Rozdział 28

992 33 8
                                    


Drzwi od mieszkania trzasnęły z głośnym hukiem.

-Nie zamknęłaś ich na klucz? - Pyta zdenerwowany Mason. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Ta furia w jego oczach, ten błysk, którego nigdy nie byłam w stanie zidentyfikować. Wydawał się dziwny.

Nieludzki.

- Nie pomyślałam o tym. - Odpowiedziałam zdawkowo.

Nie reagując na moje słowa zaczyna rozglądać się po mieszkaniu. Nie patrzy na mnie. Chodzi po każdym z pomieszczeń jakby szukał zgubione dziecko podczas zabawy w chowanego.

-Sprawdziłaś mieszkanie? Było coś podejrzanego? I gdzie do kurwy jest twoja matka? - Na ostatnie słowa staje nieruchomo. Rzuca mi spojrzenie, które idealnie wyraża przerażenie, jak i zdenerwowanie.

Najwyraźniej, widząc mój paraliż i strach zdaje sobie sprawę, jak to wygląda. Bierze głęboki wdech, po czym luzuje krawat od idealnie skrojonego garnituru, jakby go niemiłosiernie dusił. Powolnym krokiem podchodzi do mnie, jakby próbował złapać spłoszone zwierzę.

-Przepraszam. Cholernie się o ciebie martwię. - Wydusił szeptem, jednocześnie chwytając mnie za dłonie, co jednak w tej chwili mnie kompletnie nie rusza.

Po moim telefonie wstąpił w niego jakiś demon. Podrzucił Sam do własnego mieszkania, mówiąc jej, że rzekomo zapomniał czegoś z firmy. Przyjechał tu prawdopodobnie łamiąc kilkanaście przepisów po drodze, po czym wpadł tu jak poparzony. Chciałam osobiście do niego przyjechać, jednak kategorycznie zabronił mi wychodzić z własnego domu bez jego obecności.

Nigdy dotąd się tak nie zachowywał. W tym momencie mam gdzieś te kwiaty i od kogo one są. Bardziej martwi mnie jego zachowanie, które niczym mnie nie pociesza. Wręcz mnie przeraża.

- Niebyło żadnych innych śladów? Otwarte drzwi? Nie minęłaś nikogo po drodze do mieszkania? Cokolwiek? - Pyta praktycznie na jednym wdechu. Ledwo jestem w stanie rejestrować co do mnie mówi.

Biorę głęboki wdech i nie odpowiadam mu. Logiczne, że jakbym cokolwiek po drodze widziała, to bym mu o tym powiedziała.

Odwracam się w stronę okien, z których tak bardzo lubiłam obserwować ulice, gdy byłam mała. Zawsze bawiłam się w wymyślanie historii ludzi biegnących w tylko sobie znanym kierunku. Niektórzy może biegli do pracy, niektórzy odebrać dzieci ze szkoły. To niesamowite.

Jeden świat, a tyle ludzi. Jednak każdy z tych ludzi ma swój własny świat.

- Olivio?- Mason wyrywa mnie z letargu.

Ignorując go wyciągam telefon i bez najmniejszego namysłu robię to, co niezaprzeczalnie powinnam zrobić o wiele wcześniej. Wybieram numer alarmowy.

- Co robisz? - Pyta napiętym głosem.

Pierwszy sygnał...

- To co powinnam zrobić od razu.

Drugi sygnał...

Nagle obok mojego ucha słyszę wyraźne "Dzień dobry, z tej strony operator..." i cisza. Telefon znikł mi z ręki. W odbiciu szyby widzę dokładnie, kto za tym stoi.

- Jeśli zaraz zjedzie się tu policja, to własnoręcznie cię uduszę. -Szepcze Mason pochylając się do mojego ucha. - Po co to zrobiłaś?

Czuję, że przez jego słowa krew mi bulgocze w żyłach, napędzając całą machinę furii. Od momentu naszej rozmowy telefonicznej byłam, jak tykająca bomba, której knot właśnie został podpalony tymi słowami.

Zaciskając pięści odwracam się do niego. Po jego minie wnioskuję, że widzi, jak rozsypuję się na jego oczach.

- A dlaczego kurwa nie?! - Mój głos roznosi się donośnie między ścianami. - Jak śmiesz się mnie o to pytać? Dostaję pierdolone kwiaty z jakimś podejrzanym listem, a ty się pytasz po co dzwonię na jebaną policję?

Sweet Secrets [18+}Where stories live. Discover now