25. Kierunek - Teksas

9.5K 672 95
                                    

Zapięłam zamek dużej torby sportowej i zarzuciłam ją na ramię. Wyszłam z pokoju i ucałowałam rodziców w policzki na pożegnanie.

Nadal nie mogłam uwierzyć, że zgodzili się na ten wyjazd, ale zgodnie stwierdzili, że jeśli jadą tam także rodzice Vincenta, to nic nie powinno mi się stać. Nie miałam tylko pewności, co chcieli przez to powiedzieć, ale nie dopytywałam.

Wyszłam na podwórko i zobaczyłam, jak wokół dwóch samochodów na podjeździe Murray'ów kręcą się moi sąsiedzi. Nie dziwiło mnie to, bo brunet poinformował mnie, że odkąd zrobił prawo jazdy, nie przepadał za jeżdżeniem razem w samochodzie z rodzicami. Poza tym lubił być niezależny i zawsze zmieściło się więcej rzeczy.

Podeszłam do nich i przywitałam się z każdym po kolei. V zabrał moją torbę i wrzucił ją do bagażnika, zostawiając jedynie z mniejszą, w której miałam portfel, telefon, książkę i parę przekąsek oraz dwie wody. Czekała nas naprawdę długa podróż, która miała trwać aż piętnaście godzin. Nie mogliśmy jednak lecieć samolotem, gdyż koszty bagaży znacznie przekroczyłyby cenę samego przelotu. Współczułam Vincentowi i jego tacie, którzy cały ten czas mieli spędzić za kierownicą, ale oboje twierdzili, że byli wypoczęci i gotowi do drogi.

Gdy wszystko było już zapakowane, chłopak pogonił mnie do samochodu, więc wsiadłam na swoje miejsce. Pani Murray ostatni raz sprawdziła listę rzeczy do wzięcia i także zniknęła w pojeździe swojego męża. Wkrótce ruszyliśmy. Texasie - nadchodzę!

***

Jechaliśmy już od dobrych sześciu godzin i byłam naprawdę zmęczona. Niemiłosiernie bolał mnie tyłek, a do tego zaczęłam się nudzić. Zdążyłam przeczytać już połowę zabranej przez siebie książki, ale nawet ona przestała dostarczać mi rozrywki. Westchnęłam i przekręciłam się na siedzeniu tak, że widziałam w pełni V nie musząc odwracać przy tym głowy. Był skupiony na drodze. Jedną ręką trzymał kierownicę, natomiast drugą opierał o drzwi. Na dłoni podparł swoją głowę. Wydawał się rozluźniony mimo wzroku uważnie wbitego w obraz przed nim. W tle grało radio, na które oboje przestaliśmy zwracać już uwagę. Dokładnie prześledziłam jego profil, korzystając z nieuwagi chłopaka względem mnie. Rzucił na mnie szybko okiem, ale nie skomentował mojego działania.

- Chcesz się napić? - zapytałam w końcu, przerywając tym samym ciszę.

Nachyliłam się do torby, gdy skinął głową na potwierdzenie. Wyjęłam z niej butelkę wody i odkręciłam zakrętkę. Następnie podałam ją Vincentowi. Wziął parę dużych łyków i podziękował mi.

- Jesteś głodny? - zapytałam chwilę później - Mam kabanosy, mogę oderwać ci parę, jeśli masz ochotę.

Spojrzał na mnie rozbawiony. Uśmiechnął się i znów pokiwał głową, nieco dłużej przytrzymując na mnie wzrok. Wyjęłam przekąskę i urwałam parę kiełbasek, po czym wręczyłam brunetowi. Sama także się poczęstowałam - nie zamierzałam umrzeć tam z głodu!

- Zawsze jesteś taka przygotowana? - zagadnął, zabierając się za kolejnego kabanosa. Gdy skończył, wyciągnął do mnie rękę po jeszcze.

- Tak - odpowiedziałam, podając mu jeszcze jedną porcję - Nawyk przewodniczącej.

Skinął na znak zrozumienia.

Od wyjazdu minęło ponad sześć godzin. Nie mogliśmy robić długich przystanków, więc od ostatniego papierosa chłopaka minęło naprawdę dużo czasu. Dlatego też wyjęłam ze schowka paczkę, która leżała tam zawsze, bym mogła mieć do niej łatwy dostęp i wyjęłam fajkę, którą odpaliłam i podałam V.

What do girls wantTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon