LIII

13.1K 982 89
                                    

Weekend zleciał szybko jak zawsze. Sobotę spędziłam na leczeniu lekkiego kaca, sprzątaniu domu oraz ogarnianiu lekcji i innych rzeczy do szkoły.

W niedzielę natomiast byłam na zakupach z Van. Właściwie te zakupy to był pretekst do tego, aby kupić jej prezent, bo chciałam, aby dostała ode mnie coś takiego, z czego napewno będzie zadowolona. Postanowiłam też, że zrobię to wcześniej, bo nie chce odkładać kupna prezentu na ostatnią chwilę i wybrać byle czego. Możliwe też, że to ostatnie urodziny, które spędzamy razem, więc chce aby Van je zapamiętała. Tak jak się spodziewałam, dziewczyna kupiła sobie kilka rzeczy i zastanawiała się nad kupnem pięknych szpilek, które nawet przymierzyła, ale w końcu z nich zrezygnowała, bo stwierdziła, że nie potrzebuje kolejnej pary. I akurat to była okazja dla mnie. Kazałam dziewczynie pójść do kawiarni i zająć stolik, tłumacząc się, że muszę zobaczyć jedną rzecz dla Nialla. Nabrała się i zostawiła mnie samą. Wzięłam buty i zapłaciłam za nie, chowając na sam dół moich siatek, których miałam kilka, dzięki czemu dziewczyna nawet się nie ogarnie, że coś jeszcze kupiłam. Zadowolona z siebie, wstąpiłam jeszcze do sklepu z męskimi koszulkami, który był po drodze i kupiłam jedną dla Nialla - czarą z białym napisem "King". Stwierdziłam, że to idealny prezent na Walentynki. Jeszcze bardziej dumna z siebie, bo załatwiłam dwie rzeczy za jednym razem, poszłam do przyjaciółki, która już siedziała przy stoliku i piła swoją kawę. Gdy mnie zobaczyła, radośnie się uśmiechnęła i pomachała do mnie.

- I co kupiłaś? - zapytała Van, podsuwając mi drugą kawę. Zamówiła też dla mnie. Kochana.

- Koszulkę dla Nialla na Walentynki - odparłam. - Myślisz, że to odpowiedni prezent?

- On tak cię kocha, że spodoba mu się wszystko co od ciebie dostanie.

- Mam nadzieję - zaśmiałam się, biorąc łyka swojej latte macchiato.

***

Ziewnęłam, przeciągając się. Podniosłam się z łóżka, udając się do szafy, z której wybrałam długie czarne spodnie i bordową bluzkę z lekkim wycięciem na plecach. Ubrałam się w przygotowane ubrania i udałam się do łazienki, gdzie zrobiłam lekki makijaż. Rozpuściłam włosy z warkocza, dzięki czemu spływały kaskadami aż do połowy moich pleców. Gotowa, opuściłam pokój, chwytając swoją torbę i telefon. Zeszłam na dół, gdzie przywitałam się z mamą.

- Dziś John przyjeżdża do nas na kolację, więc bądź wcześniej w domu to mi pomożesz - powiedziała kobieta, podnosząc wzrok znad gazety.

- Nie ma sprawy mamo! - uśmiechnęłam się wesoło i wzięłam dwa jabłka. Jedno wrzuciłam do torby, a drugie ugryzłam.

Kolacja z Johnem i moją mamą brzmiała całkiem dobrze, więc nie miałam nic przeciwko. O ile nie będzie z nimi Chrisa. Wtedy wszystko będzie idealnie. Czemu jego synem nie może być jakiś inny chłopak, do którego był nic nie miała, tylko akurat ten, który mnie tak okropnie potraktował? Jebana ironia losu.

Opuściłam dom, uprzednio zakładając buty i przeglądając się w lusterku. Podeszłam do swojego samochodu i zajęłam w nim miejsce. Ciekawe czy jeszcze kiedyś będę miała okazję pojechać do szkoły z Zackem. Chociaż wątpię żeby jeszcze kiedykolwiek miało to miejsce. A szkoda, bo brakuje mi naszej przyjaźni. Westchnęłam ze smutkiem i wyjechałam na ulicę.

***

- Przecież ja nie zdam z matmy w tym roku - szepnęła do mnie Van, obserwując pana Scotta. - On ma za dobry tyłek.

To Tylko Przyjaciele Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz