Część 101. Czerwiec 1944. Wicia

129 24 2
                                    

Klęczę na podłodze lamusa, przy włazie w podłodze, zdezorientowana i przestraszona. Nadsłuchuję. Z dołu, spod moich stóp nie docierają do moich uszu żadne odgłosy. Burza na zewnątrz się oddala, deszcz zdaje się tracić na intensywności. Przez dwa brudne okienka, zlokalizowane zbyt wysoko, bym mogła do nich dosięgnąć, wdziera się do wnętrza naprawdę lamusa niewiele światła.

A potem znów słyszę cichutkie miauknięcie.

Może to kot? Kociak? Brygida go znalazła, ukryła i dokarmia.

Masz bujną wyobraźnię, Wiciu – mawia nieraz matka.

To miałoby sens. Stryj nie pozwala trzymać w domu kotów. Ponoć jako dziecko poważnie zachorował po tym, jak jego matka otrzymała w prezencie od przyjaciół egzotycznego, długowłosego kocurka. Pamiętam, jak zeszłej wiosny musiałam rozstać się z kociakiem, którego podporucznik Dietrich zdjął z drzewa. Stryj obawiał się, że znów dostanie duszności, jeśli tylko kot zamieszka w domu.

Pani Celina utyskiwała, że taki stan rzeczy stanowi jawne zaproszenie dla myszy, które harcują do woli po strychu i spiżarce, czyniąc szkody, pomimo pułapek, regularnie rozstawianych przez Staszka. Ale stryj pozostał nieugięty. Kotek zamieszkał na podwórku i jeszcze przez jakiś czas pozwalał mi się głaskać, dokarmiać. Jesienią, gdy podrósł, zniknął mi z oczu.

Przypominam sobie, jak siedziałam w kuchni, ubolewając nad rychłym rozstaniem, a kociak chłeptał mleko z miseczki.

- To kocurek – zdiagnozowała pani Celina, pochylając się nad zwierzakiem.

- A skąd to wiadomo? - zapytałam ciekawie. - Przecież takie rzeczy to tylko weterynarz może ustalić.

Siedzące w kuchni Marynia i Nina, spojrzały po sobie i zachichotały.

- A ty, jak rozróżniasz chłopców od dziewczynek? - wydusiła z siebie Nina, usiłując pohamować śmiech.

Zawahałam się.

- Po twarzy, stroju, fryzurze – zaczęłam wyliczać.

Marynia i Nina znów spojrzały po sobie i tym razem parsknęły głośno śmiechem.

- To wyobraź sobie, że kot ma tam taką fryzurę... Oj, bo nie mogę! - Nina z uciechy aż uderzyła się dłońmi po udach. - Matka powinna cię była uświadomić. Co z tego, że ci czyta mądre książki po niemiecku i francusku, skoro takich rzeczy nie wiesz?

Pani Celina westchnęła, odłożyła chochlę i spojrzała na mnie z troską:

- A jak się dziecko narodzi, nagusieńkie jak Pan Bóg stworzył i jeszcze bez włosków na głowie, to jak panienka myśli, skąd wiadomo, czy to chłopiec, czy dziewczynka? - zapytała.

- To tylko doktor albo położna powiedzieć potrafią, to wymaga wiedzy medycznej – odpowiedziałam z przekonaniem.

Tymczasem, z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, moja siostra i Marynia nadal wiły się w paroksyzmach śmiechu.

- Przestańcie się z niej nabijać – skarciła je pani Celina. - Widać od razu, że panienka Wiktoria braci nie ma.

Na tę konkluzję, Nina natychmiast spoważniała:

- Mamy brata, ale jest daleko, walczy za słuszną sprawę – stwierdziła krótko, oschle, wstała i wyszła.

Wiele bym dała, by teraz znaleźć się w ciepłej, pachnącej mlekiem kuchni, nawet kosztem wysłuchiwania drwin Niny...

Głupia ta Brygida – oceniam miażdżąco.

Czyż nie słyszałam wyraźnie, jak żałowała, że nie przyniosła mleka? Czy nie przyszło jej do głowy, że taki kociak, trzymany w ciemności, karmiony ciastkami i kiełbasą, długo nie pociągnie?

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now