3. Z łobuzami trzeba krótko

13.2K 756 299
                                    

- Dasz wiarę?! - wykrzyknęłam oburzona, opowiadając o decyzji dyrektora mojej przyjaciółce.

Przytrzymywałam telefon ramieniem i w tym samym czasie robiłam sobie kanapkę. Wielozadaniowość była moim zboczeniem zawodowym.

- Bez przesady, nie może być taki zły! - usłyszałam po drugiej stronie. - Zresztą, mieszka koło ciebie, więc nie będziesz musiała tłuc się przez całe miasto. Myśl o pozytywach!

Cała Sierra. Niezależnie od sytuacji zawsze starała się znaleźć jakiś pozytyw. Tysiąc razy powtarzała mi, że nasze nastawienie wpływa na nasz los i marudziła, że bywam zbyt poważna i spięta oraz że w końcu zapędzi mnie to do grobu.

- Wbijasz mi sztylet w serce tymi słowami, Sierro. - zażartowałam. - Poza tym, to nie ja będę przychodzić do niego. Jeszcze tego brakowało, żebym się prosiła o spotkania. - wzięłam gryzą gotowej kanapki, nie przestając mówić. - Nie ma takiej opcji.

- Z łobuzami trzeba krótko. - i na tym skończyłyśmy dyskusję o moim sąsiedzie.

Pogadałyśmy jeszcze piętnaście minut o wszystkim i o niczym. Potem zakończyłam rozmowę, bo wybierałam się z mamą na zakupy, a przed nimi chciałam załatwić całą tę sprawę z V. A raczej dopiero ją rozpocząć.

Weekendy były dla mnie jak błogosławieństwo. Przez te dwa dni w tygodniu nie musiałam być ani uczennicą, ani przewodniczącą szkoły. Mogłam wypocząć i oddać się przyjemnościom. Może oprócz czekającej mnie rozmowy z V.

Zarzuciłam na siebie cienką, letnią kurtkę i wyszłam z domu. Okrążyłam płot i znalazłam się na posesji państwa Murray. Szybko podeszłam do drzwi i mocno w nie zastukałam. Pamiętaj: x takimi jak on trzeba krótko, przypomniałam sobie słowa Sierry. Otworzyła mi pani Rose.

- Penny? Miło cię widzieć, skarbie. W czym mogę pomóc? - przywitała mnie, na co odpowiedziałam jej równie uprzejmie.

- Vincent jest w domu? Mam do niego sprawę... dość delikatną. - poczułam nerwowy uścisk w żołądku, gdy wypowiadałam te słowa.

Rose pobladła.

- Zaszłaś w ciążę? - wyparowała.

- Słucham? Nie! - zaprzeczyłam energicznie. - Nie, nie, nie. Zupełnie nie o to chodzi. Pani Murray, ja nawet nie lubię pani syna, więc jak mogłabym być z nim w ciąży? - na twarzy kobiety wymalowała się ogromna ulga.

Zawołała syna, a gdy ten zszedł na dół, czmychnęła, jakby uciekając przed wybuchem atomowym, który mógł nastąpić chwilę później. Tak już z nami było.

- Co jest, signorina? Masz dla mnie kolejny występ? - oparł się o framugę drzwi.

- Daruj sobie. Mam złą wiadomość. Dla nas obojga. - zaczęłam.

- Jesteś w ciąży? - udał przerażonego, ale mnie to w ogóle nie bawiło.

- Przestań. Nie pomagasz mi. - zezłościłam się. Ten chłopak nigdy nie był poważny.

- Quindi, di'. - wzruszył ramionami.

- Nie wiem, co do cholery do mnie właśnie powiedziałeś, ale słuchaj: skończyliśmy razem w parze w projekcie szkolnym. Gdybyś nie był matołem i uczył się chociaż na cholerne E, nie bylibyśmy w tej sytuacji. Jeśli cię z tego nie wyciągnę, nie mam pojęcia, co się ze mną stanie. Dlatego nawet nie próbuj mi się sprzeciwiać i po prostu przychodź codziennie po szkole. Albo lepiej - będziemy wracać razem. - potok słów wylał się z moich ust, ale tak bardzo chciałam mieć tę rozmowę za sobą, że nie zwróciłam na to uwagi.

What do girls wantWhere stories live. Discover now