Część 74. Grudzień 1943. Paulina

280 34 28
                                    

- Zawiodłem się na pani – mruknął Geist, gdy tamtej nocy zmierzaliśmy po omacku skrzypiącymi schodami na górę.

Strach gdzieś zniknął, ulotnił się niczym kamfora. Postawa Jana, ta zaskakująca mnie niezmiennie mieszanina pokory, lawiranctwa i niezłomnej stanowczości, dodała mi animuszu. Teraz, kiedy wiedziałam już, że nic mi nie grozi, a Tadeusz jest najprawdopodobniej cały i zdrowy, byłam na Geista przede wszystkim wściekła.

- Podobnie jak mój szwagier, nie zamierzam z panem dyskutować o złośliwych i kłamliwych plotkach na mój temat – wypaliłam.

Chwycił mnie za ramię, mocno, boleśnie i zmusił, bym zatrzymała się w połowie schodów. Pochylił się nade mną, poczułam na twarzy jego oddech, o dziwo, bez grama alkoholu. Jego twarzy nie widziałam, tonęła w ciemności.

- I pani, i ja, wiemy, że to prawda – mruknął, a w jego głosie nie było już gniewu, lecz dziwna chrapliwość, znamionująca zbyt duże wzruszenie. - Co się z panią stało? Co stało się z zuchwałą, odważną kobietą, którą poznałem w pociągu w czerwcu czterdziestego drugiego? Która gotowa była zaryzykować swój honor i życie, by chronić małego chłopca?

- Tego chłopca już nie ma. Boże przenajświętszy... Ja się nie zmieniłam, to pan...

- Co takiego – ja?

- Zmienił się pan w potwora! A może zawsze nim pan był, tylko ja nie chciałam tego widzieć.

- On to pani wmówił? Ten Polak, któremu się pani oddała? Był tego wart?

- Nikt mi niczego nie wmówił. Patrzyłam na pana i coraz wyraźniej to widziałam.

- A nie widziała pani, że przez te wszystkie miesiące ryzykowałem moją karierę, a nawet życie, zamiatając pod dywan wszystkie sprawy, które mogłyby zaszkodzić pani rodzinie?

- Karierę?!

- Tak, gdyby nie mętne sprawki i powiązania pani bliskich, być może byłbym już obersturmbannfuhrerem.

- Myśli pan, że w sowieckiej niewoli będzie miało to kluczowe znaczenie?

- Nie wybieram się do sowieckiej niewoli, pani Krauss. Zawarliśmy umowę, a pani się nie wywiązała.

- Słucham? O czym pan mówi? - prychnęłam niedowierzająco. - Mam chyba jakąś lukę w pamięci – zakpiłam.

- Rozmowa, którą odbyliśmy, kiedy zaproponowałem, że zamieszkam w Niewiadowie – przypomniał.

- Pan zaproponował?

- Tak, a pani się zgodziła.

- Pan wymusił – poprawiłam z naciskiem. - Szantażem.

- A pani była gotowa zaoferować swoje ciało, by tę umowę przypieczętować – dodał pogardliwie.

- Fortunnie dla nas obojga, nie był pan zainteresowany – skwitowałam z podobną pogardą.

- A furman był.

- On nie jest... - zaprotestowałam, ale zamilkłam w pół zdania, bo Geist pochylił się jeszcze bardziej, niemal wyszeptał mi do ucha:

- Nie wiedziałem, że należy pani do grona zdesperowanych i złaknionych namiastki uczuć kobiet, które byle kto może wziąć do łóżka...

Tego było już za wiele. Poczułam pod powiekami gorzkie łzy upokorzenia. Podziękowałam w duchu za ciemność, która nas spowijała.

- Niech pan się zajmie swoim życiem! - warknęłam, usiłując się oswobodzić.

- Właśnie to robię – zapewnił z napięciem. - Niestety, jest mi pani potrzebna. Chciałbym, by było inaczej, ale nie mam czasu i nie widzę innego wyjścia z sytuacji. Kiedyś to pani zrozumie.

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now