41. Nie wszystko złoto, co się świeci

1.4K 55 3
                                    

Ostry zapach wilgotnego siana, wymieszanego z kurzem wywiercał mi dziury w nozdrzach, kiedy kolejny raz przerzucałam gnój do stojącej obok taczki. Nikt nie mówił, że bycie właścicielką konia to tylko piękne chwile na grzbiecie. Czasami trzeba się też pobrudzić. Nebraska obserwowała mnie uważnie, gdy nabijałam ściółkę na widły i robiłam zamach.

- No i co się patrzysz? - mruknęłam pod nosem. - Jakbyś miała ręce, to sama byś to robiła.

Chyba nie spodobały jej się moje słowa, bo chwyciła zębami krawędź taczki i zaczęła nią kołysać. Machnęłam na klacz ręką, żeby ją odstraszyć.

Od mojego powrotu do Sedony minął już jakiś czas. A tak właściwie to trzy tygodnie. Rozpoczął się nowy rok szkolny i dzięki temu miałam mniej czasu na zaprzątanie sobie głowy wydarzeniami lata. Właściwie to zdążyłam odłożyć je do metaforycznej szafy. Pierwsze dni były dla mnie niezwykle trudne, zwłaszcza mając na uwadze fakt, że Vincent, który tak bardzo mnie zranił, był moim sąsiadem. Zza płotu. Pomógł jednak fakt, że niewiele go widywałam. Prawie w ogóle. Wydawało mi się, że celowo mnie unikał. Jedynym znakiem, jaki wskazywał na jego obecność w domu rodzinnym były palące się w pokoju światła. I tyle.

Zdążyłam pogodzić się z faktem, że pewne sprawy zostaną już na zawsze niezaadresowane. Nigdy nie dowiem się, co się dokładnie stało ani dlaczego do tego doszło. Nie ukrywam, nie było to przyjemne uczucie, nie było też łatwe do zaakceptowania, ale wiedziałam, że na lepsze wyjdzie mi, jeśli po prostu przejdę z tym do porządku dziennego prędzej niż później. Nie zmieniało to jednak faktu, że mimo całego bólu, zdezorientowania i frustracji, wciąż za nim tęskniłam. Nie zasługiwał na tę tęsknotę, ale była ona obecna. Z tym też musiałam się pogodzić. Cóż, byłam tylko nastolatką i liczyłam na jakiś krok z jego strony. Przeprosiny. Wyjaśnienia. Cokolwiek. Na marne. I z tym się pogodziłam.

Z zamyśleń wyrwał mnie huk metalu uderzającego o betonową posadzkę stajni. Taczka wylądowała bokiem na ziemi, a niemal cała jej zawartość się wysypała. Świetnie, teraz miałam dwa razy więcej roboty, niż wcześniej. Fuknęłam na Nebraskę, ale ta tylko spojrzała na mnie wzrokiem niewiniątka i radośnie trąciła nosem moje ramię. Poklepałam ją po szyi. 

Jak mogłabym się na nią złościć, skoro była tym, co pozwalało mi przestać myśleć o rozstaniu? Stanowiła świetny rozpraszacz. W zestawieniu z Sierrą były ultra-super-hiper-rozpraszaczem. Nie mogłam narzekać na brak rozrywki czy zbyt dużo czasu w samotności.

Westchnęłam głęboko i zabrałam się do sprzątania. Ponownie.

***

Czekam na placu głównym!

Telefon zabrzęczał głośno, gdy dostałam tę wiadomość od Sierry. Zamykałam właśnie bramkę za Nebraską, którą wyprowadziłam na łąkę. Pogoda dopisywała, więc nie widziałam sensu w tym, żeby tkwiła w boksie. Wieczorem miał ją z powrotem sprowadzić stajenny, więc tylko pochowałam jeszcze cały osprzęt i pobiegłam w kierunku placu głównego.

- Cześć - przywitał mnie szeroki uśmiech mojej jasnowłosej przyjaciółki. - Gotowa?

Skinęłam głową i wsiadłam do jej auta. Przez myśl przeszło mi, że to niezwykle miłe, że dziewczyna nie skomentowała mojego mało przyjemnego zapachu stajni. Chociaż może już do niego przywykła, kto wie? Ruszyłyśmy w kierunku kawiarni i gdy tylko tam dotarłyśmy, Sierra ustawiła samochód w kolejce do drive-thru. To, że ona przywykła, nie znaczyło, że inni musieli mnie wąchać. Mądra decyzja. Każda z nas złożyła zamówienie, a po jego otrzymaniu ruszyłyśmy w drogę dalej, kierując się do bardziej ustronnego miejsca. Wylądowałyśmy na obrzeżach Sedony, z pięknym widokiem na skały i powoli chylące się ku zachodowi słońce.

What do girls wantWhere stories live. Discover now