2. Tango, przejażdżki i rumieńce

15K 810 337
                                    

Gwałtownie poderwałam się z łóżka i szybko chwyciłam telefon, by sprawdzić, która godzina. Urządzenie bezlitośnie oznajmiało siódmą czterdzieści. Cholera! Cholera, cholera, cholera! Zaspałam. Znowu!

Zrzuciłam z siebie ciepłą kołdrę i podbiegłam do dużej, drewnianej szafy, z której wyciągnęłam na chybił-trafił bluzkę i spodnie oraz bieliznę. Następnie wpadłam do łazienki niczym burza. Nie było to zbyt duże pomieszczenie, ale starczyło jak dla mnie i mojej dwa lata młodszej siostry. Rodzice korzystali zawsze z łazienki na dole.

W środku znajdowała się wanna, umywalka, toaleta i parę szafek oraz półek na ręczniki, piżamy i kosmetyki wszelkiego rodzaju - czy to do pielęgnacji, czy do makijażu. Ściany były obłożone szarymi kafelkami mniej-więcej do połowy wysokości, natomiast wyżej pokrywała ją ciemnozielona farba, co dodawało intymności i przyjemnego klimatu - zwłaszcza wieczorami w wannie, podczas długiej i ciepłej kąpieli z pianą, świeczkami i dobrą książką. Na prawej ścianie nad wanną znajdowało się małe okno, przez które wpadało światło.

Szybko założyłam na siebie ubrania i przystąpiłam do mycia zębów oraz wykonywania makijażu. Nie miałam wiele czasu, więc jedynie podkreśliłam brwi i wyszłam.

Zbiegłam na dół i w locie chwyciłam jabłko ze stojącej na środku wyspy kuchennej miski na owoce. Nawet się nie zatrzymałam, od razu ruszyłam do wyjścia, gdzie wsunęłam na stopy adidasy (zakładało się je najszybciej, bo rozciągnęłam je na tyle, że nie musiałam za każdym razem ich rozwiązywać i wiązać na nowo) oraz lekką, jeansową kurtkę.

Byłam ostatnią osobą w domu, więc nie mogłam liczyć na podwózkę samochodem przez tatę albo mamę. Rzuciłam okiem na zegarek. Do odjazdu autobusu zostały mi trzy minuty. Zatrzasnęłam drzwi i przekręciłam klucz.

Nagle usłyszałam głośną pracę silnika, jaka zazwyczaj towarzyszyła autobusom.

- To chyba jest jakiś żart. - odwróciłam się i mogłam zobaczyć jak autobus podjeżdża na przystanek oddalony od mojego domu o jakieś trzy - cztery minuty. Nie było szans, bym dobiegła na czas. - Kurwa mać!

Następny kurs był dopiero za trzydzieści minut, więc na bank byłabym spóźniona o dobre dwadzieścia minut.

Westchnęłam głośno, patrząc, jak moja ostatnia szansa odjeżdżała. Miałam być dobrym przykładem dla całej szkoły, a tymczasem właśnie miałam opuścić kolejną godzinę. Dobrze, że miałam duże umiejętności organizacyjne, byłam chętna do pomocy i ludzie w miarę mnie lubili. Inaczej już dawno zleciałabym ze stołka przewodniczącej szkoły.

Zrezygnowana usiadłam na schodach pod drzwiami wejściowymi.

Jakieś dziesięć minut później usłyszałam dźwięk odpalanego samochodu. Podniosłam głowę i ujrzałam V, który miał właśnie ruszać w drogę, ale w tym samym momencie zobaczył mnie i zmarszczył brwi. Nie podobało mi się to, ale był jedyną deską ratunku, jaką miałam. Znowu westchnęłam, wstałam i podeszłam do płotu.

- Nie przepadam za tobą, co oboje wiemy. - zaczęłam - Jesteś gburem, chamem i arogantem. Ale mam do ciebie prośbę. - zaczęłam, gdy zaciekawiony opuścił szybę. - Podwieź mnie do szkoły. - zrobiłam pauzę i zastanowiłam się, aż w końcu wydusiłam: - Proszę.

- Czy ty myślisz, że moim hobby jest ratowanie dam w opałach i wrednych małp? A szczególnie tak sztywnych i nudnych jak ty? - zapytał z manierą w głosie, co nieco mnie zdenerwowało.

- Nie jestem sztywna i nudna! - zaoponowałam i chociaż chciałam brzmieć poważnie i asertywnie, to wyszło to jak sprzeciw sześciolatki.

What do girls wantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz