Część 58. Czerwiec 1943. Paulina

328 38 26
                                    


Kiedy, w połowie czerwca, Helena wróciła do Niewiadowa, była niczym duch. Wychudzona, blada, z zapadniętymi oczami i popękanymi ustami. Uroda zniknęła. Wydawało się, że przybyło jej dziesięć lat,a najmniejszy podmuch wiatru może ją przewrócić. Musiałyśmy dwa razy zatrzymywać się na schodach, zanim dotarłyśmy do jej pokoju.

Unikała wszystkich, nawet Jana. A może zwłaszcza jego? W dzień przeważnie spała, jadła niewiele, co oczywiście opóźniało jej rekonwalescencję. Nocami czytała, nie miałam sumienia powiedzieć jej, że nie powinna marnować nafty. Może przynosiło jej to ulgę.

Czy świadomość, że otarła się o śmierć, aż tak ją zmieniła? Gdzie podziała się urocza i pogodna dziewczyna, flirciara i trzpiotka? Czy wpłynął na to wyjazd doktora Krugera czy może jakieś inne wydarzenia, o których nie miałam pojęcia?


Tamtego popołudnia padał deszcz. Pod dom podjechał nieznany mi samochód. Mężczyznę, który z niego wysiadł poznałam od razu - hauptsturmfuhrer von Kalterer. Nie miałam złudzeń, co do jego intencji.

Szłam w jego kierunku od strony podwórza. Z daleka musiał wziąć mnie za Helenę - miałam na sobie jej kurtkę przeciwdeszczową i włosy zasłonięte chustką. Ale kiedy podeszłam bliżej, uświadomił sobie swoją pomyłkę. Jego rozjaśniona uśmiechem twarz stężała, zrobił krok do tyłu.

Patrzyłam na człowieka, który zrujnował życie mojej córki, zanim się ono na dobre zaczęło, nie kryjąc pogardy. Jasnowłosy, zimnokrwisty, doskonały Aryjczyk.

- Dzień dobry, pani Krauss – wykonał jakiś nieskoordynowany gest ręką, jakby spodziewając się, że podam mu swoją dłoń na powitanie. 

- Co pana sprowadza, panie kapitanie? – wycedziłam lodowato, pomijając grzecznościowe formułki.

- Nie chciałbym sprawiać kłopotu, ale czy mógłbym prosić o parę minut rozmowy?

- Ma pan parę minut. Słucham.

Widziałam, jak się poci, pomimo że dzień był dość chłodny. Uniosłam brwi, taksując go wyniosłym spojrzeniem. Deszcz się wzmagał, spływał nam po twarzach.

- Nie chciałabym być niegrzeczny, ale czy nie moglibyśmy porozmawiać w domu, schronić się przed deszczem? - podsunął.

- Moglibyśmy – mruknęłam i poszłam przodem.

Wszedł za mną. Wahałam się, gdzie go przyjąć, bo salon czy biblioteka były w moim mniemaniu miejscami zarezerwowanymi dla bliskich i przyjaciół. Z kolei w gabinecie prawdopodobnie przebywał Jan, a jemu chciałam tego przedstawienia zaoszczędzić.

- Proszę za mną – zarządziłam i poprowadziłam nieproszonego gościa do kancelarii.

Wilhelm tkwił nad księgami. Na nasz widok zerwał się z miejsca z zaskakującą werwą, biorąc pod uwagę jego lata, był wyraźnie zaskoczony.

- Szanowna pani... - zaczął niepewnie.

- Czy byłbyś uprzejmy zostawić nas na kilka minut, Wilhelmie? Mamy z panem kapitanem do pomówienia w cztery oczy.

- Oczywiście, proszę pani – zgarnął szybko księgę pod pachę i wyszedł.

- Proszę usiąść – zaproponowałam.

Kalterer wyciągnął zza pazuchy kopertę i podał mi ją:

- Chciałbym prosić panią o przekazanie mojego listu Helenie – wydukał.

- O wiele mnie pan prosi, panie kapitanie – mruknęłam niechętnie.

Odebrałam kopertę i ważyłam ją w dłoni. Jeśli nie rozumiał źródła mojej pogardy – to był jego kłopot.

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now