Część 9. Czerwiec 1942. Wicia

374 48 7
                                    

Pani Wandzia nie lubi matki, ale ta niechęć jest niczym w porównaniu z antypatią od pierwszego wejrzenia, którą Nina obdarza zarządczynię.

Drugiego wieczoru naszego pobytu w Niewiadowie, Nina z szatańskim śmiechem zgarnia nocniki spod swojego i mojego łóżka, a potem pędzi z nimi na dół. Zaintrygowana, podążam za nią. Pani Wandzia siedzi w stołowym przy lampie naftowej, nad jakimś listem. Nina bezceremonialnie stawia oba "naczynia" na jadalnym stole.

- Garnuszki do gotowania - szczebiocze Nina. - Przypadkiem ktoś zostawił w naszych pokojach.

Pani Wandzia zrywa się na równe nogi:

- Przecież to nocniki!

- Co, proszę? - podejmuje Nina z teatralnym uniesieniem brwi.

- Nocniki, panienko, jakby się komuś w nocy zachciało, żeby po ciemku do wygódki nie biegać.

- Do wygódki?

- Do toalety, jak to nazywacie.

- Ale przecież jest tuż obok, na piętrze. Nie trzeba pięć kilometrów przez zaśnieżone pole, prawda?

- A jest, to prawda. Ale w nocy jest ciemno i zimno. Lampy gasimy w korytarzu.

- Pani Wandziu. My miastowe. Do folkloru nie przywykłyśmy. W Krakowie miałyśmy prąd, bieżącą wodę i kanalizację, choć bywały ograniczenia w dostawie dwóch pierwszych, trzeciego nawet okupant nie racjonował. Zaopatrzę się w świecę, na wypadek gdyby zachciało mi się w nocy do toalety. Śmierdzącego gara pod łóżkiem nie ścierpię - peroruje Nina wyniośle.

- Jak tam sobie panienka życzy - pomrukuje Wandzia i szybkim krokiem wychodzi z jadalni, oba nocniki pozostawiając na stole.

- I co teraz? - wskazuję niepewnie na naczynia.

Nina wzrusza ramionami:

- Jak to co? Jutro nam owsiankę na śniadanie w tym podadzą, za karę.

Chyba blednę, bo Nina zaczyna się śmiać. Wciąż się śmiejąc, wychodzi z jadalni i podąża schodami na górę, do swojego pokoju, pozostawiając mnie samą i osłupiałą, w pokoju stołowym.

Kilka pierwszych tygodni w większości spędzam w domu. Poznaję zakamarki i tajemnice dworu oraz podwórza. Jestem urzeczona ogromną przestrzenią i swobodą, której tutaj nikt mi nie ogranicza. Chętnie towarzyszę stryjowi, który pomimo kłopotów z poruszaniem się, od rana do wieczora dogląda obejścia, na przemian z Wilhelmem przyjmuje interesantów i rozwiązuje problemy. Zaprzyjaźniam się z kurami, psów i koni trochę się boję.

Matka i Helena muszą załatwić urzędowe sprawy związane ze zmianą miejsca zamieszkania.

Helena niemal od ręki otrzymuje posadę pielęgniarki w szpitalu.

Co do matki - decydują ze stryjem Janem, że zatrudniona zostanie w majątku jako buchalterka. To pogłębia niechęć pani Wandzi, która uważa, że trwa wojna czy nie - pani Krauss pracować nie wypada.

Wiemy już, że stryj Jan oficjalnie przynależy do kategorii deutschestammige. Nie deklarował i nie angażuje się w żadną aktywność polityczną na rzecz Trzeciej Rzeszy, jest neutralny. Dla neutralnych jest specjalne miejsce w piekle - kwituje Nina za plecami stryja. Słuszność naszych decyzji weryfikuje czas - mówi matka. Na majątki ziemskie, pozostające w rękach Polaków, okupant nierzadko nakłada zarządy komisaryczne lub dokonuje ich konfiskaty. Dzięki niemieckiemu pochodzeniu stryj utrzymuje pozory kontroli nad własnym mieniem i życiem, choć ograniczone obowiązkowymi raportami, sprawozdaniami i bilansami. Stryj musi skrupulatnie stosować się do założeń niemieckiej polityki rolnej i wywiązywać z obowiązkowych dostaw płodów rolnych i żywca.

Duch (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz