Pani Wandzia nie lubi matki, ale ta niechęć jest niczym w porównaniu z antypatią od pierwszego wejrzenia, którą Nina obdarza zarządczynię.
Drugiego wieczoru naszego pobytu w Niewiadowie, Nina z szatańskim śmiechem zgarnia nocniki spod swojego i mojego łóżka, a potem pędzi z nimi na dół. Zaintrygowana, podążam za nią. Pani Wandzia siedzi w stołowym przy lampie naftowej, nad jakimś listem. Nina bezceremonialnie stawia oba "naczynia" na jadalnym stole.
- Garnuszki do gotowania - szczebiocze Nina. - Przypadkiem ktoś zostawił w naszych pokojach.
Pani Wandzia zrywa się na równe nogi:
- Przecież to nocniki!
- Co, proszę? - podejmuje Nina z teatralnym uniesieniem brwi.
- Nocniki, panienko, jakby się komuś w nocy zachciało, żeby po ciemku do wygódki nie biegać.
- Do wygódki?
- Do toalety, jak to nazywacie.
- Ale przecież jest tuż obok, na piętrze. Nie trzeba pięć kilometrów przez zaśnieżone pole, prawda?
- A jest, to prawda. Ale w nocy jest ciemno i zimno. Lampy gasimy w korytarzu.
- Pani Wandziu. My miastowe. Do folkloru nie przywykłyśmy. W Krakowie miałyśmy prąd, bieżącą wodę i kanalizację, choć bywały ograniczenia w dostawie dwóch pierwszych, trzeciego nawet okupant nie racjonował. Zaopatrzę się w świecę, na wypadek gdyby zachciało mi się w nocy do toalety. Śmierdzącego gara pod łóżkiem nie ścierpię - peroruje Nina wyniośle.
- Jak tam sobie panienka życzy - pomrukuje Wandzia i szybkim krokiem wychodzi z jadalni, oba nocniki pozostawiając na stole.
- I co teraz? - wskazuję niepewnie na naczynia.
Nina wzrusza ramionami:
- Jak to co? Jutro nam owsiankę na śniadanie w tym podadzą, za karę.
Chyba blednę, bo Nina zaczyna się śmiać. Wciąż się śmiejąc, wychodzi z jadalni i podąża schodami na górę, do swojego pokoju, pozostawiając mnie samą i osłupiałą, w pokoju stołowym.
Kilka pierwszych tygodni w większości spędzam w domu. Poznaję zakamarki i tajemnice dworu oraz podwórza. Jestem urzeczona ogromną przestrzenią i swobodą, której tutaj nikt mi nie ogranicza. Chętnie towarzyszę stryjowi, który pomimo kłopotów z poruszaniem się, od rana do wieczora dogląda obejścia, na przemian z Wilhelmem przyjmuje interesantów i rozwiązuje problemy. Zaprzyjaźniam się z kurami, psów i koni trochę się boję.
Matka i Helena muszą załatwić urzędowe sprawy związane ze zmianą miejsca zamieszkania.
Helena niemal od ręki otrzymuje posadę pielęgniarki w szpitalu.
Co do matki - decydują ze stryjem Janem, że zatrudniona zostanie w majątku jako buchalterka. To pogłębia niechęć pani Wandzi, która uważa, że trwa wojna czy nie - pani Krauss pracować nie wypada.
Wiemy już, że stryj Jan oficjalnie przynależy do kategorii deutschestammige. Nie deklarował i nie angażuje się w żadną aktywność polityczną na rzecz Trzeciej Rzeszy, jest neutralny. Dla neutralnych jest specjalne miejsce w piekle - kwituje Nina za plecami stryja. Słuszność naszych decyzji weryfikuje czas - mówi matka. Na majątki ziemskie, pozostające w rękach Polaków, okupant nierzadko nakłada zarządy komisaryczne lub dokonuje ich konfiskaty. Dzięki niemieckiemu pochodzeniu stryj utrzymuje pozory kontroli nad własnym mieniem i życiem, choć ograniczone obowiązkowymi raportami, sprawozdaniami i bilansami. Stryj musi skrupulatnie stosować się do założeń niemieckiej polityki rolnej i wywiązywać z obowiązkowych dostaw płodów rolnych i żywca.
CZYTASZ
Duch (Zakończone)
HistoryczneRok 1942. Paulina Krauss, wskutek dramatycznych wydarzeń, zmuszona jest opuścić rodzinny Kraków i zamieszkać w wiejskim majątku szwagra. Po drodze musi skorzystać z pomocy człowieka, którego zachowanie i intencje są tyleż niejasne, co zaskakujące. C...