Rozdział 54

1 0 0
                                    

Zadzwoniłam do Manueli, by opowiedzieć jej wszystko. Cieszyła się, że ja się cieszę. Wiedziałam, że jest w Irlandii, dlatego umówiłyśmy się, że jak tylko wrócę musimy koniecznie się zobaczyć, czułam, że miałyśmy spore zaległości. Pożegnałam się z nią i wróciłam do mojego narzeczonego, który siedział na kanapie i oglądał telewizję. Wtuliłam się w niego i rozmyślałam. Przecież zadał sobie tyle trudu, żeby znaleźć się w tym romantycznym mieście jakim jest Paryż. Było magicznie. Jak byśmy poznawali się od nowa.

- Mam ochotę na lody - zawołałam. Sama nie wiedziałam, skąd wzięła się ta ochota. Piłkarz się zaśmiał i poszedł do kuchni, po chwili z niej wracając i wręczając mi kubełek lodów. - Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w usta. Po chwili czułam, że robi mi się nie dobrze i pobiegłam do łazienki, zwracając wszystko, co dziś zjadłam. Zaraz obok mnie znalazł się Neymar.

- Kochanie, wszystko dobrze? - zapytał zmartwiony

- Już jest okej, chyba przesadziłam z tymi lodami

- Albo... - Neyowi zaczęły świecić się oczy

- Nie, to nie możliwe - zorientowałam się co miał na myśli

- Skąd wiesz, że nie?

- Bo wiem. - odrzekłam. - Wiedziałabym, że jestem w ciąży.

- Jak chcesz - powiedział i pomógł mi wstać.

- Pójdę wziąć prysznic. - Zawołałam i wyszłam z łazienki po jego koszulkę po czym wróciłam do niej. Piłkarza już nie było. Kąpałam się chyba z dwadzieścia minut. Wyszłam i położyłam się na łóżku. Po chwili dołączył do mnie Ney i zaczął całować mój brzuch.

- Tatuś cię kocha, tylko nie daj mamie za bardzo w kość, okej młody?

- Ney, co ty robisz? - zapytałam, śmiejąc się

- Jak to co? Nie widzisz? - zapytał zdziwiony - Rozmawiam z naszym synkiem

- Ale ja nie jestem w ciąży - upierałam się

- A ja jestem pewny, że tak

- Zobaczymy, po powrocie umówię się do ginekologa, zgoda?

- OK - odpowiedział i wrócił do całowania mojego brzucha - Jak się urodzisz i troszkę podrośniesz, to będziemy razem grali w piłkę. A później, kto wie, może nawet jeździli samochodami! - powiedział do mojego brzucha, a potem przeniósł wzrok na mnie - Wiesz co? - zaczął - Na prawdę chcę mieć z tobą dzieci. Najpierw synka, a potem córeczkę

- Ale przecież ty masz już synka

- Drugi nie sprawiłby problemu, a Davi też by się cieszył. Miałby braciszka.

- Misiu, mamy na to sporo czasu

- Wiem, wiem - powiedział mój narzeczony i pocałował mnie w czoło.

- Ja też bym chciała mieć z tobą dzieci

- Możemy zacząć już teraz - uśmiechnął się, po czym leżał już na mnie. Po chwili byliśmy bez ubrań. Kochaliśmy się długo i namiętnie. Po wszystkim Ney opadł zmęczony na poduszki, a ja położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zasnęłam.

~ NEYMAR ~

Czułem, że coś wisi w powietrzu. Nikki od rana chodziła podenerwowana.

- Nie wiem czy chcę lecieć samolotem. Nie chcę wracać - zawołała, patrząc przez okno.

- Dlaczego? - spytałem, i podszedłem do niej.

- Spójrz na te chmury, to nie przyniesie nic dobrego - odpowiedziała zmartwiona.

- Nie myśl o najgorszym, nie możemy już przebukować biletów, a po za tym kończy nam się doba hotelowa, za dwie godziny powinniśmy opuścić hotel.

- Tak wiem, ale martwię się, mam przeczucie, że coś się stanie

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - pocieszałem ją.

- Mam nadzieję - wtuliła się we mnie.

Trzy godziny później siedzieliśmy już na pokładzie samolotu.

- Neymar, boję się - Nikki kurczowo trzymała się za moje ramię

- Kochanie, nie martw się, spróbuj zasnąć. Obudzę cię kiedy będziemy na miejscu.

- Spróbuję - wymusiła uśmiech po czym zasnęła. Po półtorej godzinie lotu zacząłem się poważnie martwić. Samolotem zaczęły wstrząsać turbulencje.

- Prosimy o spokój, pilot stracił chwilowo panowanie nad sterami, ale wszystko wraca do normy. - usłyszałem z głośników pokładowych. Nie uspokoiłem się ani trochę. Nie wiedziałem co mam robić. Postanowiłem, że nie będę budził Nikki, przestraszyłaby się okropnie. Po jakimś czasie wszyscy wbili się w fotele.

- Prosimy o włożenie masek tlenowych - znów ten głos. Trzy razy sprawdzałem, czy mam zapięte pasy, a później spojrzałem na Nikki. Nie przeżyłbym, gdybym ją stracił. Rozejrzałem się po fotelach, wszyscy byli przerażeni. Stewardessy starały się uspokoić małe dzieci, które okropnie się bały, a ich rodzice byli bezradni. Samolot wpadał w większe turbulencje. Nikki się przebudziła

- Co się dzieje?

- Mają mały problem, z zapanowaniem nad samolotem

- Neymar! Boję się! - zaczęła histeryzować

- Za godzinę będziemy na miejscu - pocieszałem ją

- A co jeśli zginiemy?

- Nie martw się, wierzę, że sobie poradzą.

- Jak mam się nie martwić, skoro lada chwila możemy zginąć? - płakała

- Jestem przy tobie - objąłem ją ramieniem. Tylko to mogłem w tej chwili zrobić. Nie wiedziałem, że to ostatnie słowa, które wypowiem do niej, i po raz ostatni w życiu ją przytulę. Potem było już tylko gorzej. Samolot spadał w dół z dużą prędkością, wiedziałem, że niedługo się rozbije. Pozostała mi tylko modlitwa. Nic już nie mogłem zrobić. Odliczałem w myślach sekundy i mocno zaciskałem jej dłoń, zamykając oczy.

Nowe ŻycieNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