24. Spacer

8.9K 630 84
                                    

Gdy dowiedziałam się o wycieczce mojej siostry i Vincenta, nie miałam pocięcia, czy najpierw chciałam się głośno roześmiać, czy urwać temu kretynowi łeb. A potem poznałam resztę historii i pewnym już było, iż najpierw powinnam go zabić, a potem zacząć obłąkańczo się śmiać, bo myśl o mojej siostrze, która wytrzymała cały dzień, bez kastracji naszego sąsiada była doprawdy niewiarygodna.

- Co zrobiłeś? - powtórzyłam, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.

Patrzyłam na bruneta jak na przybysza z kosmosu. Zastanawiałam się, do czego byłby jeszcze zdolny, bo chyba nie miał jakichkolwiek granic.

Przemierzaliśmy korytarz sedońskiego liceum. Przypadkiem Murray'owi wyrwał się komentarz na temat mojej siostry, potem już go docisnęłam i wszystko wyśpiewał. Albo prawie wszystko. Po nim mogłam spodziewać się czegokolwiek. Zerknął na mnie rozbawiony.

- Udawałem jej chłopaka przed jakąś głupią pindą. Żebyś widziała minę tamtej laski, gdy... Bunny pokazała się ze mną - jego zawahanie nie uszło mojej uwadze, ale postanowiłam to zignorować. Chyba czasem lepiej było pewnych rzeczy po prostu nie wiedzieć.

Pokręciłam głową zdumiona. Altruizm Vincenta i ostoja spokoju, w jaką zamieniła się Ebony były mi dotąd nieznane. Miałam nadzieję, że te ich cechy z czasem zaczną ukazywać się coraz częściej.

Nagle V zatrzymał się i stanął przede mną, torując mi przy tym drogę. Rzuciłam mu wymowne spojrzenie, ale chłopak stał jak kołek w miejscu.

- Słuchaj - zaczął - moja kuzynka bierze ślub w weekend za trzy tygodnie. W San Antonio. Co prawda jadę też z rodzicami, ale może chciałabyś pójść ze mną jako osoba towarzysząca? To rodzina od strony taty, więc z pewnością nie będziesz się nudzić.

Jego propozycja mnie zaskoczyła. Nie sądziłam, że Vincent traktował naszą znajomość na tyle poważnie, żeby zabierać mnie na wesele jako towarzyszkę, ale, jak widać, szalenie się myliłam. Trudno byłoby ukryć, że jego propozycja sprawiła mi niemałą przyjemność. Spojrzałam na chłopaka wciąż zdumiona prośbą.

- Oczywiście, że tak - odpowiedziałam bez najmniejszego zawahania w głosie. - Ale najpierw muszę zapytać rodziców o zgodę.

W końcu nie powinnam wyskakiwać im z dnia na dzień z informacją o wyjeździe do innego stanu. Do tego wciąż nie byłam pełnoletnia, więc chcąc nie chcąc potrzebowałam ich przyzwolenia na taką wycieczkę. Kolejny plus przekroczenia osiemnastego roku życia: mogłam odpowiadać sama za siebie i również samodzielnie o sobie decydować.

V zgodził się ze mną i wreszcie zszedł mi z drogi. Skorzystałam i ruszyłam dalej. Rozstaliśmy się w momencie, gdzie od głównego korytarza biegło odgałęzienie prowadzące do klas językowych, gdzie udawał się brunet. Ja natomiast poszłam dalej, czując podekscytowanie na myśl o wyjeździe jaki mnie czekał.

Jednocześnie odczuwałam dziwny niepokój, jakoby wizyta w San Antonio miała zakończyć się czymś, co mogło odmienić ostatecznie relację, w jaką zaplątałam się ze swoim sąsiadem. Było mi dobrze tak, jak aktualnie układały się sprawy. Oczywiście, odczuwałam pewien niedosyt, ale jednocześnie nasza znajomość była stabilna. Miałam jedynie dwa wyjścia: pozostać w pewnym i ustatkowanym miejscu, ale skazać się na wieczne przeczucie o swego rodzaju niepełności albo popchnąć wszystko dalej i rzucić się w nieznaną.

Teraz jednak jedyną nieznaną był mój x w czekającym na mnie zadaniu siódmym.

***

Pożegnałam się ze Sierrą i skierowałam się do miejsca parkingowego, na którym zazwyczaj stawał Vincent. Jak można było przewidzieć, chłopak czekał na mnie na oparty o swój samochód. Czarny lakier lśnił w słońcu i niemal nie szło zauważyć rysy na lewym boku, którą zarobił podczas jednego z nerwowych powrotów przez zatłoczoną Sedonę.

What do girls wantWhere stories live. Discover now