26. Moje wielkie włoskie wesele

9.9K 615 111
                                    

Otworzyłam oczy i natychmiast poczułam, jak moja głowa unosi się i opada w powolnym rytmie. Uniosłam wzrok i zobaczyłam rozluźnioną twarz śpiącego V, na którym właśnie leżałam. Gdy był pogrążony we śnie, na jego twarzy nie znalazłam ani śladu tego cwaniackiego uśmiechu. Wyglądał na spokojnego. Jego ręka wciąż spoczywała na moim pasie.

Okej, skończyło się to dość niespodziewanie. Mimo to absolutnie nie przeszkadzało mi leżenie wtuloną w jego ciało, chociaż wiedziałam, że było to złe i nieodpowiednie. Jednak nie umiałam się powstrzymać, a co gorsza - nie chciałam tego już nigdy więcej robić. Pomysł ze zwykłą przyjaźnią był idiotyczny i od początku spisany na niepowodzenie. Musieliśmy albo popchnąć to w przód, albo cofnąć się do samego początku.

Nagle brunet poruszył się i uniósł powieki, obdarzając mnie spojrzeniem pięknych, zielonych oczu.

- Ciao, coniglietta - wychrypiał, a ja wywróciłam oczami na przezwisko, ale uśmiechnęłam się i tak.

Wywinęłam się z objęć sąsiada i wstałam, wystawiając swoje ciało na chłód. Zapomniałam jednak o jednym, drobnym szczególe. Nie miałam na sobie stanika, więc moje sutki po zetknięciu z zimnym powietrzem z uchylonego okna, sterczały radośnie, bezprecedensowo odznaczając się na mojej koszulce. Momentalnie zalałam się rumieńcem.

- Nie patrz - warknęłam do chłopaka, który uniósł ręce w obronnym geście i czmychnęłam do łazienki, zgarniając wcześniej byle jakie ubrania, które leżały na podłodze.

Wyszłam umyta i odświeżona. Przypadkiem zabrałam koszulkę Vincenta, ale wątpiłam, żeby miał coś przeciwko. Włożyłam ją w spodnie, żeby nie wisiała. Brunet poszedł wziąć prysznic po mnie i chwilę później mogliśmy udać się na rodzinne śniadanie.

W korytarzu natknęliśmy się na dziewczynę na oko w moim wieku, jakże podobną do swojej matki i siostry.

- Vincent! - uśmiechnęła się - Dobrze cię widzieć. Przepraszam, że nie zaczekałam na was wczoraj, ale zasnęłam.

V machnął ręką i stwierdził, żeby się nie przejmowała, bo i tak nic ciekawego się nie działo. Wszyscy poszli od razu spać. Razem ruszyliśmy do salonu.

Dom rodziny Scorsese był wielki i pięknie urządzony. Pełno replik antycznych rzeźb i cudowne sklepienia, nadawały wnętrzu klasy i monumentalności. Robiło na mnie ogromne wrażenie.

- No w końcu, gołąbeczki - zaśmiał się Santiago, który nakładał na swój talerz sporą porcję jajecznicy z bekonem.

V jedynie wywrócił oczami i trzepnął kuzyna w tył głowy, po czym zajął miejsce obok niego. Zrobiłam to samo, po czym zaczęłam jeść. Przy stole było głośno i wesoło. Każdy był podekscytowany dzisiejszym ślubem i przyjęciem weselnym, które miało po nim nastąpić. Zapowiadała się świetna zabawa, po której wiele osób z pewnością miało skończyć z niemałym bólem głowy.

Wdałam się w rozmowę z Shirley na temat moich pasji - jazdy konnej i tańca. Kobieta stwierdziła, że koniecznie musiałam popisać się swoimi zdolnościami na parkiecie, korzystając z tego, że V także był świetnym tancerzem. Potraktowałam to jako żart, ale nie byłam pewna, czy to samo pomyślała panna młoda. Wyglądała na poważną.

Po posiłku wszyscy udali się z powrotem do swoich pokoi, by zacząć przygotowania do uroczystości.

Wyciągnęłam z torby piękną, ciemnozieloną suknię z koronkowym długim rękawem i nieco głębszym dekoltem w kształcie litery „V", która sięgała mi aż do kostek. Wywiesiłam kreację na wieszaku, by nieco się wyprostowała i przystąpiłam do robienia makijażu. Kiedy skończyłam ze swoją twarzą i włosami, które jedynie zakręciłam i zostawiłam rozpuszczone, wślizgnęłam się w sukienkę. Podeszłam do V, który wyszedł właśnie z łazienki w białej koszuli i czarnych spodniach od garnituru.

What do girls wantWhere stories live. Discover now