Część 25. Październik 1942. Wicia

233 41 9
                                    


W sieni panuje ruch jak w ulu. Przeciskamy się z matką z trudem. Niemieccy żołnierze wnoszą walizy, paczki, nawet meble. Okazuje się, że kierują się na piętro, do zachodniego skrzydła.

Przed domem stoi ciężarówka i czarne, osobowe auto. Wysoki oficer stoi tyłem do nas, oparty o maskę samochodu i pali papierosa. Kiedy się odwraca, rozpoznaję w nim majora Geista.

- Dzień dobry - mówi z uśmiechem.

- Dzień dobry - odpowiada matka oficjalnie.

- Wybierają się panie na spacer? Chętnie bym się przyłączył, piękny dzień, niestety muszę wszystkiego dopilnować. Cóż, może innym razem. Wygląda na to, że teraz będziemy widywać się częściej, Wiktorio – kończy, pochylając się w moją stronę.

- Tak, cóż za fortunny zbieg okoliczności – odparowuje matka oschle.

- Prawda? - uśmiech nie znika z twarzy majora.

- Do widzenia.

- Do widzenia.


Tego dnia dowiaduję się, że major Geist zamieszka w Niewiadowie. Popołudniu towarzyszę matce, która wykłada majorowi zasady użytkowania ciepłej wody i lamp naftowych.

- Zapewniam panią, że potrafię ogarnąć lampę naftową – ucina major.

- W tym domu panują określone zwyczaje, podyktowane nie kaprysem, a względami bezpieczeństwa – peroruje matka. - Codziennie rano, przy sprzątaniu pokoi, Zosia obcina knoty i dolewa naftę do lamp. Tylko tym sposobem można osiągnąć stan, by lampy paliły się dobrze i nie kopciły. Ta metoda zapobiega też wypadkom, które z pewnością miałyby miejsce, gdyby pozwolić każdemu domownikowi samodzielnie dolewać i oprawiać lampy według potrzeby i uznania. Proszę pamiętać, by codziennie rano pozostawiać lampę w widocznym miejscu, co zapobiegnie insynuacjom, jakoby Zosia myszkowała po pana pokoju.

- A ma zwyczaj tak robić? - podejmuje major z rozbawieniem.

Matka spogląda na niego pogardliwie.

- Jeśli dobrze zrozumiałem, mój pokój będzie sprzątany pod moją nieobecność i bez mojej zgody? - ciągnie major.

- Jeżeli pragnął pan prywatności, powinien był pan pozostać w Lublinie – odcina się matka.

- Pani hrabino...

- Proszę zaprzestać tych niedorzecznych żartów i nie nazywać mnie tytułem, którego nie noszę – grzmi matka. - Z wszystkimi potrzebami i kłopotami proszę zwracać się do zarządczyni pani Wandy.

- Wolałbym do pani – uśmiecha się przymilnie.

- Ja mam inne zajęcia, panie sturmbannfuhrerze.

- Tak, wyobrażam sobie – major się zamyśla. - Chętnie zajrzałbym do ksiąg, które pani prowadzi.

Matka tężeje:

- Słucham?!

- Trochę się na tym znam – zapewnia, nadal się uśmiechając. - Te opóźnienia związane z kontyngentem nie dają mi spokoju...

- Wszystko wyjaśniliśmy w centrali rolniczej.

- Tak, Schafferowi – major się zamyśla. - Ale wie pani, że on ma opinię starego łapówkarza? Skompromitował się w Kraju Warty.

- Widzę tylko, że Lublin jest popularnym miejscem zesłania dla niewygodnych urzędników – odparowuje matka.

Majorowi rzednie mina.

Duch (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz