Część 2. Czerwiec 1942. Paulina

702 73 15
                                    

Jak zwykle Ewa skomplikowała życie nam wszystkim - czasami myślę o jej niefrasobliwości z taką złością i zastanawiam się, jak to możliwe, że wydałam na świat, i wychowałam dziewczynę tak upartą, i samowolną. Przy wszystkich tych cechach ma ten swój mały, pokrętnie sprytny rozumek, kierując się którym zawsze stawia mnie w sytuacji bez wyjścia. Tak było i tym razem.

- Jak to - nie odebrałaś? - wybuchnęłam złością.

- Heniek mi powiedział, że pan Mietek został aresztowany - wypaliła Ewa najspokojniej na świecie.

Zamarłam.

- O czym ty mówisz?

Ewa wzruszyła ramionami.

- Tak mi powiedział - skwitowała beznamiętnie.

A potem, jakby nigdy nic, zaczęła terkotać po dziecięcemu do Adasia.

- Boże przenajświętszy... - mruknęłam, czując, że krew odpływa mi z głowy.

Przysiadłam na walizce.

- Dobrze się czujesz... mamo? - podjęła Helena.

Siedziałam i patrzyłam tępym wzrokiem na stojący na peronie pociąg. Nasz pociąg. Ten, który miał zawieźć nas do lepszego, bezpieczniejszego życia.

Helena, zniecierpliwiona, zerknęła na zegarek:

- Mamo. Pociąg zaraz odjedzie - powiedziała.

Niby słyszałam jej słowa, ale jakoś do mnie nie docierały.

Próbowałam odtworzyć z pamięci rysy jego twarzy. Uśmiech. Drobne zmarszczki wokół oczu. I tamten ciepły wieczór, gdy siedzieliśmy w ogródku działkowym, w nowo wybudowanej altanie, która pachniała jeszcze drewnem. Mietek nie miał żyłki działkowicza i nie sądzę, by ten szczególny przydział, wyraz uznania dla jego zasług jako sumiennego, niemieckiego pracownika, sprawił mu radość. Raczej postrzegał go w kategoriach kłopotu - teraz należało zadbać o ten mały kawałek ziemi, sadzić, podlewać, plewić, doglądać.

- Podjęłam decyzję. Wyjeżdżamy z Krakowa - powiedziałam wtedy. - Do Niewiadowa.

Spojrzał na mnie z ukosa, a potem wyciągnął długie nogi przed siebie i zaciągnął się papierosowym dymem.

- To najrozsądniejsze, co możemy zrobić - dodałam.

Nie wiem, czego się spodziewałam - że będzie mnie przekonywał, że to pochopna i nierozsądna decyzja, usiłował zatrzymać? Tymczasem on milczał.

- Wrócimy po wojnie - zakończyłam, nadal licząc na jakąś jego reakcję.

Spojrzał na mnie przelotnie, a potem znów wbił wzrok w dal.

- Myślisz, że będzie do czego wracać?

Chyba nie liczył na moją odpowiedź, bo wstał i wskazał na ścianę altanki.

- Spójrz, jak oni to nieporządnie zrobili. Krzywo. Deski nieheblowane. Gwoździe wystają. Dzieci się pokaleczą.

Odetchnął głęboko i nie odwracając się do mnie, dodał:

- Heniek dostał powołanie.

Zamarłam.

- Do Wehrmachtu? - zapytałam bezmyślnie.

- Nie, jasny gwint, do Wojska Polskiego! - wybuchnął gwałtownie i wyrżnął pięścią w ściankę altany, nie zważając na gwoździe i drzazgi.

Po chwili zreflektował się i odwrócił do mnie

- Przepraszam. Masz swoje kłopoty.

- A mam - przyznałam. - Dlatego wyjeżdżamy.

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now