1. PROLOG

6.8K 302 134
                                    

To nie było tak, że nie chciał iść na ten bal. Lubił się bawić, był nawet z tego znany, że nie przepuści żadnej dobrej imprezie, ale bal? Wszyscy wbiją się w najlepsze ciuchy, będą udawać, że cieszą się, że się spotkali a tak naprawdę.... szkoda gadać. Sam osobiście wolał imprezy na których było głośno, światła waliły po oczach i gdzie alkohol lał się strumieniami. Ale obiecał.

Stanął przed szafą zastanawiając się co ubrać... ale zamyślił się... Z jednej strony to rozumiał. Jako Wysoki Czarownik Brooklynu, miał obowiązek stawić się tam z innymi przywódcami, by w szczególnych okolicznościach uczcić koniec wojny i podpisać Porozumienie obejmujące wszystkie rasy Podziemnych oraz Nocnych Łowców. Porozumienie gwarantowało przymierze pomiędzy Wilkołakami, Wampirami, Faerie, Czarownikami a Nocnymi Łowcami na wypadek następnego powstania, ataku Demonów, czy Nawet odnowienia Kręgu, choć w to już akurat nikt nie wierzył. Odkąd Valentine zginął w powstaniu i zabrakło lidera, jego ludzie znaleźli się w lochach i tam pewnie zostaną aż po kres ich dni.

Westchnął ciężko. Nie, nie będzie sobie teraz zawracał głowy tym co było. Jako, że w szafie nie znalazł nic, w co w tej chwili miałby ochotę się ubrać, wyczarował sobie ubranie, które po pstryknięciu palcami w magiczny sposób znalazło się na jego ciele. Kolejny czar dotyczył włosów - zawsze musiał mieć oryginalna fryzurę. Kolorową, najlepiej szokującą... Choć tym razem wyczarował sobie tylko lekkie niebieskie pasemka - bo lubił niebieski kolor- i postawił włosy do góry. Kolejne pstryknięcie i na jego twarzy pojawił się makijaż. Nigdy nie wychodził z domu bez makijażu.Nigdy! Spoglądając w lustro stwierdził, że wygląda wspaniale po czym udał się do Idrisu, wyczarowując sobie portal. Nie byłoby to możliwe, ale dziś, z racji Wielkiego Balu ochrony nad miastem zostały zdjęte by wszyscy podziemni mogli bezpiecznie wejść do miasta.

Bane zbliżając się do Sali Anioła zauważył iż ogród został pięknie ozdobiony. Drzewa oraz krzewy zostały udekorowane setkami maleńkich, białych światełek, fontanny zostały podświetlone kolorowymi lampami... Wszędzie stały wielkie bukiety kwiatów, przez co w powietrzu mieszały się słodkie aromaty... Magnus pomyślał, ze bardziej przypomina to wszystko Jasny Dwór, siedzibę Królowej Faerie niż stolicę Alicante.

Z rozmyślań niespodziewanie wyrwał go głos jego przyjaciela, Ragnora Fella.

- Dałeś się złapać mój przyjacielu... zrobiłeś się nieostrożny - zaśmiał się Fell. - Nie możesz być taki roztargniony, jeszcze cię ktoś ukradnie...

- Nie gadaj głupot Ragnor, kto by tam chciał porywać takiego starego piernika jak ja... - Magnus mrugnął do niego okiem, łapiąc w tym samym czasie dwa kieliszki szampana z tacy kelnera, który akurat przechodził obok.

- Wypijmy za dzisiejszy wieczór, by minął on szybko i bezboleśnie i żeby nuda nas nie zjadła szybciej, niż my kolację - zaśmiał się znowu Fell - Bo widzę, że nie masz wielkiej ochoty tu być, co Bane? Wolałbyś zaszyć się pewnie w swoim mieszkanku z widokiem na rzekę?

- Daj spokój, jestem tu bo obowiązki mnie zmuszają... Wiesz, że takie imprezy mnie nudzą... Tego nawet nie można nazwać imprezą, bez dobrej muzyki, dobrego alkoholu... - gderał Magnus, zataczając ramieniem półkole, dostrzegając tym samym kobietę w długiej, błyszczącej sukni, zbliżającą się do nich. - A propo obowiązków, zobacz, idzie do nas Maryse Lightwood... - Ale Ragnor zauważył ją w tym samym momencie i czym prędzej zniknął, bo nie miał ochoty na pogawędkę z ta kobietą...

- Ty draniu - syknął pod nosem Bane, wiedząc że on sam nie zdoła już umknąć kobiecie. Nie przepadał za nią, zawsze miał wrażenie że ma się za lepszą od innych... A Podziemnych traktowała jak zło konieczne, nie zwracając na nich nigdy uwagi... Tym razem jednak ewidentnie szła do niego, mijając innych na swej drodze...

