Część 56. Maj 1943. Paulina

350 41 26
                                    


Wiosna wybuchła feerią barw i zapachów, lecz zamiast nadziei niosła ze sobą narastającą trwogę. Pozorny spokój, który nastał, był nienaturalny i niepokojący, jak cisza przed burzą.

Z Lublina docierały do nas zatrważające wieści. Ludzie żyli w coraz większym niedostatku, brakowało podstawowych produktów, a na czarnym rynku osiągały one horrendalne ceny, coraz częściej zdarzały się przerwy w dostawie prądu i wody. Szerzyły się choroby i akty przemocy: grabieże, napady, podpalenia. Ludzie kradli wszystko od rowerów po torby ze zdobytą z trudem żywnością. Inni szeptali o strasznych rzeczach, a kiedy zaczynali mówić o nich głośniej - znikali.

Dotarły też do nas słuchy o bestialskiej napaści na dwór oddalony od nas o trzydzieści kilometrów – podpici i rozjuszeni bandyci z lasu – choć winnam użyć na nich jeszcze paskudniejszego epitetu – pobili brutalnie właściciela majątku, zawsze im przychylnego Polaka, a młodziutką nauczycielkę jego dzieci zgwałcili, jeden po drugim, na oczach domowników, zmuszonych do oglądania tej sceny.

My oczywiście jakoś sobie radziliśmy.

Helena nadal bywała w Niewiadowie nieczęstym gościem.

Ewa skupiała całą swoją uwagę na Adasiu i przelotnych, ukradkowych spotkaniach z podporucznikiem, którym przeciwstawiać się nie miałam już siły, więc udawałam, że nie widzę.

Nina spędzała całe dnie w domu, a Tomek Warys się nie pojawiał. Ludzie Blancka trzymali wartę przez dzień i noc, więc jak powiedział sierżant tamtego popołudnia do Richtera – mysz by się nie przecisnęła.

Tylko Wicia żyła wciąż w beztroskim świecie, a największym jej utrapieniem była niechęć do nauki i daremne próby poskromienia skłonności do psot.

Blanck nie nawiązywał do tamtej sytuacji, jakby w ogóle nie miała miejsca. Obawiałam się konsekwencji swojej decyzji. Nie wiedziałam, czy ktoś jeszcze z jego ludzi widział chłopaka, który tamtego popołudnia wymknął się z dworu przez oficynę i ukrył w stajni cugowej. Co stało się z nim potem – nie wiedziałam i nie chciałam wiedzieć, ale do dworu już nie powrócił. Sądząc z doskonałego humoru, który przez następne dni dopisywał Zośce, chłopak znalazł bezpieczne schronienie.

Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, był ledwie żywy. Powinnam była odmówić, ale pomyślałam o Jurku. Gdziekolwiek był, cokolwiek robił - może gdzieś tam, inna kobieta, czyjaś matka, opatrywała mu rany?

Jan nigdy nie dowiedział się o tajemnicy, którą przez wiele dni skrywał pokoik z zamurowanymi drzwiami.

Natomiast Geist nigdy nie upewnił się, że jego podejrzenia były uzasadnione.

Co by się wydarzyło, gdyby nabrał pewności?

Dla Blancka wojna była rzemiosłem. Miałam taką nadzieję. Po jej zakończeniu powróciłby do swojego domu, do swojej rodziny i żył dalej.

Czym była dla Albrechta Geista?

Można było odnieść wrażenie, że praca i samotność stanowiły kwintesencję jego życia. Sens i cel.

Był dla mnie zagadką. Pociągała mnie i zarazem odpychała ta nuta szaleństwa w nim. Dwoistość.

Na pozór był doskonałym trybikiem nazistowskiej machiny, wzorowym oficerem, wyzutym z jakichkolwiek emocji, oschłym służbistą i godnym towarzyszem pijackich libacji dla jemu podobnych.

Ale pod tą stwardniałą, wierzchnią warstwą był inny człowiek, świadomy nieuchronnie zbliżającego się końca, uczepiony złudnego świata bliskości i więzi, których tak naprawdę nie było. W tym pozornym świecie podporucznik Dietrich i moja Wicia odgrywali rolę jego rodziny, a Niewiadów domu. Potrafił być łagodny, szczery i spontaniczny, ten świat dawał mu radość. Potrafił też bezboleśnie przenosić się pomiędzy tymi dwoma światami i to było przerażające.

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now