28. Pennywise sportowiec

9K 560 21
                                    

Zaznaczyłam ostatnią odpowiedź na karcie do tego przeznaczonej, następnie sprawdziłam wszystko jeszcze raz. Byłam pewna niemal każdego zadania, więc oddałam swój test i opuściłam salę wcześniej żegnając się z nauczycielem.

Wyszłam na korytarz, na którym kręciło się już parę osób. Podobnie jak ja miały swoje egzaminy za sobą i mogły odetchnąć z ulgą oraz z niecierpliwością czekać na wyniki. Niedługo potem złapała mnie Sierra. Obiecałam jej, że opowiem wszystko, co działo się podczas weekendu w San Antonio, przez co nie mogła skupić się na swoim teście.

- No już, mów - popędziła mnie - Nie po to zaryzykowałam swoją ocenę, żebyś mi tu milczała!

Westchnęłam i pociągnęłam przyjaciółkę na szkolny dziedziniec. Słońce świeciło pięknie, więc żal byłoby siedzieć tego dnia w szkole. Zajęłyśmy jedną z ławek. Sierra poruszyła się niecierpliwie, ale nie próbowała mnie więcej popędzać.

W końcu zaczęłam mówić. Opowiedziałam przyjaciółce o rodzinie Vincenta, jego zabawnym i nieco zbyt otwartym kuzynostwie, pięknym ślubie i świetnym weselu. Zdradziłam jej szczegóły naszej rozmowy z zabawy i to, że doszło między nami do nieco bardziej zaawansowanych działań, niż tylko pocałunki. Aż w końcu dowiedziała się o tym, że obie nie byłyśmy już samotnymi nastolatkami.

Ostatnia wiadomość podekscytowała ją znacznie bardziej, niż fakt obmacywanki, co moim zdaniem miało zainteresować ją mocniej. Sierra objęła mnie ramieniem i przyciągnęła do swojego zgrabnego ciała.

- Cieszę się twoim szczęściem - powiedziała po chwili - Ale jak ten skurczybyk cokolwiek ci zrobi, to osobiście skopię mu tyłek.

Tego mogłam być pewna. Sierra była naprawdę najlepszą przyjaciółką, na jaką mogłam w życiu trafić. Wspierała mnie w ważnych dla mnie sprawach, ale jednocześnie nie bała się powiedzieć mi, że któryś z moich pomysłów był głupi czy niepoważny, jeżeli naprawdę tak było. Nigdy nie bałam się, że zaczęłaby mnie oceniać, dlatego z łatwością przychodziło mi zwierzanie się jej. To osoba, z którą naprawdę można śmiać się i płakać. Taka sama starałam się być dla niej i chociaż wychodziło mi raz lepiej, raz gorzej, wiedziałam, że doceniała mnie tak samo jak ja ją.

W końcu przestałyśmy się obejmować i w tym samym momencie usłyszałam znajomy głos.

- Witam, moje panie - V podszedł do naszej ławki i zmierzył nas obie uważnym spojrzeniem - Sierra, czy ty próbujesz zbałamucić moją kobietę?

Blondynka zaśmiała się głośno na to stwierdzenie i chwilę zajęło jej uspokojenie się na tyle, żeby móc mu odpowiedzieć. Otarła łzę, która pociekła jej po policzku.

- Przed chwilą obie nimi byłyśmy - wydyszała między jednym a drugim prychnięciem.

- Tak, ale Penny mogę całować bez obawy, że ktoś obije moją przystojną buźkę - wzruszył rękoma, a ja wyciągnęłam nogę i kopnęłam chłopaka  za to delikatnie.

- To ma sens - dziewczyna pokiwała głową i uśmiechnęła się. - No nic, zbieram się, bo niedługo przylatuje Noah i obiecałam, że po niego przyjadę. Do potem, gołąbeczki. Tylko mi się nie pozabijajcie.

Pomachałam przyjaciółce na pożegnanie i odwróciłam się z powrotem do V. Wciąż dziwnie się czułam na myśl o tym, że byliśmy parą, ale ten fakt niespecjalnie mi przeszkadzał. Zapytałam go o plany na dzisiejsze popołudnie. Brunet znów wzruszył ramionami i stwierdził, że zamierzał przeznaczyć dodatkowy wolny czas na sport. Pokiwałam głową, rozumiejąc, że tego dnia musiałam usunąć się w cień. Wstałam i pożegnałam się z nim.

- A gdzie ty się wybierasz? - zmarszczył brwi obserwując moje poczynania.

Spojrzałam na niego jak na głupiego i tonem wskazującym na idiotyczną prostotę odpowiedzi i coś oczywistego powiedziałam, że wracałam do domu.

O Boże. Nie. On chyba nie myślał, że zamierzałam biegać z nim ulicami Sedony? Po pierwsze: moja kondycja była na poziomie niemal zerowym i wyglądałabym jak zziajany, czerwony pudel już po pierwszych pięciuset metrach i po drugie: nienawidziłam biegać, a poza tym nie zamierzałam być jedną z tych fit par z mediów społecznościowych. Zwyczajnie się do tego nie nadawałam. Jedynymi sportami, które sprawiały mi przyjemność były jazda konna i taniec, z czego tego ostatniego nie trenowałam od dłuższego czasu.

- Zwariowałaś? Idziesz ze mną, nie pozwolę ci hodować jeszcze większego tyłka, niż masz - wziął mnie pod ramię i pociągnął tyłem w stronę jego samochodu.

- Lubisz mój tyłek - obruszyłam się, próbując wymsknąć się z uścisku Vincenta.

- Do czasu - spojrzał na mnie pobłażliwie. - Poza tym nigdy tego nie powiedziałem.

Zmrużyłam groźnie oczy.

Odkąd zaczęłam zadawać się z Murray'em stałam się znacznie bardziej otwarta na własną cielesność. Nie wstydziłam się niczego w sobie i z łatwością przychodziło mi mówienie o tym. Z czasem przestały peszyć mnie też komentarze chłopaka na mój temat, a wręcz zaczęły sprawiać mi przyjemność. O ile nie przekraczał granic, bo inaczej biada temu chłopakowi.

- Nie kłam - syknęłam nieprzyjemnie. - Nie chcę! - po chwili obruszyłam się niczym pięcioletnie dziecko. I na tym właśnie kończył się związek ze sportowcem.

- Uspokój się, Pennywise, bo ci żyłka pęknie - mruknął, wciąż ciągnąc mnie do samochodu. - Idziemy tylko na basen, żadnego biegania, obiecuję. Potem możemy jechać do stajni, jeśli będziesz chciała.

Jednak jego dobroduszne propozycje kompletnie obeszły mi koło uszu. Odwróciłam gwałtownie głowę w jego stronę. Jak on mnie przed chwilą nazwał?! Użył imienia tego klauna z książki Stephena Kinga? Jeden: skąd on znał tę powieść, bo wątpię, by dał radę przebrnąć przez tysiąc sto stron dobrowolnie i dwa: no chyba sobie żartował!

- Coś ty powiedział? - zmrużyłam oczy i wlepiłam w niego wzrok mówiący „lepiej to wypluj, złociutki".

V jednak nie robił sobie nic z mojej postawy i jedynie zrobił minę w stylu „a nie mówiłem?".

- Widzisz? To imię idealnie się dla ciebie nadaje! - po tych słowach otworzył drzwi od strony pasażera i nakłonił mnie do wejścia do pojazdu.

Westchnęłam głęboko i mocniej oparłam się o fotel. Ostatni raz spojrzałam błagalnym wzrokiem na swojego chłopaka (to stwierdzenie wciąż brzmiało dla mnie dziwnie), na co ten wywrócił oczami. Mimo tego, zauważyłam po jego mowie ciała, że odpuścił. Po chwili poparły to słowa, które wyszły mu z ust:

- Dobra, niech ci będzie. Nie musisz nigdzie jechać, przecież cię nie zmuszę. Pójdę na basen sam, a potem może jednak będziesz chciała odwiedzić Nebraskę, co? - zaproponował, a mi spadł kamień z serca.

Naprawdę nie miałam ani siły, ani ochoty na większy wysiłek tego dnia, a byłam niemal pewna, że pływanie z V nie polegałoby wcale na leniwym dryfowaniu na plecach. Z pewnością zasuwałby długości bez mrugnięcia okiem, gdzie ja ledwo co nadążałabym za nim.

-Pojadę z tobą na basen innym razem, okej? - tak czy siak dopadły mnie wyrzuty sumienia.

V poświęcał się i był otwarty na moją pasję, ba dał się nawet namówić na spróbowanie, podczas gdy ja odmówiłam nawet spojrzenia na wodę. Nie wyglądał na osobę, której było przykro, ale to nie przeszkadzało mi w wypominaniu sobie tego, jak okropną dziewczyną byłam. 

- Ale jeśli nadal będziesz miał siły, to możemy jechać razem do stajni - uśmiechnęłam się i pogłaskałam Vincenta po głowie, zanurzając palce w jego miękkich, czarnych włosach.

Zgodził się ze mną i ruszył, podczas gdy ja zastanawiałam się nad tym, ile jeszcze czekało mnie do nauki w związku z tym chłopakiem.

po pierwsze: przepraszam, że tak krótko i nijako, ale opuściła mnie wena. mam nadzieję, że w następnym rozdziale wróci, bo inaczej nie wiem, kiedy pojawi się coś nowego.

no a tak poza tym to miłego dnia moi drodzy i do następnego (oby szybko)!

What do girls wantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz