XXXVIII: Jeremiah ma swój własny sposób na życie

462 33 2
                                    

Nigdy nie lubiłem chorować, bo wtedy zupełnie jak po alkoholu traciłem nad sobą panowanie i zachowywałem się irracjonalnie. Było mi za siebie wstyd, ale Ethan o dziwo nie zamierzał tego wykorzystywać przeciwko mnie, nie nabijał się. Plusem mojej choroby na pewno była zmiana osobowości. Próbowałem wielokrotnie przeanalizować, co cofało mnie do spokojnego Jeremiaha, ale cokolwiek było teorią, zaraz ją obalały argumenty. W drugą stronę działało to prościej, musiałem być w stresowej sytuacji z drugim człowiekiem. Pomyślałem, że względny spokój mógł mi gwarantować powrót, ale to też nie było takie pewne. To irytowało, ilekolwiek bym o tym nie myślał.

W najbliższą środę Robert wdał się w bójkę z jakimś chłopakiem z równoległej klasy, a potem obaj wylądowali u Justina. Nikt w klasie się tym nie przejmował albo musieli mu skrajnie ufać, albo wiedzieli, że głupiego śmierć nie dotyka. W obu przypadkach woleli inne tematy niż sklejany Robert dwa pietra wyżej.

– Nie jestem w ogóle zazdrosna. – Uniosłem wzrok na Anikę, która powiedziała to o dwa tony za głośno. Wszyscy pozostali zwrócili na nią uwagę. – Jak ktoś daje ci kwiaty pogrzebowe, jakoś nie czuję się zagrożona. Ty powinieneś – powiedziała z rozbawieniem.

Ivan odwrócił się do niej na krześle, ale to Kevin zadał pytanie:

– Jakie są kwiaty cmentarne?

– To białe lilie – odpowiedziała mu, a Ethan skurczył się na krześle. Temat iście mnie zaintrygował, bo dałbym sobie rękę uciąć, że białe kwiaty były w moim bukiecie.

– Dostałeś kwiaty, które oznaczają śmierć? – Xavier zaczął się głośno śmiać.

– Ej, Ethan, a czy ty przypadkiem nie kupowałeś białych lilii dla swojego chłopaka? – Kevin postukał nastolatka przed sobą w ramię.

– Błagam, skończcie – powiedział, zaciskając oczy i paląc się ze wstydu.

– Nie, nie. Ja chcę wiedzieć, jak Rick zareagował na dostanie kwiatów śmierci od swojego chłopaka? – spytałem, zrzucając nogi z biurka.

– Gest bardzo w moim stylu – odpowiedział z szerokim uśmiechem, zaczynając bujać się na tylnych nóżkach krzesła.

– A to prawda, że lubisz wiązać w łóżku? – Kevin tym razem odwrócił się do Ricka, jakby rozmawiał z przyjacielem, a nie swoim dawnym obiektem zagrożenia.

– Lubię? – Uniósł brwi, a Claude przed nim się uśmiechnął, również przymykając powieki. Bawiło go to, coś nowego.

– Czy wy możecie skończyć? Pośmiejmy się z kogoś innego, co? – warknął Ethan.

– Cicha woda brzegi rwie – mruknęła Adikia. – Niby niepozorny, a jak lubi się bawić.

– Ja pierdziele... – mruknął, kładąc się na ławce.

Po klasie rozeszły się śmiechy. Mój wzrok jednak skupił się na Matteo, który patrzył na mnie i starał się pohamować wybuch, ale nie wytrzymał. Szepnąłem pod nosem, że nienawidzę tej klasy i powróciłem do grzebania w dzienniku. Testy sprawdzające wiedzę moich uczniów szły różnie. Niektórzy zdawali bez większych problemów, inni już mieli zaznaczone poprawki, które sobie uzgodnili. Nauczyciele przez kolejne tygodnie również mnie zaczepiali i rozmawiali o niektórych jednostkach. Mój przedmiot szedł wszystkim całkiem nieźle, nie wymagali dodatkowego powtarzania materiałów. Nawet Ethan zdał na zadowalającą ocenę, za to kulał z chemią, ale od tego miał już pomocników. Wszystko ładnie się łączyło, niczym puzzle, ale tylko trzy kawałki nie pasowały do niczego. Adrian, Roman i Claude. Ricka w ogóle nie brałem pod uwagę, bo zaskakująco zdawał pozytywnie wszystkie testy, a jego integracja z klasą zawsze kończyła się na Ethanie i Claudzie. Ten drugi też nie miał żadnych problemów z nauką, miałem wrażenie, że on całą wiedzę liceum ma w małym palcu i od dawna zbiera już tematy ze studiów do swojej głowy. Interesujący talent.

Intertwine//mxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz