~ MANUELA ~
Pakowałam ostatnie rzeczy do torby. Alan spał zawinięty w rożku na moim łóżku. Cieszyłam się, że dzisiaj wychodzę ze szpitala, i będę mogła w końcu odpocząć w swoim pokoju. W głowie robiłam już sobie listę zakupów, w które zaopatrzę dziecko. Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do szpitalnych drzwi.
- Przepraszam, chyba nie przeszkadzam ? - zapytał znajomy głos. Nie musiałam odwracać się aby zorientować się, kto przyszedł. Wiedziałam już, że to mama
- Co ty tutaj robisz? - posłałam jej wrogie spojrzenie
- Chciałam cię odwiedzić, tak dawno się nie widziałyśmy, Tomasz czeka na dole
- Tylko nie mów mi proszę, że się za mną stęskniłaś - odparłam z ironią
- Manuela, przecież wiesz, że cię kocham
- Trudno mi w to wszystko uwierzyć, nawet nie pojawiłaś się na pogrzebie taty.
- Nie miałam odwagi, bałam się, że zostanę źle przyjęta w gronie jego rodziny
- Twoje obawy były słuszne, nie posiadali by się z radości, a tak na prawdę po co tutaj przyszłaś?
- Chciałam zobaczyć, jak miewa się mały.
- Wspaniale. A po za tym skąd wiesz o dziecku?
- Nikodem do mnie zadzwonił.
- Słucham? - czułam jak zalewa mnie fala złości. Jak on mógł. Dobrze wiedział, że nie bez powodu zerwałam kontakt z rodziną - Chyba żartujesz
- Nie, nie żartuję. Wrócisz do domu?
Poczułam się słabo, musiałam usiąść
- Raczej nie, podjęłam już decyzję
- No dobrze, w takim razie pójdę już - zobaczyłam w jej twarzy smutek, w jednym momencie zrobiło mi się jej żal - Mamo, usiądź - z trudem przeszło mi to przez gardło. - Mama posłusznie usiadła na krześle. Założyłam kosmyk włosów za ucho, widziałam, że mi się przygląda. Długo milczała, aż w końcu wydała z siebie ciche: - Pobraliście się?Spojrzałam niepewnie na obrączkę, która lśniła na moim palcu, na dłoni którą przełożyłam właśnie kosmyk moich włosów.
- Ah tak, ponad pół roku temu
- Przykro mi, że nas nie zaprosiłaś
- Dziwisz mi się? Nie zrobiłaś nic, aby mnie zatrzymać w domu. Pozwoliłaś Antkowi wychowywać się bez matki. Jak tak mogłaś?
- Przepraszam, czuję się podle
- I powinnaś tak się czuć, nie miej do mnie pretensji. Nie dogaduję się z Tomaszem, Adelajda spotyka się z moim byłym chłopakiem. Mam na to wszystko patrzeć, i tkwić w tym? Nie dam rady. Jestem już szczęśliwa. Mam w końcu dom, o którym zawsze marzyłam, przede wszystkim mam rodzinę. - Czułam jak lecą mi łzy - Kochającego męża, ślicznego synka i brata, którego porzuciłaś, oddałaś jak zepsutą zabawkę, a on przecież tak cię kocha! Mamo do cholery! To jest twój syn. - próbowałam zebrać myśli - Przez długi okres budził się w nocy i wołał cię, a ja nie mogłam nic zrobić, nic! rozumiesz? Byłam bezsilna, ale teraz wiem, że dam sobie radę, ale nie jest to twoja zasługa. Przykro mi.
- Chyba już pójdę - widziałam, jak na jej twarzy maluje się zakłopotanie i jednocześnie żal.
- Masz rację, tak będzie lepiej - Nie było mi łatwo mówić te rzeczy, ale wiedziałam, że w końcu muszę powiedzieć to co tak na prawdę czuję. Odprowadziłam ją wzrokiem, patrząc jak znika za drzwiami.
***
Siedziałam w zatłoczonym tramwaju, i wpatrywałam się w ludzi, pędzili w różnych kierunkach. Niektórzy wyglądali na szczęśliwych, inni na smutnych, starałam się w ich twarzach odnaleźć cząstkę siebie, ale nie potrafiłam. W głowie wciąż huczały mi słowa matki, i to, że Nikodem zadzwonił do niej, informując ją o naszym dziecku. Byłam wściekła, przecież nie prosiłam go o to, wolałam, jak byli niczego nie świadomi. Trudno. Nie będę robiła mu scen wściekłości, może uznał, że tak byłoby w porządku. Zawsze powtarzałam sobie, że jeśli ktoś jest dla ciebie nie miły, odwdzięcz mu się dobrocią. Próbowałam przebić się przez ludzi, którzy tarasowali drogę do wyjścia z ciasnego tramwaju. Z ledwością udało mi się pokonać odległość od siedzenia do drzwi, trzymając dziecko w jednej ręce i ściskając torbę w drugiej. Na szczęście znalazło się dwóch uprzejmych mężczyzn, którzy zaprowadzili porządek w komunikacji miejskiej, i ludzie utorowali mi drogę. Do domu trafiłam wieczorem.
- Już jestem - zawołałam do moich chłopaków, jednak nikt mi nie odpowiedział. - Cóż - pomyślałam. - Ciekawe dlaczego zostawili otwarte mieszkanie. - Nie chcąc dłużej zaprzątać sobie tym głowy zdjęłam wierzchnie ubrania, i poszłam przygotować maluszkowi kąpiel, który leżał sobie spokojnie na sofie. Ostrożnie zdjęłam z niego ubranie, które dostałam od miłej pielęgniarki.
- Witaj w domu kochanie - powiedziałam do Alanka, głaszcząc go po nagim brzuszku. Zabrałam go do łazienki, i delikatnie umyłam jego ciałko. Kiedy wyszliśmy z łazienki mały zaczął płakać. Instynkt macierzyński podpowiadał mi że właśnie jest pora karmienia. Miałam rację. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i wtedy do domu weszli chłopcy, załadowani torbami zakupów
- Oo, już jesteś - Nikodem powitał mnie pocałunkiem
- Jesteśmy - poprawiłam go, i spojrzałam na naszego synka
- Zrobiliśmy zakupy
- Widzę - patrzyłam jak Antoś rozpakowuje produkty i kładzie na stół - A skąd wiedzieliście, czego potrzebuje mały? - Zapytałam z zaciekawieniem
- Mamy swoje sposoby - Nikodem puścił mi oczko
- No powiedz, umieram z ciekawości
- Zadzwoniłem do Rebeki - uśmiechnął się
- Czy aby tylko do niej? - posłałam mu podejrzliwe spojrzenie
- Skąd wiesz? - zorientował się co mam na myśli
- Była dziś u mnie w szpitalu, wypytywała o Alanka, i przekonywała mnie, abym z powrotem przeprowadziła się do dawnego mieszkania
- Zgodziłaś się?
- Coś ty, chyba nie myślałeś, że od tak do nich wrócę i będę udawać, że nic się nie stało?
- Kochanie, przepraszam, uznałem, że tak będzie w porządku
- Nie gniewam się, wiem, że nie miałeś złych intencji.
Wiedziałam, że to co się dzieje, nigdy nie jest przypadkowe.
VOCÊ ESTÁ LENDO
Nowe Życie
Ficção AdolescenteInspiracją do powstania tego dzieła było dla mnie życie, stąd tytuł nazwy profilu i bloga, który założyłam dwa lata temu. Moim celem jest ukazać Ci je trochę z innej perspektywy. Mówią, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :) Więc usiądź wyg...