39. Za zdrowie pary młodej

9.1K 531 220
                                    

W domu państwa Scorsese wrzało jak w ulu. Była ledwie godzina jedenasta rano, a każdy był na nogach już od conajmniej siódmej. Nie ukrywam, że po ostatniej nocy potwornie trudno było mi wstać, ale wreszcie, koło ósmej, Vincentowi udało się zwlec mnie z łóżka. Zresztą musiałam to w końcu zrobić, bo w zakresie moich obowiązków leżała pomoc pannie młodej. Tak więc z lekko podpuchniętymi powiekami i sińcami pod oczami pojawiłam się w sypialni Delilah i Santiago. Nawet nie martwiłam się o przebranie z piżamy, gdyż stwierdziłam, że i tak później wyrwę się na krótką kąpiel i od razu wskoczę w odświętne ciuchy. Wparowałam do sypialni, co spotkało się z głośnym jękiem przebudzonego mężczyzny. Otworzył jedno oko i udał przerażenie.

- Dios mio, Penny, co ci się stało? - mruknął w poduszkę, znowu powoli zasypiając.

- Vincent - mruknęłam tylko, co spotkało się z porozumiewawczym uśmiechem ze strony Santiago.

- Penny, jeśli jesteś zmęczona, może połóż się jeszcze na trochę - zaproponowała Delilah, przypominając mi o swojej obecności. Pokręciłam jednak przecząco głową.

- Nie trzeba. Chodź, musimy zająć się tobą - po tych słowach opuściłam sypialnię pary młodej.

Zeszłam ciężkim krokiem do kuchni, w której zastałam kolejnych domowników oraz paru gości pełniacych także rolę pomocników. Usiadłam przy stole obok rozświergotanej Amalii. Nie mogłam uwierzyć, że była tak pełna energii o tak wczesnej godzinie. Niesamowite!

Niedługo po mnie na dole pojawił się także V. Uśmiechnęłam się do niego, na co odpowiedział mi zalotnym puszczeniem oczka. Prychnęłam pod nosem. Nałożył gotowej jajecznicy na dwa talerze i zajął miejsce po drugiej mojej stronie.

- Co taka dziewczyna jak ty robi w takim miejscu jak to? - zagadnął, starając się utrzymać poważny ton głosu, jednocześnie podsuwając mi pod nos naczynie z posiłkiem. Chętnie zabrałam się do jedzenia.

- Bywałam już tu i tam - wzruszyłam ramionami. - Jedz, Alvaro, bo czeka nas masa pracy. - wymierzyłam groźnie widelcem w chłopaka.

Dokończyliśmy śniadanie w ciszy, słuchając jedynie trajkotania Amalii o nadchodzącej imprezie, co jakiś czas potakując, bądź wydając z siebie pojedyncze głoski. Rozglądając się po domu, mogłam z łatwością zauważyć, że moja rówieśniczka nie była jedyną podekscytowaną tym wydarzeniem osobą na terenie rezydencji. Niemalże każdy dyskutował na temat strojów czy prezentów, którymi zamierzali obdarować nowożeńców.

Prezenty.

Cholera!

Kopnęłam Vincenta pod stołem, o wiele mocniej niż miałam w zamiarze, na co podskoczył, wypuszczając z dłoni widelec i robiąc przy tym sporo hałasu.

- Co jest do cholery, Pennywise - mruknął zdenerwowany i spojrzał na mnie spod zmarszczonych brwi.

No cóż, nie mogłam mu się dziwić, właśnie zafundowałam mu porządnego i bez wątpienia bolesnego siniaka na piszczelu. Zignorowałam jego słowa i pociągnęłam mocno ku sobie. Spojrzałam na jego twarz niemalże z obłędem w oczach i widocznie wprowadziłam go w zmieszanie.

Jak mogłam o tym zapomnieć?! Ja! Najbardziej zorganizowana osoba na świecie! Zrobiłam wszystko, trzymałam się każdego punktu na swojej liście przygotowań do ślubu, a zapomniałam o tak istotnej rzeczy jak podarunek dla pary młodej!

- Zapomniałam o prezencie. Nic nie mamy, V! - mruknęłam zduszonym głosem przez zaciśnięte zęby. Było mi tak głupio.

Mój chłopak natomiast wyglądał na w ogóle nie przejętego sytuacją. Odchylił się spokojnie, z powrotem opierając na krześle i spojrzał na mnie z pobłażaniem. Myślałam, że rozerwę go na strzępy. Dlaczego się nie przejmował?!

What do girls wantWhere stories live. Discover now