Część 48. Luty 1943. Paulina

291 44 18
                                    


Nazajutrz po tragicznej, nocnej strzelaninie, przed wyjazdem do Lublina, Geist poprosił o rozmowę ze mną i Janem. Usiedliśmy na sofie w gabinecie, Jan zwyczajowo za biurkiem, co miało oznaczać, że rozmowa będzie miała charakter oficjalny. Czułam się niezręcznie w związku z tą niespodziewaną, wymuszoną, fizyczną bliskością z Geistem.

- Od jak dawna to trwa? - zapytał wprost.

- Od początku wojny – przyznał Jan szczerze. - Ale ostatni miesiąc przyniósł niespotykane dotąd natężenie tego typu incydentów. Nigdy dotąd nie doszło do strzelaniny, choć zdarzało się, że wymachiwali bronią. Jakoś sobie z nimi radziłem. Zwykle zupa, napitek, pajda chleba i pęto kiełbasy na drogę wystarczało, by odchodzili pokojowo usposobieni.

- Podziwiam pana – przyznał Geist i zabrzmiało to całkiem prawdziwie.

- Przed wojną Jan chciał zostać dyplomatą – dodałam w ramach wyjaśnienia.

- Nigdy nie przyszło panu do głowy, żeby zadzwonić po granatową policję? - podejmuje Geist z przekąsem.

- Zanim by przyjechali, tamtych już dawno by nie było.

- Często bywało tak, że przecinali kable telefoniczne – wtrąciłam.

Geist znów mnie zlekceważył. Jakże by inaczej?

- Trzeba podjąć działania, które zapobiegną podobnym dramatycznym incydentom w przyszłości – powiedział.

- Co ma pan na myśli? - zapytał Jan.

- Założymy w Niewiadowie stutzpunkt – oświadczył Geist, rozpierając się wygodnie na sofie.

- Co takiego? - Jan aż uniósł się na rękach.

- Stutzpunkt. Zapewne pan słyszał...

- Nie, nie zgadzam się – odpowiedział Jan szybko, stanowczo. - W Niewiadowie nie zamieszka pluton Wehrmachtu.

- Pan zawsze się nie zgadza i co dobrego z tego wynika? - mruknął Geist znużonym głosem. - Zamieszkają w czworakach, które, o ile się orientuję, stoją puste. Osobiście zadbam, aby nie szwendali się po domu i nie czynili żadnych spustoszeń w obejściu. Oczywiście, trzeba będzie wybudować umocnienia, ale zapewniam, że pani rabatki z kwiatami na tym nie ucierpią - dodał, spoglądając w moją stronę.

Oczywiście, jak zwykle kpił.

A potem pochylił się do przodu i spojrzał Janowi w oczy świdrująco.

- Panie Krauss. W tym domu jest dwóch mężczyzn, pan, człowiek niewątpliwie odważny, ale niesprawny i pański magazynier, ten Polak, jak mu tam... Nieważne. Jest też niezbyt rozgarnięty chłopak i pies, który częściej szczeka na domowników niż na obcych. A co, jeśli następnych razem przyjdzie ich kilku? Albo kilkunastu? Ma pan pod opieką kobiety i dzieci. Jak zdoła je pan obronić?

Jan westchnął:

- Jeśli dobrze usłyszałem, siebie nie bierze pan pod uwagę? - wypalił.

Po raz pierwszy zagonił Geista w kozi róg. Sturmbannfuhrer zdębiał.

- Ja... - zająknął się. - Wracam oczywiście do Lublina.

Jan zmrużył jedno oko:

- W jaki zatem sposób zamierza pan dopilnować porządku i dyscypliny pośród tej zbieraniny, która stacjonować będzie w Niewiadowie?

Geist zamarł ze zdumienia.

Teraz to Jan rozparł się wygodnie w fotelu, wyraźnie ukontentowany przebiegiem rozmowy.

Duch (Zakończone)Kde žijí příběhy. Začni objevovat