- Magnus Bane! - Zawołała uśmiechając się lekko, podchodząc do niego - A gdzie twój przyjaciel? Widziałam, że z kimś rozmawiałeś?

- Sam chciałbym to wiedzieć - Magnus mógłby przysiąc, że w oddali słyszy śmiech Ragnora. -Kogo tam masz Maryse? - Spytał wskazując małe zawiniątko w jej ramionach.

- To mój synek. Nie mogłam zostawić go samego, jest jeszcze maleńki więc i tak prześpi wiekszość czasu, postanowiłam więc zabrać go ze sobą. Zobacz, jaki jest słodki...

Magnus niewiele wiedział o dzieciach, nigdy go specjalnie nie interesowały, zwłaszcza, że sam nie miał miłych wspomnień ze swojego dzieciństwa... Nie miał pojęcia co też można robić z takimi małymi ludźmi.

- Chcesz go potrzymać? - Maryse już kładła zawiniątko w ramionach Bane'a zupełnie nie zauważając paniki na twarzy czarownika, który spiął się cały w stresie. - Tu złap, pod główkę, nie bój się, nie skrzywdzisz go - uśmiechnęła się do niego.

Magnus stał sztywno, bojąc się ruszyć i z szeroko otwartymi oczami patrzył na małego szkraba w ramionach.

-To ma jakies imię? - spytał.

- Nie TO tylko ON. ON ma imię. Alexander. Ale z Robertem mówimy do niego Alec. Tak jest chyba milej... - W tym momencie ktoś z grupy obok zawołał Maryse, by do nich podeszła.

- Mogę cię na chwilę z nim zostawić? - I odeszła, nim czarownik zdążył się odezwać.

Bane gapił się z szeroko otwartymi oczami na małą twarzyczkę. Dziecko spało spokojnie, nieświadome na czyich rękach się znajduje. Magnus przyglądał się maleńkim usteczkom, jak lekko się poruszają. - Masz fajne imię chłopczyku. OBROŃCA LUDZI. TROSZCZĄCY SIĘ O MĘŻÓW. Ciekawe co przyniesie ci to imię. - Mały tobołek poruszył się w ramionach mężczyzny, po czym otworzyły się małe oczka.

Magnus stał zahipnotyzowany spojrzeniem, którym obdarzyło go dziecko. Patrzyły na niego najbardziej błękitne oczy jakie w życiu widział, okalane czarnymi jak smoła rzęsami. Stał tak i wpatrywał się w tego okruszka, zapominając niemal o oddychaniu, całkowicie zatracony w tym spojrzeniu. Czuł jak przez jego ciało przelewa się fala ciepła. Skąd mi się to bierze? Co takiego jest w tym małym człowieczku, że tak mnie oczarował? Dziecko zmarszczyło usteczka jak do płaczu, zaczynał doskwierać mu głód. Magnus widząc na co się zanosi, zaczął rozpaczliwie wzrokiem szukać mamy berbecia, ale ta stała daleko, a Czarownik nie chciał krzyczeć nad głowa dziecka, by go nie wystraszyć. Jednak maluch niecierpliwił się coraz bardziej i w panice, bo przecież nie wiedział co zrobić z dzieckiem, które ryczy, posunął się do czegoś, czego nigdy nie robił. Dla nikogo.

Gdy na złotozielono błysnęły jego kocie oczy, mały się uspokoił... Zwrócił swój wzrok na Magnusa i w skupieniu przyglądał mu się. A dla czarownika jakby czas się zatrzymał... to mogły być sekundy lub równie dobrze mógł stać tam pół nocy... Nie wiedział. Zupełnie zatracił się w wpatrzonych w niego oczach. Po czym stało się coś, co wprost stopiło serce czarownika... Mały Alexander uśmiechnął się do niego.

- Już jestem, już mogę go wziąć od ciebie, przepraszam, że trwało to tak długo.... Stało się coś? - Maryse zauważyła, że Bane jest jakiś nieobecny... Ale nie zobaczyła jego znaku czarownika, zdążył zmienić swoje oczy na zwykłe, brązowe...

- Nic się nie stało, mały się obudził, chyba jest głodny?

- Tak, to jego pora na karmienie. Chodź maleńki, mamusia zaraz da ci jeść - ćwierkała do synka zabierając go z ramion mężczyzny - Dziękuję, że popilnowałeś go przez chwilkę dla mnie. Do zobaczenia później, na balu Magnus. - Zabrawszy dziecko z ramion mężczyzny odeszła.

Magnus Bane stał, patrząc jak kobieta się od niego oddala i poczuł chłód w ramionach, które zrobiły się nieznośnie lekkie i puste... Miał wrażenie, jakby w jego sercu zrobiła się dziura, jakby Maryse zabrała ze sobą jakąś cząstkę jego samego.

Magnus Bane I Dziwne Jego PrzypadkiWhere stories live. Discover now