Rozdział 42

714 28 0
                                    

Teksas. Kraina kojarząca się z kowbojami, bydłem i bronią w ręku. Jednak mi kojarzy się z pięknymi zachodami słońca. Mówią, że zachód, z każdej strony świata wygląda tak samo. Nie zgodzę się z tym. Tu, zachody są pełne, malownicze. Mimo, iż jestem tu drugi dzień, to już zaczynam to doceniać.

Może to w końcu coś dobrego dla mnie. Po przepracowaniu z psycholożką, z którą ciągle jestem w kontakcie, ubiegłych wydarzeń, czuję że jest minimalnie lepiej. Powoli podnoszę się z dna, które konkretnie mnie pochłonęło i już nigdy ze mnie nie wyjdzie. To wszystko potoczyło się za szybko, a ja ledwo za tym nadążałam. W wielu momentach chciałam powiedzieć „stop", jednak presja na moich barkach mi na to nie pozwalała. Teraz tego żałuję. Żałuję, że gdzieś po drodze zgubiłam tą wersję siebie, z której byłam dumna – silna, odważna i rozsądna. Pogodziłam się już z tym, jednak nie zmienia to faktu, że wciąż mnie to boli.

***

Od małego uwielbiałam patrzeć na pojawiające się gwiazdy na niebie. Była to czynność, która odciągała mnie od poczucia upływającego czasu, gdy odliczałam godziny do powrotów ojca. Nawet nie pamiętam, kiedy przestałam to robić. Teraz, gdy mam go obok, pełnego gotowości, aby oddać mi całe swoje wsparcie – nie ukrywam, jest to cholernie podnoszące na duchu.

Uśmiech wkrada mi się na twarz, gdy słyszę delikatny chichot mamy, dochodzący z kuchni. Zapewne sprzątają właśnie po kolacji, którą przed chwilą zjedliśmy.

Pomimo, że mam ich przy moim boku to i tak czuje się samotna. Być może to dlatego, że rodzice traktują mnie, jakbym była ze szkła. Nie ukrywam, że trochę jest w tym racji, ale z każdym dniem idzie mi coraz lepiej. Brakuje mi tego impulsu, który czułam przy nim. Pokazywał mi, że stać mnie na więcej, niż sama myślałam. Pokładał we mnie ogromne zasoby wiary, jaką nigdy nikt inny mi nie dał. Gdy nie miałam nikogo obok, kto nauczyłby mnie latać – pojawił się on. Anioł, który pomógł mi rozwinąć własne skrzydła. Choć mówienie o nim, jak o „aniele" nie jest odpowiednim posunięciem, to jednak głęboko czuję, że dla mnie jest ono idealne. W końcu Lucyfer był najpiękniejszym aniołem, prawda?

Dźwięk rozsuwanych drzwi przykuwa moją uwagę. Moja mama wchodzi na balkon w kapciach, owinięta kocem. W obydwu dłoniach trzyma kubki, z których wydobywa się para.

- Można dołączyć? – Posyła mi lekki uśmiech.

Odwzajemniam go i przesuwam się, aby zrobić jej miejsce na kanapie. Moja mama stawia kubki na stoliku kawowym przede mną, po czym usadza się wygodnie obok mnie i narzuca na nas gruby koc.

Rozczula mnie widok, gdy widzę, jak z rozmarzeniem spogląda w gwiazdy. Odpręża ją to. Jutro ma rozmowę o pracę w tutejszym szpitalu. Mimo, iż wszyscy wiemy, że przyjmą ją bez najmniejszego problemu, to ona się tym strasznie stresuje.

- Piękne są, prawda? – Pyta oglądając nocne niebo.

- Racja. – Odpowiadam krótko. Dobiera się mnie chwila słabości, przez co kładę głowę na jej ramieniu.

Mama obniża głowę spoglądając na mnie kątem oka.

- Mogę cię o coś zapytać, kochanie?

Wyczuwam sporą dozę niepewności w jej głosie. Nagle czuję jak moje gardło jest wyschnięte na wiór. Przełykam ślinę.

- Tak, mamo?

Moja matula porusza się nerwowo na swoim miejscu.

