Część 106. Czerwiec 1944. Paulina

178 26 18
                                    

Richter wszedł do naszego domu z właściwą sobie butą i brakiem kultury.

Zapewne, gdyby moje myśli mniej absorbował przebieg rozmowy Jana z Albrechtem, dostrzegłabym jawne oznaki zdenerwowania Geista. Jednakże ich nie widziałam, wierząc, że i tym razem Albrecht, z właściwą sobie przebiegłością, szybko pozbędzie się intruza. Zamiast skupić się na oskarżeniach, wykrzykiwanych przez tego zwyrodnialca, rozmyślałam o zawiłościach relacji Albrechta z pułkownikiem Wittenbergiem, przetwarzałam usłyszane informacje i formułowałam własne tezy.

- Działania, które podjąłeś, przekraczają twoje kompetencje jako urzędnika wydziału budowlanego - stwierdził Richter.

- Bzdury – warknął Albrecht. - Mam stosowne upoważnienie.

- Dokument, którym się posługujesz, został sfałszowany – ciągnął Richter i te słowa mnie otrzeźwiły, przywołały do rzeczywistości. - Obersturmbannfuhrer nie mógł podpisać zgody na zwolnienie więźnia. Wyjechał przed tygodniem. Równie problematyczna jest kwestia twoich uprawnień do dysponowania funkcjonariuszami Sonderdiestu. Jak zapewne wiesz, nie podlegają już władzy starosty miejskiego, ale zostali włączeni w struktury Orpo.

- Guntherze - mruknął Albrecht, próbując zwieść Richtera przymilnym uśmiechem i lekkim tonem. - Ordung muss sein. Ja to rozumiem, szanuję, ale czasy, sytuacja... wymagają od nas pewnej elastyczności. Wiesz, że w głębi duszy pozostałem żołnierzem. Jeśli wskażesz mi wroga, zabiję go bez wahania. Ale upoważnienia, pokwitowania... to mnie przerasta.

Richter go słuchał, pokiwał głową. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że łyknął haczyk. A potem uśmiechnął się ironicznie.

- Mam przymknąć oko na twoje matactwa? - zapytał wprost, lodowatym tonem.

- Gunther! - Albrecht nieznacznie podniósł głos. - Jesteś fanatycznym formalistą. Ten wasz policyjny brak zaufania. Niemal udało mi się rozwikłać zagadkę, kto stał za zamachem na moje życie, a ty podnosisz raban z powodu jakiejś daty na kwitku - zakończył z teatralną emfazą i zamlaskał.

- Przestań mydlić mi oczy! - warknął Richter. - Trzymasz z tymi szumowinami! Kim naprawdę jesteś, Albrechcie? Zdrajcą, a może polskim agentem? Robisz to dla pieniędzy czy z przyczyn ideologicznych? Działasz sam czy jesteś częścią większego spisku?

- Obrażasz mnie - odwarknął Geist. - Jestem oficerem, mam za sobą lata nienagannej służby w SS i kilka odznaczeń. Moje oddanie fuhrerowi jest bezdyskusyjne i bezsporne!

-Twoja bezużyteczna praca w wydziale budownictwa miała być tylko przykrywką, prawda? - podsunął Richter.

- Bezużyteczna? Jak możesz, Guntherze! Nic nie wiesz o znaczeniu mojej pracy. Podjęliśmy szereg ważnych działań, z punktu widzenia urbanistyki miasta. Położyliśmy podwaliny pod wzorcowe, niemieckie miasto - wyliczał Geist z zapałem.

- Perła niemieckości na wschodzie - skwitował Richter.

- Tak. Właśnie taki był plan.

- Ale nie twój, prawda? Ty miałeś inny cel.

- Herrgott! - Geist nadal odgrywał na poły żartobliwe oburzenie, podszyte nonszalancją i pobłażaniem. Na pozór miało to wyglądać jak przyjacielska sprzeczka, ale miałam wrażenie, że pod teatralną fasadą skrywał rosnący niepokój. - Czy to ambicja, Gunther? Obawiasz się, że chcę ukraść ci ten mały sukces?

A potem uśmiechnął się szeroko, wyciągnął ramię i klepnął poufale Richtera w ramię. Gestapowiec zesztywniał.

- Cuchniesz alkoholem, Albrechcie – odparował pogardliwie. - Jest środek dnia, a ty cuchniesz jak pierwszy lepszy bywalec podłego baru. To naganne. Przynosisz hańbę mundurowi, który nosisz.

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now