XL: Jeremiah został sam

413 36 6
                                    

– I co z tym balem? – pytam dyrektorkę, która wyjątkowo dzień po feriach, czyli osiemnastego sierpnia, miała dobry humor.

– Ach, tak! Cieszę się, że o tym wspominasz. – Wygrzebała coś z szuflady biurka, a potem spojrzała na kalendarz. – Ustaliliśmy bal na dwudziestego siódmego września, czyli od razu po egzaminach. Możesz już przekazać swoim uczniom, jakieś zmiany będą raczej drobne. Bal jest potwierdzony.

– Świetnie, myślę, że się ucieszą. – Pokiwałem głową, kierując się do drzwi jej gabinetu.

– Jeremiahu. – Odwróciłem się. – Gratuluję. Może uda im się wyjść stąd z perspektywą na lepsze jutro.

– To im należą się gratulacje, nie mnie – zapewniłem i wyszedłem.

W pokoju nauczycielskim porozmawiałem jeszcze przez krótką chwilę z Arthurem. Lubiłem tego faceta, potrafił przypomnieć mi o istnieniu jeszcze dobrych ludzi. Nauczyciele w tej szkole w większości wyglądali, jakby ktoś zmusił ich do pracy, a Arthur wyjątkowo cieszył się z obecnej pozycji. Podobno pierwsza wychowawczyni mojej klasy była do niego bardzo podobna, ale straciła zapał do pomocy, zwłaszcza z własnym dzieckiem w drodze. Trudno mi ją obwiniać, sam używałem niekonwencjonalnych metod do nawracania ich na właściwą ścieżkę. Z jednymi udawało się to łatwiej z innymi znacznie trudniej. A z niektórymi w ogóle się nie udało.

Poszedłem do swojej klasy na lekcję angielskiego, którą poprowadziłem jak zawsze. Sprawy organizacyjne miały swój czas, dlatego nie chciałem ujmować cennych minut lekcji, żeby je przekazywać. I tak uczniowie byli zbyt zdeterminowani słuchaniem przed nadchodzącymi ostatecznymi egzaminami. Widać było spięcie na niektórych twarzach, chociaż test czekał ich dopiero pod koniec września. Miesiąc to bardzo mało czasu, a i tak starali się dawać z siebie więcej, niż musieli. Ethan cały poprzedni rok – zresztą nie tylko on – miał zawalony, przez co teraz uczył się podwójnie. Na szczęście był uzdolniony i nie miał z zapamiętywaniem zbyt wielu problemów. Modliłem się o taki sam tryb pracy u reszty. Robert nie był wybitny, ale jego zmęczenie na lekcjach musiało świadczyć o nadgodzinach. Gdy przestał skupiać się na Cass, imprezowaniu i dokuczaniu kolegom, to wreszcie została mu tylko nauka. Wszystko było na dobrej drodze.

Roman również przeszedł metamorfozę lub po prostu odrzucił wszystkie swoje bariery. Sporo pomagał innym w nauce i zagadnieniach, przez co ich forum internetowe pękało w szwach. Codziennie pojawiały się minimum dwa tematy, które wymagały doprecyzowania. Najczęściej to właśnie przewodniczący jako pierwszy odpowiadał i wszystko objaśniał. Chat również przeobraził się w coś spokojniejszego, bez wyzwisk, ale taką ich prywatną „imprezę", gdzie mogli świętować małe sukcesy i wymieniać się sposobem na relaks. Padły nawet pojedyncze prośby o dodanie Ricka, gdzie o dziwo Claude postanowił pozostać bezstronny i nie popierać żadnej z nich, mimo odczytywania każdej wiadomości na ten temat. Na co dzień w szkole nie socjalizował się, ale gdy tylko w grę wchodził chat, od razu było go pełno w każdym temacie. Niektórzy dzięki temu odkryli jego cechy, o których nie mieli pojęcia. Na przykład, że kocha koty i ma parkę oraz cztery maluchy na „utrzymaniu". Tak, dokładnie tak to wtedy ujął. Wysłał nawet zdjęcia tych stworzeń.

Co do mojego ochroniarza to sprawa wydawała się zamknięta. Już nie był taki rozgorączkowany, większość czasu spędzał przed ekranem, ale w formie rozrywki. Uprzedził mnie też, że na początku września ktoś nas odwiedzi i mam być miły. Znając go, musiała być to osoba, której ufał. Byłem bardzo ciekawy, czy zna moją sprawę, czy będzie kompletnie przypadkowym gościem domu. Może i nie powinienem, ale ufałem Damienowi, więc pozostawiłem to w jego rękach i nie czułem stresu.

Na czasie z wychowawcą oznajmiłem wszystkim, że czeka ich balanga po egzaminach, na co reakcje były podzielone. Część była podekscytowana, część zdziwiona, a inna część wcale nie cieszyła się tą myślą. Adikia jako pierwsza okazała niechęć, bowiem na weekend po egzaminach miała plany i one nie podlegały zmianie. Adrian skrzywił się, jakby ktoś go zlinczował słowem „bal", a Owen wyglądał na niezainteresowanego imprezą, do której Matteo miał znacznie inne podejście. Szczerzył się i szturchał przyjaciela, który pragnął go zignorować z całych sił. Caleb był jednym z tych, którzy się zastanawiali, ale po co i na co, ale nie na wybitnie zniechęconego do tego przedsięwzięcia. Ava już się odwróciła do Romana, aby zaklepać go jako swojego partnera, na co się szczerze roześmiał i przystał. Ich partnerami mogły być też osoby z niższego rocznika. Impreza nie należała tylko do nich, ale także do ich rówieśników, którzy kończyli rok. Z tego, co zdążyłem zaobserwować, z niektórymi mieli na pieńku, ale liczyłem na pokojowe rozwiązanie tej sytuacji. Zresztą, z kim oni na pieńku nie mieli?

Intertwine//mxb//✔Where stories live. Discover now