- Pamiętaj, że jeżeli nie chcesz, to nie musisz odpowiadać. – Spoglądam jej w oczy i widzę ostrą powagę w jej postawie. Kiwam głową na znak, że zrozumiałam. – Co cię do niego przyciągnęło?

Czuję ukłucie w sercu. Nie ukrywam, że to pytanie wprowadziło mnie w konsternację. Czuję presję odpowiedzi, która ciąży mi na barkach. Czuję również, jak aktualnie każdy bodziec i zmysł mojego ciała pracują przeciwko mnie. Słyszę każdy klakson na ruchliwej drodze kilkaset metrów niżej, każdą muzykę dobiegającą każdej strony, każdy najmniejszy podmuch wiatru. To wszystko mnie rozprasza, przez co nie mogę zebrać myśli. Wolną ręką przecieram oczy, które zamykam na chwilę. Biorę głęboki wdech, żeby się skupić.

- Sama nie wiem, mamo. – Mówiąc to staram się, aby mój głos pozostał stabilny. – Być może to, że pomógł mi rozwinąć skrzydła, albo to, że dbał o mnie, jak nikt inny, albo fakt, że nikt wcześniej nie patrzył na mnie w ten sposób.

Spoglądam na mamę. Posyła mi delikatny uśmiech.

- Żałujesz?

Czy żałuję?

Wzruszam ramionami.

- Z biegiem czasu doszłam do wniosku, że niczego nie żałuję. Ludzie są stworzeni do tego, aby popełniać błędy. Jednak musimy się na nich uczyć. Na tym polega życie. – Biorę wdech. – Wiem, że było to nierozsądne i, że dałam się ponieść emocjom. Jednak jestem młoda i w moim wieku błędy to nieodłączna część życia, nie tylko dla mnie, ale i wszystkich moich rówieśników. Popłynęłam z falą zabawy, która okazała się nie być taką zabawną, jak się na początku wydawało. Boli mnie to, jednak wydaje mi się, że najgorsze dno już mam za sobą. Nie będę się do niego wracać.

Mama najwyraźniej jest dumna z moich słów, bo jej wzrok wyraża czystą fascynacje i radość. Obejmuje mnie ciasno w matczynym uścisku.

- Ja też poznałam twojego tatę, będąc młodą i głupią. On jest o kilka lat starszy, przez co do dziś nasze poglądy i rozumowanie się różni. Jednak czasami, gdy poznajesz drugą osobę, to po prostu czujesz, ze to jest ta osoba. Nie znajdziesz ideału, ani ty nigdy nie będziesz dla kogoś ideałem. W miłości nie chodzi o to. W miłości chodzi o uczucie, kiedy ta druga osoba sprawia, że latasz, że czujesz się szczęśliwa nawet z powodu najmniejszych rzeczy. Ta osoba ma ci pomóc rozwinąć skrzydła i znaleźć twoje limity, jak i twoje największe atuty. I ty oczywiście musisz być tym samym dla drugiej osoby. Miłość jednokierunkowa jest najgorszym dnem, jakie można spotkać, jeżeli chodzi o miłość.

- O czym tu tak plotkujecie? – Głos taty przecina powietrze, przez co obydwie odwracamy się w jego stronę.

Mój ojciec stoi oparty o framugę drzwi balkonowych z założonymi na piersiach rękami.

- O tobie. – Odgryza się mama, chichocząc i posyłając mu rozbawiony uśmiech.

Mój tato odbija się od framugi i podchodzi w naszą stronę. Zatrzymuje się przy mojej mamie i pochyla się dając jej czułego całusa w czoło. Podchodzi również do mnie i wykonuje tą samą czynność. Zasiada po mojej prawej, przez co siedzę pośrodku tej dwójki. Tata czule owija nas ramionami i opiera głowę na czubku piramidy, jaką stworzyliśmy z naszych głów.

- Kocham was. – Odpowiadam ze łzami w oczach, których na szczęście nie widzą.

- Z wzajemnością, kochanie. – Odpowiadają równo.

Od zawsze byli sobie przeznaczeni.

Sweet Secrets [18+}Where stories live. Discover now