Część 91. Maj 1944. Wicia

167 22 8
                                    

Poranek w dzień po nalocie na Lublin przynosi wiele dziwnych wydarzeń. Wszyscy są nerwowi i zaniepokojeni. Pan major spędza dużo czasu w kancelarii, usiłując dodzwonić się do Lublina, by poznać faktyczną sytuację w mieście, ale okazuje się to niemożliwe. Linie telefoniczne są przeciążone, a może uszkodzone - tego nie wiemy.

Później pan major nakazuje sierżantowi Blanckowi zwołać apel pod czworakami i awanturuje się tak, że słychać go na ganku, gdzie siedzimy z matką. Czyżby obarczał żołnierzy ze stutzpunktu odpowiedzialnością za jakieś uchybienia? Przecież nie mogli powstrzymać nalotu.

- Nie mogę już tego słuchać – szepcze matka, odkłada książkę , wstaje i rusza w kierunku czworaków.

Oczywiście, biegnę w ślad za nią.

- Panie sturmbannfuhrerze?

Pan major odwraca się do matki z furią:

- Czego?!

- Miałam dziś jechać z panem do Lublina, pamięta pan? Umówiłam się do lekarza...

- Po co pani lekarz? Zdrowa pani jak rydz!

- Tak, z pewnością ma pan rację, ale... - matka plącze się, kaja

- Niechże pani lepiej idzie po rozum do głowy! - warczy major. - Najpierw przydałoby się ustalić, czy szpital jeszcze stoi!

Matka traci rezon, jakby kuli się w sobie. A pan major pochyla się w kierunku matki i dodaje półgłosem:

- Niech mi pani lepiej zejdzie z oczu, obrzydza mnie sam pani widok.

Matka, zasmucona, odchodzi. Nie rozumiem półuśmieszku, który pojawia się na twarzy sierżanta Blancka.

- Tak panu wesoło?! - słyszę, jak beszta go pan major. - Dowiem się, jak ten szczur się przedostał i postawię winnego tego karygodnego zaniedbania przed sądem wojskowym! W związku z nadzwyczajną sytuacją, wyroki zapadają błyskawicznie.

Uśmiech Blancka znika.

- Tak, jak postawił pan Sauera? - podsuwa patrząc panu majorowi prosto w oczy.

Zagniewany pan major wraca do dworu, po drodze besztając jeszcze za coś Rainera.


Popołudniu telefon już działa. Panu majorowi udaje się ustalić, że nalot przeprowadziło około sto pięćdziesiąt samolotów, najbardziej ucierpiała ludność cywilna, bo Sowietom udało się trafić w jeden tylko niemiecki transport wojskowy.

- Absurd. Nonsens – powtarza podenerwowany stryj. - Po co to było? Militarne znaczenie Lublina jest żadne.

- A jak się panu wydaje, po co? - podejmuje pan major z gniewem.

- Żeby zastraszyć– podsuwa stryj ostrożnie.

- Czas się pakować i w drogę, wielmożny panie hrabio – kończy major z naciskiem i wychodzi z kancelarii.

- Co go dziś opętało? Od rana zły jak osa - dopytuję stryj.

Matka wzrusza ramionami.


Następne dni upływają w podobnej, nerwowej atmosferze. Ponoć nie raz jeszcze dorośli widują nocą łuny i słyszy warkot nadlatujących samolotów – bomby spadają na Puławy i kilka innych okolicznych miast. Przesypiam te naloty. Posiadam nieosiągalną dla niektórych umiejętność szybkiego zapominania o wydarzeniach przykrych i skupianiu się na przyjemnych. Ta umiejętność nie raz przyda mi się w dorosłym życiu, kiedy przyjdzie mi zmagać się z tragicznymi zdarzeniami. Ale póki co mam dziewięć lat, cieszę się z wiosny, ekscytuję nieuchronną przeprowadzką, uczę się i bawię z Brygidą, choć częściej kłócę, bo powodów do spięć mamy nadzwyczaj wiele.

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now