15. Neony, lasery i inne bajery

10.6K 767 325
                                    

Usłyszałam, jak Evan Peters szeptał moje imię. To było naprawdę piękne, ale nie wiedziałam, dlaczego mówił głosem mojego cholernego sąsiada. W momencie, gdy już miał nakarmić mnie frytką, otworzyłam oczy.

- Penny - zobaczyłam, jak V nachylał się nade mną, a jego twarz była niebezpiecznie blisko. - No w końcu. Bardzo mi przykro, że musiałem cię obudzić, bo słuchanie, jak fantazjujesz o Evanie Petersie było naprawdę zabawne, ale jest już szósta trzydzieści i jeżeli wciąż chcesz zdążyć przed pobudką rodziców, to musisz wstać.

- Jeszcze moment - westchnęłam i przewróciłam się na drugi bok.

Leżałam na miękkim materacu, więc otworzyłam jedno oko, by zlokalizować miejsce, w którym się znajdowałam. Zabrzmi to niedorzecznie, ale wylądowałam w łóżku Vincenta. Musiał zanieść mnie do swojego pokoju, gdy zasnęłam na jego ramieniu.

Poczułam, jak powierzchnia obok mnie ugięła się i znów zobaczyłam nad sobą bruneta.

- Wstawaj, bo będziesz miała kłopoty - jego zielone oczy zawisły nad moimi.

- Jakie kłopoty? - zmarszczyłam brwi.

- Z rodzicami - jego wzrok zsunął się na moje usta i widziałam, jak z trudem powrócił do moich tęczówek. - Tak myślę.

Nasza pozycja była dla mnie nieco niekomfortowa. Wisiał nade mną bez koszulki z twarzą tak blisko mojej, że jeszcze parę centymetrów i stykalibyśmy się nosami. Przełknęłam ślinę. Na usta chłopaka wpłynął łobuzerski uśmiech.

- Ale możemy to jeszcze powtórzyć. Mam nadzieję, że następnym razem nie zaśniesz tak szybko - powiedział po chwili.

Pokiwałam głową.

Wtedy V zlazł ze mnie i mogłam się wyprostować. Odgarnęłam z twarzy włosy i wstałam z jego łóżka. Chłopak uważnie śledził moje ruchy, które były wyjątkowo powolne ze względu na godzinę.

Za oknem nadal było jeszcze ciemnawo.

- Odprowadzisz mnie? - zapytałam nagle, zaskakując tym samą siebie.

Murray zgodził się i także wstał. Szybko narzucił na siebie koszulkę, która leżała na ziemi od jego wczorajszego nocnego randez-vous z jakąś dziewczyną.

Wyszłam na dwór i odwróciłam się przodem do wejścia.

- Tydzień bez kłótni z Ebony? - uniosłam brew z uśmiechem.

Pokiwał głową.

- Świetnie. W niedzielę przyjdź do mnie o jedenastej. Mam parę rzeczy do zrobienia i ty mi w tym pomożesz.

V westchnął męczenniczo, ale taka była cena mojej obecności i doskonale o tym wiedział, a mimo to się zgodził. Nie mój problem - jego.

Pożegnałam się z chłopakiem i cichaczem pomknęłam do domu.

W środku udałam się do łazienki, gdzie przeżyłam prawdziwy szok, gdy tylko spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.

Moje długie, rude kosmyki były kompletnie rozczochrane i poplątane. Twarz nie pokryta żadnym makijażem wyglądała na zmęczoną, a do tego moje brwi były na tyle jasne, żeby moje czoło wyglądało na nieco większe, niż było w rzeczywistości. To dlatego nie wychodziłam z domu bez chociażby lekkiego ich przyciemnienia. Mój strój również nie pochodził z wybiegu Victoria's Secret.

Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że w takim stanie pokazałam się swojemu sąsiadowi, który potrafił bywać naprawdę złośliwym stworzeniem. Czasem zastanawiałam się nawet, kto był bardziej wyszczekany: on czy Ebony.

What do girls wantWhere stories live. Discover now