Część 57. Czerwiec 1943. Wicia

256 40 11
                                    


Helena w czerwcu wraca do domu – ma pozostać w Niewiadowie na czas rekonwalescencji, bo do pracy w szpitalu póki co nie wraca. Jest blada, wychudzona i bardzo słaba, przez pierwsze dni prawie nie wstaje z łóżka.

Wciąż najwięcej czasu spędzam na zabawach i wyprawach z Brygidą. Choć bezpośrednie otoczenie domu: park, ogród i podwórze całkowicie wystarczałoby nam do zabawy i obowiązuje nas surowy zakaz wychodzenia poza teren chroniony przez żołnierzy ze stutzpunktu, łamiemy go regularnie. Nieraz wystarcza ładny uśmiech, by wartownik zechciał nas przepuścić, rzekomo tylko nad źródełko, by zbierać kwiatki. Bezwstydnie eksploatujemy też szyte grubymi nićmi kłamstwo, by stojący nam na drodze żołnierz natychmiast udał się do sierżanta, który wzywa go w ważnej sprawie. Chodzimy wówczas na łąkę, do jaru i do nowego sadu. Po takich wyskokach napotkany przypadkiem sierżant Blanck zawsze przybiera chmurną minę i grozi nam palcem, ale matce, stryjowi czy majorowi nigdy na nas nie skarży.

Dzięki Brygidzie zostaje zdjęte ze mnie piętno „małej niemry" i „panienki ze dworu". Bardziej wygadana i rezolutna ode mnie, żywsza, bardziej pomysłowa i inteligentna ma zadatki na prowodyra naszej dwuosobowej bandy oraz żadnych oporów przed zawieraniem nowych znajomości z pracownikami folwarku czy gośćmi. Właściwie to zna już wszystkich.

Poznaję ciekawych ludzi, jak chociażby kowala Kolę i jego młodocianego pomocnika Pietrka. Budyneczek mieszczący stolarnię i kuźnię przylega do spichlerza. Stolarnia ładnie pachnie, ale nie jest tak ciekawa jak kuźnia, gdzie godzinami obserwujemy rozgrzewanie żelaza, kucie, hartowanie, ostrzenie na toczydle, podkuwanie koni. Milczący Kola, o bardzo arystokratycznym wyglądzie, jak głoszą podwórkowe plotka, skądinąd sprzeczne ze sobą, jest ponoć zagorzałym komunistą albo potomkiem jakiejś zbiegłej z Rosji w okresie rewolucji hrabianki i jej stangreta. Jego pomocnik Pietrek z zaangażowaniem uczy nas przekleństw i brzydkich wyrazów. Z innych ciekawych miejsc przyciąga nas szczególnie waga wozowa pośrodku podwórza, parnik, gdzie przygotowywane są kartofle dla świń oraz ogromna stodoła z lokomobilą parową, młockarnią, o tej porze roku jeszcze nie pracującą i kieratem. W stodole przechowywane są też bele siana i słomy. Po tych drugich z zamiłowaniem zjeżdżamy. W stajni rozrzewnia nas widok dwóch młodych źrebaków i ich matek, młode tej wiosny urodziły się w Niewiadowie. Odwiedzamy je, kiedy pasą się na okólniku, co kończy się niemałą awanturą, kiedy po powrocie do domu okazuje się, że przez nieuwagę dopuściłam do tego, by mała klaczka wygryzła mi dziurę w sukience. W oborze rezyduje groźny buhaj, więc tam zapuszczamy się rzadko, podobnie jak do chlewików i kurnika, gdzie brzydko pachnie. Kiedy już znudzi nam się przekomarzanie z uwiązanym na łańcuchu Burkiem, z zapamiętaniem drażnimy starego tryka, ale wyłącznie przez płot, a potem witamy salwami śmiechu jego bezowocne próby odpłacenia nam pięknym za nadobne, kończące się dla niego bolesnym zderzeniem z drewnianym parkanem. Nadal lubię pogonić sobie kury, kiedy nikt tego nie widzi, a jeszcze wdzięczniejszym obiektem psot wydają mi się nabyte wczesną wiosną przez stryja za bezcen kurki japońskie, drobniejsze i niezbyt ruchliwe.

Do indyków czuję respekt, natomiast kaczki uwielbiam obserwować, jak kołyszącym się krokiem maszerują przez ogród do sadzawki, a potem pluskają się tam. Kaczek nie płoszę, bo nie niepokojonym zdarza znosić jajka w zaroślach okalających staw. Jajka te zanosimy do pani Celiny, bo choć większe od kurzych są niesmaczne i nadają się wyłącznie do ciast. Jako wynagrodzenie za nasze starania otrzymujemy zawsze w zamian kogel – mogel z jajka kurzego.

Stajnia cugowa to z kolei królestwo Siwka i starej klaczy Lury, które to konie, zaprzęgane do bryczki lub wozu służą mieszkańcom Niewiadowa do wypraw poza majątek, odkąd benzyna stała się towarem osiągalnym tylko dla ludzi, cytując słowa pani Wandzi: „pokroju sturmbannfuhrera".

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now