo.

"Mój mały, słodki sekret..."

Szczerze się, jak głupia. Tylko jedna osoba by mogła tak o mnie napisać.

Wyciągam sprawnie telefon z kieszeni i wybieram odpowiedni numer. Odbiera niemalże od razu.

- Coś się stało? Właśnie czekam na Sam pod blokiem tej waszej dziwnej przyjaciółki Mii. - Pyta ściszonym głosem.

Parskam śmiechem na jego szczerość.

- W porządku to nie zajmie długo. Chciałam ci tylko podziękować. Nie musiałeś się fatygować, szczególnie z tym słodkim liścikiem. Nie rozumiałam na początku dlaczego wysłałeś je w kartonie, ale domyśliłam się, że mogłyby...

- Olivio? - Przerwał.

- Tak?

- O czym ty mówisz? - Pyta.

Początkowo chcę wybuchnąć śmiechem na ten kiepski żart. Jednak cisza po drugiej stronie nie świadczy o niczym dobrym.

- No jak to o czym? O tych pięknych kwiatach. - Odpowiadam zdezorientowana.

Odpowiada mi jedynie boleśnie dłużąca się cisza. Sprawdzam czy połączenie zostało przerwane. Ku mojemu zdziwieniu sekundy wciąż liczą się pod kontaktem zapisanym "Mój Mason".

- Nie wysłałem ci żadnych kwiatów.

***

Witam moje słodkie sekreciki :)

Rozdział dość krótki, lecz daje do myślenia. Jest również zapowiedzią dynamicznych rozdziałów, które będą w krótce.  Niestety, jesteśmy coraz bliżej  końca.

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał, bo mi szczególnie się go dobrze pisało. Napisałam go z naprawdę sporym zapałem, którego bardzo dawno nie czułam. I stało się to, dzięki kilku użytkownikom, którzy sprawili mi dawkę ciepła na serduchu. Nie chcę pisać tu nicków, bo te osoby mogą sobie tego nie życzyć. 

A więc...

Przede wszystkim dziękuję Pani Edycie (tak wnioskuje po nicku), która od początku SS siedzi tu ze mną. Gdy tylko nowy rozdział wchodzi na wattpada, automatycznie po kilku minutach dostaję powiadomienie, że zagłosowała na najnowszy rozdział, co zawsze sprawia uśmiech na moje twarzy. Dziękuję Ci.

Dziękuje również osobom, które zostawiają komentarze pod moimi rozdziałami. Nie ma tych komentarzy dużo, jednak nawet proste "zajebista jest ta książka, pisz dalej", czy "kiedy nowy rozdział?" daje mi ogromną motywacje do pisania.

I dziękuje moim przyjaciółkom, które, jako nieliczne osoby z mojego życia prywatnego wiedzą o mojej książce i rzucają okiem na moje rozdziały. Kocham Was <3

Jestem niezmiernie wdzięczna, że moge wam przekazać wytwory mojej wyobraźni, które przekazuję przez dłonie i klawiaturę do świata wirtualnego, gdzie Wy możecie to czytać do wieczornej herbatki, czy na przerwie w pracy lub szkole.

Miejmy nadzieję, ze ten zapał pozostanie. 

Dużo zdrówka i ciepła.


xxmxoxx <3

Sweet Secrets [18+}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz