9. Naga prawda

10.7K 634 87
                                    

Zapukałam do znajomych drzwi i czekałam chwilę na odpowiedź. Znowu to samo. Westchnęłam cicho i znów uderzyłam pięścią o wejście. Odczekałam kolejne parę minut, aż w końcu usłyszałam szczęk zamka i drzwi otworzyły się.

- W końcu! Ile można na ciebie czekać? - mruknęłam niezadowolona i wślizgnęłam się do środka, nie reagując na tłumaczenia Sierry.

Dobrze wiedziałam, że po prostu spała albo znowu romansowała z chłopakiem, którego poznała w weekend na jakiejś imprezie. Oczywiście, że nie miałam jej tego za złe, ale musiałam trochę poudawać wkurzoną, żeby zaczęła żałować, że nie otworzyła od razu.

Przywitałam się z mamą przyjaciółki i ruszyłam do jej pokoju, gdzie już czekał odpalony laptop i duża miska z jeszcze ciepłym popcornem.

- Dobra, masz moje przebaczenie. - spojrzałam na nią spod uniesionej brwi i wybuchnęłam śmiechem, w czym dołączyła do mnie blondynka.

Obie padłyśmy na łóżko i nie schodziłyśmy z niego przez kolejne dwie godziny, oglądając jedną z tych głupich komedii dla nastolatków, po których nie chcesz przyznać, ale zawsze chcesz więcej i płaczesz na zakończeniu. Gdy film się skończył Sierra obróciła się w moją stronę z podstępem rysującym się na jej twarzy. Odgarnęła kosmyk swoich włosów, który spadł jej na twarz i włożyła go za ucho. Wyprostowała się.

- Dlaczego nie mogłaś przyjść do mnie wcześniej? - uniosła brew i lekko pochyliła ciało w moim kierunku. - Czy pewien przystojny sąsiad, którego oczywiście nie lubisz, miał z tym coś wspólnego? - uśmiechnęła się jak policjant, który wiedział, że zagiął już swojego świadka i zaraz pozna całą prawdę.

To prawda, przyszłam do Sierry dopiero w niedzielę, bo w sobotę po zjeździe rodzinnym moich sąsiadów nie miałam już na nic siły. To była naprawdę duża i energiczna rodzina. Do tego bardzo głośna. Nie obyło się bez oblężenia mnie przez kobiety, które wypytywały, jak długo byłam z V, a ja i jej mama musiałyśmy tłumaczyć, że wcale nie chodziłam z ich członkiem rodziny, a jedynie dawałam mu korepetycje, co przyjęły z ogromnym zmartwieniem. Panowie natomiast za cel ustawili sobie taniec ze mną i na parkiecie spędziłam conajmniej godzinę. Mimo to bawiłam się wyśmienicie, bo byli naprawdę ciepłymi i uprzejmymi ludźmi, zupełnie inaczej niż V. No i nie mogłam ominąć tortu, który miała pokroić przyszła para nowożeńców.

Przyłożyłam dłoń do twarzy, chcąc się w ten sposób jakoś zasłonić przed ciekawskim spojrzeniem mojej przyjaciółki.

- W pewnym sensie. Zostałam zaproszona na ich zjazd rodzinny.

- Przecież nie jesteś ich rodziną. - zmarszczyła brwi.

- Nie przeszkodziło im to w zaproszeniu mnie. - wzruszyłam ramionami i nagle przypomniał mi się ten niewygodny szczegół z tamtego poranka, który sprawił, że moją twarz natychmiast oblał rumieniec, co nie uszło uwadze Panny Ciekawskiej.

- Co to za kolor, pomidorku? - poruszyła brwiami i dała mi znak do mówienia dalej. Westchnęłam męczenniczo.

- Chciałam omówić coś z Murray'em więc poszłam do niego koło dwunastej. Otworzył mi jego tata i powiedział, że śpi, ale poprosił, żebym go obudziła, bo zaczynało się robić późno. Więc poszłam. Próbowałam go wołać, ale w ogóle nie reagował. - znowu zrobiło mi się głupio, więc rzuciłam błagalne spojrzenie Sierze, ale ta tylko machnęła, żebym kontynuowała. - W końcu zdarłam z niego kołdrę, ale nie przewidziałam małego szczegółu. On spał nago. - ostatnie zdanie wyrzuciłam z siebie tak szybko, jak tylko mogłam.

Zobaczyłam, jak twarz mojej przyjaciółki rozjaśniła się w rozbawieniu. Obrzuciłam ją karcącym wzrokiem, ale w ogóle nic sobie z tego nie robiła.

- Boże, myślałam, że widziałaś, jak składał ofiarę z kozła, a tu takie coś! - zawołała wciąż nie mogąc powstrzymać śmiechu.

- Wolałabym przyłapać go na tym koźle - mruknęłam ponuro. - Teraz za każdym razem, gdy będę go widzieć, przed moimi oczami stanie tamten obraz!

- Nie przesadzaj, jest u niego chociaż coś wartego zapamiętania? - poruszyła zabawnie brwiami, a ja wywróciłam oczami.

- Na szczęście widziałam tylko jego tyłek - burknęłam. - Jakby tak się zastanowić był bardzo... gładki. I jędrny.

- Mój widziałaś tysiące razy, więc nie histeryzuj.

Zaśmiałyśmy się wspólnie. Nie powiedziałam jej już, że to było zupełnie co innego ani że miał naprawdę ładne plecy, na których rysowały się mięśnie po wielu latach pływania jeszcze za czasów gimnazjum i świetnie wyrobioną "klatę" tak, że nie było to ani za mało, ani za dużo. Gdybym wdała się w szczegóły, nie dałaby mi spokoju.

- Dość już o mnie - powiedziałam w końcu. - Lepiej opowiedz mi, co z tym twoim Imprezowym Romeo.

Gdy zeszłego wieczoru poinformowałam Sierrę, że nie dam rady się u niej pojawić w sobotę, moja przyjaciółka postanowiła wybrać się na imprezę ze swoją koleżanką z nauk społecznych. Niedługo po wejściu do klubu poznała jakiegoś chłopaka, z którym spędziła resztę wieczoru oraz wymieniła się numerami telefonów. Jak można było się domyślać, zupełnie zapomniała o biednej Anie, ale gdy wysłała jej esemesa z przeprosinami, ta stwierdziła, że nic się nie stało, bo na imprezie spotkała swoich znajomych, z którymi się bawiła. W każdym bądź razie Sierra trajkotała o tym facecie od rana i nic nie było w stanie tego przerwać. Przysięgam, gdyby właśnie umarła, wstałaby z własnego grobu i nawiedzała mnie w nocy, tylko po to by o nim gadać.

- Ma na imię Noah. Jest od nas trochę starszy, w zeszłym tygodniu skończył dwadzieścia lat i jest studentem architektury - na jej twarz wpłynął błogi wyraz rozmarzenia. - Penny, gdybyś tylko zobaczyła jego oczy. Miały tak intensywny kolor, że nie mogłam się od nich oderwać.

Tak, widziałam już takie. Z tą różnicą, że mi nieco łatwiej przychodziło odwracanie od nich wzroku. No i właściciel nie miał już takiego uroku, jak jego tęczówki. Odcień świeżego, leśnego mchu z pasmami znacznie ciemniejszej i głębszej zieleni z drobnymi brązowymi plamkami, które zauważało się dopiero z naprawdę małej odległości. Tak, tak, zdecydowanie wiedziałam, co miała na myśli Sierra.

- Były tak niebieskie, że wydawało mi się, że patrzyłam na jakieś komputerowo przerobione zdjęcie! - dziewczyna ciągnęła swój wywód. - Wysoki, szatyn - wyliczała dalej każdą jego cechę.

Cieszyłam się widząc ją tak szczęśliwą. Ostatnio nie powodziło jej się w życiu miłosnym i miałam nadzieję, że tym razem trafiła w dziesiątkę. Co jak co, ale ciężko było znieść tą dziewczynę miotającą się z wściekłości, a jeszcze trudniej wytrzymać jej zawodzenie. Kochałam ją całym sercem, ale naprawdę silnie uzewnętrzniała swoje emocje. Gdy zawiodła się zeszłym razem, ledwo powstrzymałam ją przed rzuceniem się na jej byłego chłopaka, gdy przypadkiem spotkałyśmy go na ulicy. Odkąd poznałam ją w zeszłym roku, zdążyłam się nauczyć, że nie było z nią żartów. Gdy groziła, że urwie komuś jaja, była naprawdę gotowa to zrobić.

- Gdzie studiuje? - zapytałam w końcu, bo nie przypominałam sobie, żeby w Sedonie powstał jakikolwiek college.

- W San Antonio - wyjaśniła i od razu delikatnie posmutniała.

Poklepałam ją po plecach pocieszająco.

- To nie aż tak daleko - wzruszyłam ramionami. - parę godzin jazdy. Ale co on właściwie tu robił?

- Ma rodzinę w Sedonie - wyjaśniła dziewczyna, a ja od razu przywołałam na swoją twarz minę z typu "widzisz? Nie jest tak źle!".

- Czyli bywa często w mieście. Nie przejmuj się tak. A na początku to lepiej go poznaj i potem będziemy się martwić - uśmiechnęłam się do niej i chwyciłam w dłonie laptopa Sierry. - A teraz wracamy do oglądania! Dość zmartwień na dziś - puściłam jej oczko i włączyłam kolejny odcinek Riverdale.

Krótko, zwięźle i bez Vincenta dzisiaj.

Piątek weekendu początek!

What do girls wantDonde viven las historias. Descúbrelo ahora