XXVIII: Jeremiah oddaje kontrolę

592 45 2
                                    

W piątek siódmego marca czułem się skacowany minionym tygodniem. Miałem wrażenie, że wydarzyło się podczas niego więcej, niż podczas całego mojego życia. Sprowadził się upierdliwy kundel, zetknąłem się z Fabio i jego ludźmi, którzy po mnie sprzątnęli, poszedłem na układ sadomaso, choć wciąż się wahałem, Damien przestał udawać, przynajmniej w jakimś stopniu. Do tego te koszmary. Nie powiedziałem tego głośno, ale w nocy, gdy Ethan postanowił mi pomóc je przegonić, naprawdę mu się to udało. Trudno to wyjaśnić, ale miałem wrażenie, jakby wyrwał mnie z niekończącego się snu o jednym i tym samym, a najgorsze było to, że po przebudzeniu nie potrafiłem nawet przypomnieć sobie, co było tak straszne w moim koszmarze. Nic, totalnie czarna dziura. Mimo to bałem się, że przez sen mógłbym zrobić coś głupiego. Wprawdzie Lyry nigdy nie zrobiłem, ale wtedy też nie byłem chodzącą bombą. Nie dawałem rady pierwszy raz od... zawsze. Liczyłem na samoistne powrócenie do formy, w innym przypadku mogłem mieć jeszcze większe problemy.

Poszedłem do garażu z samego rana, bo ostatnie kilka dni Damien spędzał albo tam, albo w piwnicy. Zupełnie jak ja w odosobnieniu. Wcześniej robił to dość rzadko, ale teraz może czuł się osaczony przez Ethana? Nie on jedyny.

Chłopak sprawdzał coś pod maską, mając jednak czyste ręce. Zerknął na mnie kątem oka, bo postanowiłem poczekać, aż będzie miał chwilę przerwy. Nie zaprzątał sobie nią głowy, gdy zwrócił mi uwagę i kazał mówić, czego chcę.

– Pamiętasz moją prośbę z wczoraj? – spytałem. Pochylał się, ale moje słowa wydały mu się na tyle interesujące, że przekrzywił głowę i umieścił podbródek na ramieniu.

– Tę o forum? – W odpowiedzi kiwnąłem głową. – Tak. Załatwiłem to. Najbezpieczniejsza strona, jaką udało mi się znaleźć z chatem grupowym. Mogą, a nawet muszą, się tam zarejestrować i dzięki temu dołączą do konwersacji. O ile dasz im uprawnienie po wcześniejszym zaakceptowaniu ich próśb o dołączenie.

– Super. – Odetchnąłem. – Jeden problem mniej.

– Co się dzieje? – Odepchnął się od samochodu i patrzył na mnie tym samym wzrokiem, co po moich omamach słuchowych. Twarz musiała zdradzać wiele, zbyt wiele.

– Nic. Przygotowuję się na nowego ucznia. – To było zgodne z prawdą.

– Twoje słowa brzmiały, jakby problemów było więcej – skwitował. – Poza tym... zmieniłeś się. Mam wrażenie... – Rozszerzył powieki, jakby przyszło mu coś istotnego do głowy. – Nie powiesz mi chyba, że Dante się odezwał?

– Ta i co jeszcze? – Prychnąłem. – Gdyby się odezwał, to nie stałbym przed tobą żywy. Wyślij mi lepiej link do forum, żebym mógł im o nim powiedzieć na lekcji. Spadam.

Nie zatrzymywał mnie i byłem z tego powodu bardziej niż szczęśliwy. Co miałem mu powiedzieć? Odbiło mi i słyszę głosy, a w nocy nawiedzają mnie zmarli? Może od razu wykupiłbym sobie miejsce w psychiatryku? Musiałem po prostu odpocząć, to wszystko albo aż tyle.

Wkroczyłem na teren szkoły dopiero przed jedenastą, kiedy to mieliśmy mieć lekcję. Dostrzegałem swoich uczniów porostrzelanych na korytarzu podczas przerwy. Nie było wyjątku, żeby ktoś nie powiedział mi dzień dobry. Pocieszające, chociaż i tak wiedziałem, że część z nich dalej była do mnie nastawiona sceptycznie. Musiałem to zmienić, chociaż kiepsko przychodziło mi do głowy rozwiązanie. Za priorytet postawiłem sobie rozmowę z Robertem i być może Cassandrą, która z niewiadomych przyczyn zaczęła mnie unikać jak ognia. Skoro chodziła z Robertem, to od niego wypadało zacząć. Nawet jeśli oznaczało to powrót do początku relacji.

Lekcja angielskiego poszła nam sprawnie, nie licząc pytań o esej, który im zadałem. Widziałem, że traktują to poważnie, a przynajmniej znaczna część. Wtedy też mój wzrok zatrzymał się na Adrianie, który jak zawsze głowę trzymał nisko. Miałem przed oczami wszystkie jego wybryki i pomyślałem, że z nim też najwyższa pora pogadać.

Intertwine//mxb//✔Where stories live. Discover now