Część 90. Kwiecień - maj 1944. Paulina

246 28 26
                                    

Ile zła można wyrządzić w imię większego dobra? Czy dla ratowania życia ukochanej osoby mamy prawo poświęcić życie innych, mniej dla nas ważnych? Czy Helena zaakceptowałaby wybór Jana?


Tamtego ranka po napaści, której doświadczyłam z rąk towarzyszy broni Tadeusza, ledwie Geist wyszedł z mojego pokoju, przyszedł do mnie Jan. Usiadł strapiony na brzegu mojego łóżka.

- Solman ci to zrobił? - zapytał półgłosem.

- Boże przenajświętszy – odwróciłam wzrok. - Oczywiście, że nie. Choć rycersko się nie zachował... Skąd wziął się Geist?

- Zadzwoniłem do niego, zażądałem, by przyjechał natychmiast.

- Ale przecież była noc – dziwię się.

- Przybył wczoraj, za dnia. Całą poprzednią noc i wczorajszy dzień byłaś nieprzytomna – wyjaśnił Jan cierpliwie. - Ech, Paulino.

Patrzyliśmy po sobie przez chwilę w milczeniu, jak dwoje ludzi, którzy znają się tak dobrze, że słowa bywają zbyteczne.

- Opowiem ci, co się stało, ale błagam, za nic w świecie, pod żadnym pozorem, nie powtarzaj tego Geistowi – szepnęłam, choć pytanie o to z ust Jana nie padło wcale. - Pojechałam do domu, w którym miał być Tadeusz, lecz go nie zastałam. Było ich dwóch, ale ich nie znam, nigdy wcześniej ich nie widziałam. Jeden nazywał się Bronek, tak ten drugi się do niego zwracał. Omal mnie nie zgwałcili. I wtedy zjawił się Tadeusz.

- Bronek – Jan się zawahał i zaczął wymieniać nazwiska. - Jemioł? Saleja? Boguszyński?

Pokręciłam głową przecząco, a Jan westchnął.

- Chciałbym wiedzieć, kto pod moim własnym dachem nam zagraża, bo skoro ośmielili się podnieść rękę na ciebie, to co powstrzyma ich przed jeszcze gorszymi czynami? Lękam się bardzo o dziewczynki – wyznał.

- Dlatego ściągnąłeś Geista? - zapytałam jeszcze.

Uśmiechnął się ze smutkiem i znów westchnął:

- Obawiam się, że tym razem jeszcze trudniej przyjdzie się go pozbyć. Oby nie zechciał jechać z nami do Jeleniej Góry – zażartował.

- Wciąż jesteś sentymentalnym idealistą? - podsunęłam z łagodnym uśmiechem, bo niespodziewany powrót Geista sprawił mi w gruncie rzeczy... przyjemność.

- Nie – mruknął twardym tonem. - Wyzbyłem się idealizmu i kierują mną teraz wyłącznie niskie, osobiste pobudki. Odpoczywaj, nie będę cię więcej męczył. Marynia przyniesie ci lekkie śniadanie. Doktor obiecał przyjechać około dziesiątej.

Powoli, opierając się na kulach, skierował się do drzwi.

- Janku – odezwałam się. - Czegoś jeszcze ci nie powiedziałam.

Zatrzymał się i zawrócił:

- Słucham cię, moja droga.

- Jednego z nich rozpoznałam – przyznałam z wahaniem. - Młodego chłopaka, który kręcił się po obejściu, kiedy zajechaliśmy ze Staszkiem przed dom. Przemknął mi ledwie przed oczami, ale nie mogłam się pomylić. To był Pietrek, pomocnik z kuźni.

Jan spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Wiedziałem, że Kola trzyma z komunistami, a przecież oni prędzej sobie wzajemnie głowy pourywają niż... - urwał i zawahał się. - Świat kompletnie oszalał i niczego człowiek nie może być już pewien.


Przez pierwsze dni po moim niefortunnym „wypadku", jak przed domownikami eufemistycznie określał te wydarzenia Jan, nie miałam pojęcia, co się święci. Powoli wracałam do zdrowia, otoczona troskliwą opieką starego doktora ze wsi, Polaka, jednego z nielicznych znanych mi ludzi, dla których człowiek i jego życie miało nadrzędną wartość, niezależnie od narodowości.

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now