Część 32. Grudzień 1942. Paulina

240 42 15
                                    


Odkąd Geist zamieszkał w Niewiadowie, zabroniłam stanowczo pani Celinie przyjmować „nocnych gości". Chłopaki odbierali sobie swój wikt od starego magazyniera, pana Władysława. Sądząc po ilości znikających produktów, karmiliśmy całą leśną kompanię.

Wszystko działało bez zarzutu do chwili, gdy pewnego dnia Geist surowym tonem zażądał spotkania ze mną i Janem. Rzucił na biurko Jana jakiś papier i zasiadł na sofie naprzeciwko.

- Co to takiego? - podjął Jan, zerkając na papier.

- Donos – mruknął Geist.

Jan drżącymi rękami sięgnął po kartkę papieru, rozłożył ją i zaczął czytać.

- Rozpoznaje pan charakter pisma? - zapytał Geist.

Jan przecząco pokręcił głową.

- To nie pierwszy raz, ale tym razem autor podaje konkrety, daty i liczby – podsumował Geist i odwrócił się w moją stronę. - Wspomniałem pani kiedyś, by uważała pani na pewne osoby, które spotyka pani w Niewiadowie.

Przypomniałam sobie, w jakich okolicznościach i chyba lekko się zaczerwiłam. Szczęśliwie, nikt nie zwrócił na to uwagi, a nawet jeśli, moje emocje w tej sytuacji były całkiem uzasadnione.

- Sugeruje pan... że ktoś z domowników? - zaczęłam niepewnie.

- Ja nic nie sugeruję, to państwa dom i państwo powinniście być lepiej zorientowani. Niemniej, nie ulega wątpliwości, ze ktoś cierpliwie kopie pod państwem dołki. Sugerowałbym zmianę nawyków – zakończył z kpiącym uśmieszkiem.

- Jakich nawyków? - Jan wybałuszył na niego oczy. - Zdarzają się, owszem, kradzieże, ale... to... to same kłamstwa!

Geist wstał gwałtownie. Widać było, że jest wściekły

- Nie docenia pan mojej dobrej woli, panie Krauss. Zamiast przychodzić z tym do państwa, mógłbym ściągnąć z Lublina kilku chłopaków i z łatwością sprawdzić prawdziwość owych informacji. Jak wynika z treści tego – postukał palcem w kartkę. - Kradzieże zdarzają się z zadziwiającą regularnością.

Jan pobladł.

- Doceniamy pańską dobrą wolę – zapewniłam martwym głosem.

Jeszcze tego samego wieczoru odbyliśmy z Janem i Wilhelmem naradę, która poskutkowała podjęciem radykalnych kroków, które miały na celu odsunięcie od nas podejrzeń - Jan z bólem serca zwolnił magazyniera.


Przedwczesny opad śniegu zachwycił tylko Wicię. Dla nas śnieg i mróz oznaczał nasilenie codziennych bolączek - kłopotów z przemieszczaniem się, zaopatrzeniem i niedoborem opału. Zima zaatakowała już na początku grudnia i przepowiadano, że będzie długa, ostra i śnieżna. Jan ostrzegał, że kiedy nas zasypie, drogi staną się nieprzejezdne i przyjdzie nam przesiąść się na sanie. I znów tylko Wicię cieszyła taka perspektywa.

Nina wolno wracała do zdrowia, z trudem wstawała z łóżka, rana długo się jątrzyła. Jej przedłużające się niedomaganie przynajmniej zdejmowało ze mnie niepokój o inne sprawy, którymi mogłaby się zajmować.

- Spójrz, mamo - Nina wróciła właśnie z kuchni i wskazała na okno.

Przetarłam dłonią szybę, na której mróz wyczarował magiczne wzory. Przez uzyskany w ten sposób otwór dostrzegłam Wiktorię i Albrechta Geista bawiących się na śniegu w ogrodzie.

- Pozwalasz jej bawić się z nim? - mruknęła Nina

- Tobie pozwalam bawić się z Tomkiem Warysem - odcięłam się błyskawicznie.

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now