Część 81. Marzec 1944. Wicia

204 28 8
                                    

- Nie do wiary, nie do wiary – powtarza stryj Jan.

Nina wzrusza ramionami, a stojący w kącie Tomek Warys, od niedawna u nas pracujący, uśmiecha się kpiąco. Nikt mnie nie przepędza, nikt nie strofuje, że słuchać rozmowy dorosłych nie wolno, bowiem to mnie przypada wątpliwy zaszczyt poinformowania stryja o wyjeździe matki.

- Słowem mi nie wspomniała – pomrukuje stryj. - A przecież musieli to planować od kilku dni. Co za...

- Tchórzostwo – podsuwa Nina.

- Niefrasobliwość – poprawia stryj. - Drogi teraz takie niebezpieczne, nie wiadomo na kogo można się natknąć za najbliższym zakrętem.

- Podobno pociągiem podróżować jeszcze gorzej. Co rusz się wykolejają. Strasznie niesolidnie Niemcy te tory kładą – dodaje Tomek Warys.

- Chłopcze – grzmi stryj i celuje w młodego Warysa palcem. - Ty nie bądź taki dowcipniś, nie zapominaj, że jesteś w niemieckim domu.

- Nina powiedziała, że z panem można szczerze – wypala Tomek z krzywym uśmiechem.

- Można. Ale moja cierpliwość do głupich żartów ma swoje granice. Cenię uniwersalne przysłowie, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Gdyby byłem w twoim wieku, też bywałem popędliwy. Do czego mnie to doprowadziło, nikomu nie życzę – na zakończenie swojej tyrady, stryj wymownie poklepuje obiema dłońmi podłokietniki swojego fotela na kółkach.

- Teraz są inne czasy, proszę pana – wtrąca Tomek.

- Czasy się zmieniają, młodzi zawsze mają takie same marzenia. Żyć inaczej niż ich ojcowie. Lepiej. Pełniej. Pokochać z wzajemnością – wylicza stryj i puszcza „oczko" do Niny, która pąsowieje po same uszy. - Nie patrzą na koszty, a te bywają niewspółmierne. A potem i tak kończą jak ich ojcowie.

- Zapomina pan o tych, którzy kończą w wilgotnej ziemi – odzywa się Tomek gorzko.

- To właśnie miałem na myśli, chłopcze – przyznaje stryj. - Ziemia w końcu przyjmie każdego z nas. Nie trzeba się do niej śpieszyć. Poczeka.

Nina i Warys patrzą po sobie, wyraźnie tracą rezon.

I wtedy, niespodziewanie, powietrze przeszywa przeraźliwy krzyk, dobiegający z piętra.

- Boże drogi... co znowu? - stryj z trudem dźwiga się z fotela.


Stryj nie może poruszać się szybko, ale my w trójkę – Nina, Warys i ja, w mig jesteśmy na piętrze. Okazuje się, że krzyczała Ewa, skulona i trzęsąca się teraz w kącie korytarza. Nachyla się nad nią pani Wandzia.

- Dziecko drogie... co się stało? - przemawia do mojej roztrzęsionej siostry z zaskakującą łagodnością. - Boli cię coś?

- Widziałam... mojego małego chłopca... Adasia... o tam – duka Ewa, wskazując w kierunku drzwi na boczne schody.

- Co ty mówisz, dziecko. Nie ma go tam. Dobry Bóg zabrał go do siebie, biega sobie teraz po rajskich łąkach, pomiędzy aniołkami...

- Ale ja go widziałam – oponuje Ewa. - Tak wyraźnie jak panią teraz. Widziałam, co się stało. To był duch.


Nina niemal siłą kładzie Ewę na łóżku.

- Odpocznij sobie i nie myśl o tym teraz – nakazuje stanowczo.

- Jaki duch, na litość boską – pomrukuje stryj pod nosem. - Znów się biedaczce w głowie miesza. Dom nigdy nie był nawiedzony, nie wierzę w takie rzeczy. Trzeba do Heleny zadzwonić.

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now